Atom jest trendy? #28 (1/2009)
Lobby atomowe przeżywa w Europie spore kłopoty, zwłaszcza po decyzji niemieckiej ekipy kanclerza Schroedera, iż kolejne reaktory tamtejszych elektrowni nuklearnych mają być wyłączane z eksploatacji po 32 latach użytkowania. Mniej istotne są tu Włochy, które w roku 1990 zakończyły swój cywilny program atomowy czy Holandia, która idzie w ślady Niemców. To RFN, jako gospodarcza potęga i motor Unii Europejskiej nadawały ton „nowoczesności”. Tylko, że owa „nowoczesność” kosztuje. I to sporo.
Skoro nowych inwestycji w państwach Unii jest tak mało, największe europejskie konsorcjum, specjalizujące się w pracach nad EA (1) – francusko-niemiecki koncern „Framatome-Areva” – zaczyna mieć kłopoty finansowe. Będzie więc szukał kolejnych rządów, którym da się wcisnąć siłownie nuklearne. Cena (jak i ewentualne skutki negatywne) nie grają roli. Słoweńcy już rozpoczęli rozbudowę swojej EA w Krsku (a planowali jej likwidację), Bułgarzy będą budować własną w Belene, Rumuni 2 EA, Słowacy aż 3, zaś Litwini chcą unowocześnić Ignalinę i zwiększyć jej moc produkcyjną.
Od przynajmniej roku stosowane są medialne naciski na społeczeństwo polskie, mające przekonać je do rzekomej nieuchronności powstania między Bugiem a Odrą nie jednej EA, a całej ich sieci. Rząd na razie z Polakami nie dyskutuje (i nie zacznie bez fali protestów) – dyskusje trwają za to na forach internetowych. Znamienne, iż znacznie bardziej wyważone są tam głosy fizyków, nawet zwolenników powstania jednej lub kilku EA, niż studentów i licealistów – ci en bloc są ZA, podobnie jak jesienią 2008 r. byli za rządami Platformy Obywatelskiej. Biorę pod uwagę manipulacje forami, podobne do przedwyborczych, ale statystycznie rzecz ujmując – młodzi obywatele rzeczywiście marginalizują zagrożenie, jakie niesie atomistyka, nawet w cywilnym wydaniu.
Nieco historii
Nie owijając w bawełnę – pierwsze radzieckie elektrownie jądrowe służyły nade wszystko wyścigowi zbrojeń. Pierwsza z nich, ukończona w Obnińsku w roku 1954 już po śmierci Stalina, miała moc ledwie… 5 MW. To drobiazg w porównaniu z zapotrzebowaniem sowieckiego przemysłu. Zresztą i dziś nie przekracza ona 1000 MW (zazwyczaj koło 870 MW), co wedle statystyk za rok 2004 (przy 440 pracujących reaktorach) dawało moc 365 000 MW. Wg Międzynarodowej Agencji Energii jest to mniej niż 6,4 % światowej produkcji energii pierwotnej. Przy – co podkreśla często „Greenpeace” – systemie stałych dotacji rządowych i międzynarodowych. Dopiero stawiane obecnie obiekty dysponują mocą ok. 2000 MW.
Budowane w latach 50. I 60 XX w. EA miały jako pierwszoplanowe zadanie funkcję dostarczania materiałów rozszczepialnych do produkcji broni masowego rażenia. Pomimo prymitywnych technologii – siłownie nuklearne wydawały się być bezpieczne. ZSRR nie poinformował przecież w roku 1958 o katastrofie na Uralu, gdzie doszło do wybuchu składowanych (najpewniej w systemie jaskiń) rozszczepialnych „śmieci”, co skaziło teren i prawdopodobnie (oficjalnie Kreml milczy na ten temat do dziś, choć nie zaprzecza) spowodowało śmierć setek ludzi. Rok wcześniej zawiodło nie składowisko, a sama EA – pożar reaktora w Windscale (Wlk. Brytania) spowodował skażenie 800 km2 terenu. Przynajmniej 20 osób zmarło tam na raka.
