Anarchista w drodze do Magadanu… #41 (1/2014)
Książka Igora Oliniewicza została wydana w kwietniu 2013 roku w dość małym nakładzie – 900 egzemplarzy. Potrzebną do edycji kwotę udało się uzbierać dzięki wsparciu przyjaciół anarchisty i osób nieobojętnych jego sprawie. Igor jest wspaniałym pisarzem, dlatego nic dziwnego, że wydanie bardzo szybko się rozeszło i już pod koniec 2013 roku w sprzedaży pojawił się drugi nakład. W języku rosyjskim książka jest łatwo dostępna w Internecie i każdy może sobie ją pobrać w dowolnym formacie, jest nawet wersja dla audiobooka, którą czyta matka Igora, Walentyna Oliniewicz. Obecnie Jadę do Magadanu przetłumaczono na wiele języków (przygotowywana jest również polska wersja tej książki, która niebawem ma się ukazać dzięki współpracy białoruskich i polskich anarchistów – przyp. red.), co jest bardzo ważne tak dla samego autora, jak i dla społeczeństwa białoruskiego. W grudniu 2014 roku Oliniewicz dostał literacką nagrodę im. Franciszka Alechnowicza, wręczaną za utwory, które powstały w więzieniu. Nagrodę odebrała matka więźnia; właśnie ona przez cały ten czas bardzo wspiera swojego syna, chociaż straciła już posadę na uniwersytecie i wielu swoich znajomych. Czytając książkę, coraz bardziej upewniamy się w tym, iż sytuacja na Białorusi wygląda tragicznie. Że w kraju, który jest tak blisko Polski, mają miejsce podobne sytuacje i że osoby o poglądach zbliżonych do Twoich – trafiają przez nie do więzienia. Nawet, jeśli ciągle śledzimy informacje o sytuacji na Białorusi, nawet jeśli jesteśmy na bieżąco z tym, co się tam dzieje, to i tak nie wiemy do końca, jak sytuacja wygląda w rzeczywistości. Stąd książka Oliniewicza stanowi dobrą okazję, by dowiedzieć się z pierwszej ręki o współczesnym funkcjonowaniu białoruskiego systemu politycznego.
Tematów w książce jest wiele: więzienie, sąd, radykalizm, nierówność klasowa… Autor wszystkie te wątki łączy w swoich filozoficznych przemyśleniach, podając elementy wspólne. Igor nie miał jeszcze trzydziestki, kiedy trafił do aresztu śledczego KGB w Mieńsku. Jeśli popatrzymy na zdjęcia Igora z sali sądowej, widzimy wysokiego młodego chłopaka, który w tak młodym wieku jest już zupełnie łysy. Drobiazg, który jednak o czymś świadczy. W Jadę do Magadanu możemy przeczytać o latach 2010 i 2011 na Białorusi – okresie bardzo ciekawym ze względów politycznych, ponieważ wtedy odbywały się kolejne wybory prezydenckie, które już któryś raz z kolei wygrał pierwszy i jedyny prezydent Aleksander Łukaszenka i w których białoruska opozycja pokazała do czego jest zdolna (zdrada, strach, bezradność, obojętność). Igor miał możliwość poznać niektórych kandydatów na prezydenta albo członków ich partii nie z ekranów telewizorów, a osobiście, przebywając z nimi w celi i rozmawiając o polityce, życiu prywatnym, zainteresowaniach itd. W książce opisuje te osoby i mówi o nich wprost – to co myśli, to co do nich czuje, nie zwracając uwagi na różnice w poglądach politycznych.