Elektrowni jądrowych przybywało aż do głośnego wypadku w Three Mile Island (USA, 1979, wyciek chłodziwa z obiegu pierwotnego), co bumerangiem zadecydowało o natychmiastowym referendum w Szwecji i rezygnacji tego państwa z używania atomu. Siłą rozpędu (inwestycja EA trwa od 10-15 lat) w latach 1980-1989 oddawano do użytku jeszcze średnio 22 reaktory rocznie, by w latach 1990-2004 zejść do 5. Amerykanie od roku 1977 nie uruchomili żadnego bloku energetycznego, opartego na technologii atomowej.
Mógłby ktoś powiedzieć, że poligony nuklearne stanowią większe niebezpieczeństwo, a skutki ich negatywnego oddziaływania są groźniejsze. Przeciwnicy EA nie negują tego faktu. Radzieckie doświadczenia jądrowe na Nowej Ziemi, gdzie na przełomie lat 40. i 50. XX w. eksperymentowano na ludziach (tworzono tam specjalne oddziały z wychowanków domów dziecka, o których nikt nie mógł się upomnieć w przypadku niemal pewnej śmierci) – skaziły tysiące kilometrów kwadratowych wody i lądu stałego. Renifery, główne pożywienie miejscowej ludności, są na Nowej Ziemi właściwie niejadalne. Amerykańskie próby w Nevadzie także nie ograniczyły się do napromieniowania samej pustyni.
Ale w przypadku zastosowania wojskowego – reguły gry są czytelne. Znacznie mniej ostre zdają się być z chwilą, gdy energia atomu ma służyć celom cywilnej energetyki. EA produkują zaledwie 16% światowej energii elektrycznej. Wedle „Greenpeace” „udział energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych wyniósł 4 % w całkowitej światowej produkcji w 2004 r., a jeśli uwzględnić wielkie elektrownie wodne, stanowiłby 20 %” (2). Co więc skłania państwa (głównie azjatyckie: Chiny, India, obie Koree, Iran, Pakistan) do budowy nowych reaktorów, mimo wstrzemięźliwej postawy Azjatyckiego Banku Rozwoju: „Jesteśmy świadomi problemów, związanych z energią atomową i dlatego wstrzymujemy się od finansowania projektów atomowych w krajach rozwijających się. Problemy te obejmują transfer technologii jądrowych, ryzyko rozprzestrzeniania się broni atomowej, dostępność paliwa i ograniczenia dostaw, problemy związane z ochroną środowiska i zapewnieniem bezpieczeństwa. Bank będzie kontynuował swoją politykę nieangażowania się w finansowanie energii atomowej”. (3) Postawmy pytanie inaczej – kto potrafi „przekonać” decydentów tych krajów o konieczności uruchamiania siłowni, opartych na energii nuklearnej? Wiedząc w dodatku, iż przynajmniej Chiny i India prowadzą jednocześnie budowy wielkich elektrowni wodnych, o większej mocy i zdecydowanie dłuższych perspektywach funkcjonowania. (W przypadku ChRL niszczy się „przy okazji” wiekowe zabytki i unikalną przyrodę). Odpowiedź jest nie do końca jednoznaczna – prócz węszących potężne zyski koncernów – także koła militarne. Tak jest na pewno w przypadku Chin, Iranu, Korei czy Pakistanu. Wojsko uczestniczy w przedsięwzięciach logistycznie i technologicznie, koszta ponoszą inni, a produkty rozszczepialne zasilają arsenał jądrowy. Wszystkie wymienione powyżej kraje mają ambicje mocarstwowe (nie w ten, to inny sposób), wszystkie również – samodzielnie lub we współpracy z agencjami międzynarodowymi – tworzą własne programy kosmiczne. Na kontynencie południowo-amerykańskim podobnie zbroją się w pluton z EA Argentyna i Brazylia.
Niewielka grupa krajów ma jeszcze inną przesłankę do budowy siłowni nuklearnych – uzyskanie samodzielności energetycznej. To Tajwan, Japonia, Finlandia („Olkiluoto-3”), w ostatnim czasie – Litwa.
Pieniądze i polityka
Na budowę infrastruktury dla energetyki jądrowej i samą konstrukcję EA potrzeba 10-15 lat i jest to określone przez IAEA (International Atomic Energy Agency), po polsku: MAEA (Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej) i kraje, mające w tej dziedzinie doświadczenie. To długi okres. Cena jednego reaktora to obecnie circa 5,5 miliarda euro (tyle ma kosztować reaktor w Belene – Bułgaria). Analiza kosztów jest zazwyczaj trudna. „Bezpieczeństwo, zarówno militarne, jak i polityczne, to wartość bezcenna, dlatego inwestycje atomowe nie poddawały się biznesowej analizie ekonomicznej i w znakomitej większości przypadków realizowane były w ramach różnych „programów narodowych”. Fundamentalne parametry analizy ekonomicznej – takie jak NPV (zaktualizowana wartość inwestycji netto), SPBT (prosty okres zwrotu), IRR (wewnętrzna stopa zwrotu) – nigdy nie były przesłankami do podjęcia decyzji o budowie, bo decyzja miała charakter polityczny. Nie analizowano „czy”, tylko „jak”, i poszukiwano sposobów, a nie przyczyn. W konsekwencji nie wszystkie składowe kosztów były realnie analizowane (np. koszty demontażu i dezaktywacji, zabezpieczenia transportu materiałów radioaktywnych i ich składowania, gwarancji finansowych rządu itp.). W tej sytuacji brak czysto biznesowych inwestycji niezwykle utrudnia prowadzenie obiektywnej analizy ekonomicznej elektrowni jądrowych”. (4)
„Greenpeace” podaje charakterystyczne przykłady: „Rząd Wielkiej Brytanii musiał przeznaczyć 6 miliardów euro, aby uchronić British Energy Group – (największego producenta energii elektrycznej w Wielkiej Brytanii, właściciela 8 elektrowni jądrowych) od likwidacji. Następne 120 miliardów euro z pieniędzy angielskich podatników będzie przeznaczone na pokrycie kosztów programu likwidacji odpadów radioaktywnych, chociaż koszty te będą stale rosły. Przedstawmy tylko kilka z nieudanych przedsięwzięć energetyki atomowej, które pochłonęły miliardy euro.
– 11,6 miliardów euro przeznaczono na budowę szybkiego reaktora powielającego „Superphenix” we Francji, który pracował tylko przez kilka miesięcy, po czym został zamknięty;
– 5 miliardów euro wydano na szybki reaktor powielający „Kalkar” w Niemczech, który nigdy nie został oddany do użytku;
– kilka miliardów euro wydano na problematyczny zakład przerobu odpadów radioaktywnych w Sellafield (znane jako THORP – Wlk. Brytania) oraz fabrykę wyrobu paliwa z plutonu, które nawet po 10 latach nie osiągnęły założonego poziomu produkcji”. (5)
Nie da się też zaprzeczyć, że Komisja Europejska przeznacza trzy razy więcej środków na badania nad energią atomową niż odnawialną. To wciąż odczuwalne skutki „zimnej wojny” i „starszak” wobec Rosji, która w r. 2006 odpowiedziała swoim programem dotacji do projektów jądrowych. W dodatku planowany koszt wzniesienia EA jest ZAWSZE niższy od późniejszych wydatków realnych.
Po Three Mile Island stracono (szczególnie w USA) miliardy dolarów na projekty, porzucone jeszcze przed zakończeniem budowy. Podobnie po katastrofie w Czernobylu. Spółki energetyczne starały się bardziej o zachęcenie ludzi do oszczędzania energii, efektywniejszego stosowania jej, co za tym idzie do zmniejszenia zapotrzebowania, a nie do zaspokajania stale rosnących potrzeb. Jeszcze 10 lat temu jeden dolar, zainwestowany w energooszczędną technologię, zwalniał do siedmiu razy więcej energii niż dolar, wydany na wytworzenie elektrowni jądrowej.
Cokolwiek o technologii
W większości reaktorów elementy paliwowe wykonane są z cienkich rurek, wypełnionych małymi tabletkami dwutlenku uranu. Rurki te ustawia się pionowo w wiązkach, oddzielonych od siebie przekładkami.