Obecnie Igor Oliniewicz jest jednym z najsłynniejszych białoruskich więźniów politycznych. Droga do uznania jego i jego przyjaciół za więźniów politycznych przez opozycję białoruską i międzynarodowe organizacje praw człowieka nie była łatwa. Minął długi czas, nim obrońcy praw człowieka zainteresowali się chłopakami i zaczęli ich wspierać. Dla przypomnienia: w maju 2010 roku Igor Oliniewicz, Mikołaj Dziedok, Aleksander Franckiewicz, Maksim Wetkin i Jewgienij Siliwończyk zostali oskarżeni o kilka akcji o charakterze politycznym, przede wszystkim o napaść na ambasadę Federacji Rosyjskiej w Mieńsku w 2010 roku. Białoruska telewizja państwowa nakręciła w związku z tym film Anarchia. Akcje bezpośrednie, który pokazał chłopaków jako osoby słabe i głupie i który, oczywiście, w sposób waleczny wyolbrzymia zasługi pracowników służb specjalnych z powodu tego, że chronią porządnych obywateli przed terrorystami. Film został przyjęty przez anarchistów bardzo krytycznie. Aktywiści w odpowiedzi na to „dzieło” stworzyli swój film – Anarchia. Akcje bezpośrednie. Bezstronna wersja. Film powstał na długo przed wydaniem książki i bardzo pomógł dużej ilości osób z ruchu zorientować się w całej tej sytuacji. W filmie wypowiadają się m.in. osoby, które brały udział w akcjach wspólnie z Igorem, ale uciekły z Białorusi. Właśnie ci aktywiści podają sporo informacji na temat tego, jakim sposobem film telewizji państwowej został nagrany i kto dokładnie z aktywistów współpracował z KGB. Ze wszystkich osądzonych osób – Igor dostał najwięcej – 8 lat pozbawienia wolności o zaostrzonym rygorze. To był szok dla białoruskich aktywistów i aktywistek, po tylu latach spokoju białoruskie służby zaczęły dość intensywnie interesować się ruchem anarchistycznym.
Same akcje, na podstawie których wszczęto postępowania sądowe, podzieliły ruch na kilka obozów. Większość osób stwierdziło, iż działanie Przyjaciół Wolności – a właśnie taką nazwę miał kolektyw Igora – jest kontrowersyjnym i że działania tej grupy są prowokacją, nie mającą niczego wspólnego z ruchem anarchistycznym na Białorusi. Sporo osób zaczęło te akcje krytykować, co przyczyniło się do zwrócenia uwagi służb na tych, co bronili Przyjaciół Wolności. Igor ze smutkiem i złością pisze o anarchistach-legalistach z Indymediów, którzy zapoczątkowali myśl o tym, że działania kolektywu to prowokacja. Od tego momentu rozpoczęły się aresztowania. Niestety, gdyby większa część ruchu przestałaby się bać i przyjęła tę wiadomość inaczej, Igor i inni anarchiści mogliby zostać na wolności.
Jadę do Magadanu jest prawdziwą książką o łagrach, które zapoczątkował Związek Radziecki we wszystkich państwach członkowskich. Nawet sama nazwa wskazuje na to, że mamy do czynienia z literaturą łagrową. Kiedyś Magadan był bramą do piekła. Właśnie tu przyjeżdżali więźniowie z całego Związku Radzieckiego, aby dalej wyruszyć do konkretnego obozu pracy. Magadan był momentem przełomowym dla każdego więźnia, do przyjazdu osoby miały jeszcze jakieś iluzje, co do swojego losu, po przyjeździe miały tylko jedną nadzieję – przetrwać! Dużo o Magadanie i o łagrach pisał Warłam Szałamow (i nie tylko on) w swoich opowiadaniach i chociaż Igor nie tworzy w czasach ZSSR i do Magadanu nie dojechał, jego książka ma wiele wspólnego z twórczością Szałamowa. Łatwo zauważyć proste zdania, mocne i odważne. Jadę do Magadanu mieści się na tej samej półce, co książki o okropnym katowaniu ludzi, o systemie gwałcenia jednostki, jak również o tym, jak ludzie nawet w takich drastycznych warunkach nadal zostają ludźmi, nawet sami w to nie wierząc. Jedyna różnica polega na tym, że opisany świat to XXI wiek, a nie czasy stalinizmu czy hitleryzmu. I to chyba ironia losu, że książka jest o tym samym więzieniu, gdzie jak mówi jedna z głównych postaci książki, pułkownik Orłow, „w latach 30. rozstrzelano (…) ponad 30 tys. osób”. I to jeszcze bardziej przeraża. Sama książka nie jest o Magadanie, a dotyczy więzienia KGB w centrum białoruskiej stolicy – Amerykanki. Nazwę tę areszt śledczy zawdzięcza amerykańskim projektom, na wzór których pod koniec wieku XIX były budowane więzienia w Stanach.