Elementy paliwowe mogą pozostawać we wnętrzu reaktora do trzech lat. Nawet jednak po upływie tego czasu cały uran nie zostanie zużyty. W reakcjach jądrowych powstają tymczasem produkty uboczne: krypton (jako gaz) oraz cez, stront i pluton (jako ciała stałe). Elementy paliwowe wymienia się, aby zapobiec powstaniu nadmiernej ilości odpadów i nie dopuścić do skorodowania koszulek. Niespalony uran można odzyskać. W RFN, w wyniku działań lobby atomowego, obliczonych na ograniczenie kosztów, złagodzono przepisy dotyczące składowania i transportu odpadów. Przedłużono maksymalny czas transportu, a odpady usuwa się z reaktorów nie co 3 lata, lecz co 4 lub 5, toteż emitują więcej energii i stwarzają poważniejsze niebezpieczeństwo napromieniowania. 11. maja br. www.cia.bzz.net informowała o protestach w Niemczech, skierowanych przeciw przewozowi odpadów radioaktywnych z La Hague we Francji do Wendland we wschodnich Niemczech i firmie „Castor”, która zajmuje się transportem. W Polsce po szlaku kolejowym ze Szczecina ku południowi, wzdłuż biegu Odry, transportuje się paliwo dla czeskiej EA w Temelínie (czeskie bloki jądrowe z reaktorami ciśnieniowymi jako paliwo wykorzystują dwutlenek uranu UO2, wzbogacony w izotopy rozszczepialne 235U do ok. 3,5%, kupowany w koncernie „Westinghouse”). Po pierwszych protestach na przełomie lat 80./90. XX w. przestano w ogóle informować kogokolwiek o kolejnych transportach do Czech. „Jaderná elekrárna” w Temelínie to zresztą swoiste curiosum myśli technicznej – zbudowano ją wprost na uskoku tektonicznym, co nie tylko samej Republice Czeskiej i pobliskim Węgrom (ciągle sprzeciwiającym się jej istnieniu) grozi nieobliczalnymi skutkami w razie trzęsienia ziemi.
W RP udało się nie dopuścić do powstania nowego składowiska w okolicach Międzyrzecza. Istniejące (nad Narwią w ok. Różana) jest „eksploatowane” przez okolicznych chłopów, którzy beczki po ropie, w jakich składuje się odpady (!!!), niekiedy otoczone warstwą ołowiu, traktują jako bardzo wartościowy złom i nieświadomi zagrożenia wywożą je do pobliskich punktów skupu. Protesty w sprawie Żarnowca, Klempicza i Międzyrzecza to zresztą dawna historia, lokalne społeczności były jeszcze na fali „dobijania” socjalizmu, a rządy nie ryzykowały otwartej wojny ze swoim społeczeństwem. Mizerny sprzeciw wobec „tarczy antyrakietowej” USA koło Słupska i brak (podobnie jak w Czechach) jakiejkolwiek konsultacji z obywatelami, o referendum nie wspominając, pokazują dobitnie, iż rząd Tuska, czy każdy po nim – będą miały ułatwione zadanie.
Nie istnieje żadna skuteczna w 100% metoda pozbywania się odpadków promieniotwórczych. We Francji, w Szampanii, gdzie znajdowało się miejsce tymczasowego składowania takich odpadów, doszło do wycieku i zanieczyszczenia wód gruntowych. Właściciele winnic protestowali. Co nie przywróciło stanu sprzed awarii. O Uralu w roku 1958 i zakładzie THORP już pisałem. Technologie przechowywania są różne – za polską ktoś powinien pójść do więzienia. Ale są inne – w USA np. część przetworzonych odpadów przechowuje się w dwuściennych zbiornikach ze stali nierdzewnej, otoczonych metrowym płaszczem betonowym. Większość zatapia się w specjalnych stawach w pobliżu elektrowni jądrowych. Nie jest to, niestety, rozwiązanie na zbyt długą metę. W Wielkiej Brytanii ciekłe odpady przechowuje się w stalowych zbiornikach z betonową obudową. Odpady w procesie rozpadu atomów promieniotwórczych wydzielają ciepło, więc zbiorniki te trzeba chłodzić żeby nie dopuścić do wygotowania się cieczy, co z czasem mogłoby spowodować wyciek. We Francji (Marcoule) istnieje zakład doświadczalny, który zajmuje się przetapianiem odpadów na cylindry szklane, które składuje się głęboko pod ziemią. Francuzi stosują tę technologię od 1978 r. Odpady suszy się poprzez ogrzanie w obrotowym bębnie. Następnie miesza z krzemionką, borem i innymi substancjami szkłotwórczymi, wlewa do pieca pionowo-komorowego i podgrzewa do temperatury 1500 stopni C. Z dna pieca wydostaje się strumień stopionego szkła, który odlewa się w nierdzewne stalowe pojemniki. Odpady powstające w ciągu roku w elektrowni o mocy 1000 MW zajmują 15 takich kanistrów. Po zastygnięciu szkła do pojemnika zostaje przyspawana pokrywa. Kanistry przechowuje się w specjalnych wykopach. Każdy wytwarza energię cieplną (1,5 kW), więc chłodzi się je powietrzem. Kanistry te nie powinny ulec korozji, aby przez 1000 lat nie dopuścić do wycieku. Po 500 lat promieniotwórczość spada do poziomu rudy uranowej.
„Chyba nie tylko ja byłem zbulwersowany wiadomością podaną w głównym wydaniu „Dziennika Telewizyjnego” w dn. 29. czerwca b.r., że odpady z elektrowni jądrowych (nie podano, z jakich krajów) mają być sprzedawane Rosji, za docelową sumę 20 miliardów dolarów. Jeśli speaker się nie przejęzyczył, to idzie zaiste o niemałą sumę, a więc i niemałą ilość towaru. Dlaczego tych rzekomo niegroźnych odpadów nie chcą chować na własnej ziemi ich producenci? – Krótkowzroczny to proceder i niemoralny. Krótkowzroczny, bo Syberia, podobnie jak Amazonia, jest częścią jednego, ziemskiego ekosystemu, który stanowi wartość dla całej ludzkości. Niemoralny zaś, bo zdrowie i bezpieczeństwo ludzi biednych nie jest warte mniej niż bogatych” (6) – napisał Konrad Waloszczyk na stronie www.neutrony.nuclear.pl
„W wyświetlonym w telewizji polskiej francuskim filmie dokumentalnym „Krasnojarsk ’26 – miasto-widmo” pracownik, zajmujący się przechowywaniem odpadów z elektrowni atomowych, stwierdził: <Myślę, że trudniej je utrzymać w bezpiecznym stanie niż bombę atomową. Bomby nie wymagają takiego nadzoru>.” (7)
Niektóre materiały promieniotwórcze przestają być niebezpieczne względnie szybko: np. okres połowicznego rozpadu izotopu jodu 131I wynosi 8 dni. Po 50 dniach aktywność 131I spada o ponad 90%. Okres połowicznego zaniku dla wszystkich reaktorów jądrowych wynosi 24 tysiące lat. Nawet po 50 tysiącach lat utracą one tylko ¾ swojej aktywności promieniotwórczej. Jeśli jednak to wydaje się długo, porównajmy tę aktywność z okresem połowicznego rozpadu 238uranu – wynosi on 4,5 miliona lat”. (8)
Jako chłodziwo reaktora używano długo zwykłej wody w obiegu zamkniętym, czemu towarzyszy powstanie pary. W nowoczesnych reaktorach chłodzonych gazem, chłodziwem jest dwutlenek węgla. Francja jako pierwsza użyła ciekłego sodu jako chłodziwa do szybkich reaktorów powielających, gdzie paliwem jest pluton 239Pu. Nazwa tego typu reaktorów ma związek z dużą prędkością neutronów, stosowaną przy produkcji plutonu oraz wynika z faktu, że wytwarzają one więcej paliwa jądrowego niż go zużywają.
Awarie w elektrowniach konwencjonalnych mają zasięg lokalny a ich skutki odczuwalne są przez ograniczony czas. Z elektrowniami atomowymi jest niestety inaczej. Radioaktywne pary, które przedostają się do środowiska nawet podczas bezawaryjnej pracy, zawierają pierwiastki promieniotwórcze, krążące w przyrodzie przez tysiące lat i zabijające wielokrotnie. A zjonizowane powietrze znad kompleksów EA (czynnik podnoszony przy okazji Żarnowca, obecnie skwapliwie pomijany) zwiększa zachorowalność na białaczkę i inne nowotwory.