Oliniewicz pisze bez cenzury, opisuje jak musiał uciec z Białorusi do Moskwy, kiedy zrozumiał, że jeśli nie wyjedzie, zostanie zatrzymany, jak i pozostałe osoby. Opisuje swoje zatrzymanie w Moskwie: „Jeden z ludzi ubranych na czarno uspokaja: My to waszym pomagamy. Hm, ci „nasi” – wasi, a nie nasi. Szczęknęły kajdanki, wepchnęli do samochodu, przeszukanie kieszeni, telefon, portfel, empetrójka… Czapka na oczy, jeden samochód, potem drugi, między sobą ludzie w czarnym nie rozmawiają, piszą wiadomości na telefonie i przekazują sobie. Parę przystanków na toaletę, patrzysz na pole, las i wydaje się, że to sen… Granica z Białorusią. Głowę wciskają w podłogę, znaczy się operacja jest nielegalna”. Tak zaczyna się 8-letni wyrok Igora…
Anarchista ciągle wspomina swoje życie przed zatrzymaniem, opowiada o tym, jakim był, jakie problemy go interesowały. „To nie jest łatwe, wziąć wszystko i rzucić. W pracy czekają na ciebie ważne i ciekawe projekty, na daczy remont na całego, w weekend – plan pójść z przyjaciółmi na rave. Dziesiątki nici pajęczyny socjalnej trzymają ciebie i nadają rytm. I tu w jednej chwili trzeba ze wszystkiego zrezygnować” – tak opisuje swoje życiowe usterki przed wyjazdem do Rosji. Przekartkowując książkę, budujemy swój portret Igora – jest anarchistą, utopistą, zwolennikiem społeczeństwa bezklasowego. Z chłopaka, który uczęszczał na koncerty punkowe, mecze i walki z neofaszystami, powoli zmienia się w osobę radykalną. Nie chodzi o radykalizm XIX-wieczny, a raczej współczesny, który stawia czoło systemowi, np. organizując akcje bezpośrednie.
Życie w więzieniu nie jest łatwe, a zwłaszcza dla osoby, nie uznającej żadnej hierarchii – ani społecznej, ani politycznej. „Wszystko zaczynało się o szóstej rano z rykiem masek w korytarzu, podczas kiedy ludzi pędzono do wychodka. Ostre uderzenia pałami o ścianę, poręczę, podłogę, ciągłe krzyki: „Głowę w dół!”, „Szybciej!”, „Biegiem!”, z głosem esesmana krzyczącego „Sznela” do Żydów w Auschwitz przed komorą gazową. Trzaśnięcie drzwiami i to samo dzieje się z następną celą” – nie każdy wytrzyma coś takiego. Warto zauważyć, że na Białorusi więźniowie polityczni swój wyrok rozpoczynają od Amerykanki. Białoruski rząd nie boi się, iż więźniowie zorganizują bunt, albo rozpoczną masową głodówkę, pewność wynika właśnie z tego, że pracownicy więzienia stosują takie metody, po których większość więźniów nie ma na nic chęci i siły. Właśnie o metodach działania służb jest najwięcej, jak się znęcają, jak długo, jak często, jak się czują przy tym więźniowie, jak się czują pracownicy – „Zwykle pędzono nas do hali sportowej, gdzie powinniśmy byli rozebrać się i ukucnąć kilka razy. Po przeszukaniu ubrania stawiali w rozkroku przy ścianie często z wygiętymi z tyłu dłońmi, tak jak robią więźniom, skazanym na dożywocie”.
Najważniejsze chyba w całej książce, że Igor się nie załamuje. Wyrok przyjął dumnie i wie, co jego czeka. „Przede mną lata mroku, ale mnie to nie martwi. Im gorzej, tym lepiej, przecież to, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Odwrócić los na swoją korzyść, to jedyna prawidłowa decyzja. Trzeba poznać od wewnątrz ten świat, budowany przez wieki na losach milionów więźniów”.
Olga Łaniewska