„Sądzę, że z organizacji polemizujących z energetyką jądrową na szczególną uwagę zasługuje Worldwatch Institute w Waszyngtonie. Jest to zespół kilkudziesięciu uczonych, który wydaje coroczny „State of the World” i inne, podobne książki. Otóż np. w książce „Vital Signs”, (New York, 1999) na str. 17 jest tabela pokazująca „Trends in Global Energy Use, by Source, 1990-98”. Widzimy na niej, że energie ze źródeł ekologicznych – wiatru, słońca, geotermiczna itp. wzrastały w tych latach najbardziej – procent użytku energii wiatrowej wzrósł o 22,2 %, słonecznej o 15,9%, a nuklearnej tylko o 0,6% i węglowej 0%.
Lester R. Brown, długoletni prezes Worldwatch Institute, opatruje owe fakty komentarzem, że w świetle powyższych danych nie to jest problemem, czy budować nowe elektrownie atomowe, tylko czy warto, z ekonomicznego punktu widzenia, kontynuować funkcjonowanie już istniejących” (9) – pisze przywoływany już prof. K. Waloszczyk. Stronę http://www.worldwatch.org/ polecam i ja, prezentowane tam książki (także w wersji PDF) nie są może najtańsze, ale nasycone ogromną liczbą KONKRETNYCH informacji. Czego w rodzimej literaturze problemu doczekać się od lat trudno.
Atom a sprawa kaszëbska
Premier Tusk we wszystkich sondażach traci na popularności. Jednocześnie te same sondaże upatrują w nim przyszłego… prezydenta RP. Brak logiki? Nie, rozbudzanie przez media nadziei na prezydenturę lepszą od obecnej. Nie sprawdza się imć Donald jako prezes Rady Ministrów, ale jako prezidentas (to po litewsku, nie kaszëbsku) doprowadzi Polaków do raju. Atomowego – na pewno.
Pomysł nie jest nowy. Miały być już Żarnowiec, Klempicz, Chotcza… Polskie EA pozostają, jak dotąd w sferze projektów, ale nacisk Unii Europejskiej, by – bez podobnego szwedzkiemu z 1979 r. referendum – umilić rodakom życie kolejnym zagrożeniem. Mówiąc UE – mam na myśli głównie Niemcy i Francję. Inne kraje „wspólnoty” niespecjalnie są zaangażowane we wciśnięcie nam swoich technologii. A jedynie U.K. dysponuje jeszcze własnymi rozwiązaniami. Reszta to licencje lub patenty post-sowieckie, amerykańskie i właśnie francusko-niemieckie.
W październiku br. premier Tusk rozmawiał z władzami Korei Południowej na temat budowy elektrowni atomowych w Polsce. Wiceminister gospodarki RP, Adam Szejnfeld, przekonywał potem, iż konkretnych decyzji nie podjęto.
Tusk nie jest sam. „Energia atomowa – uważa Mirek Topolanek, premier Czech – przyczyniłaby się istotnie do zabezpieczenia dostaw energii w Europie”. „Jest ona także przyjazna dla środowiska” – popiera jego zdanie premier Bułgarii, Siergiej Staniszew. Bzdury, głoszone przez obu polityków wskazują na polityczno-ekonomiczną rangę decyzji o budowie EA także w Polsce.
W dniu 4. stycznia 2005 r. ówczesny rząd RP przyjął dokument „Polityka energetyczna Polski do 2025 roku”, w którym napisano:
– „Ze względu na konieczność dywersyfikacji nośników energii pierwotnej oraz potrzebę ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do atmosfery, uzasadnione staje się wprowadzenie do krajowego systemu energetyki jądrowej
– Ponieważ prognozy wskazują na potrzebę pozyskiwania energii elektrycznej z elektrowni jądrowej w drugim dziesięcioleciu rozpatrywanego okresu, to biorąc pod uwagę długość cyklu inwestycyjnego konieczne jest niezwłoczne rozpoczęcie społecznej debaty na ten temat”.
Debaty nie ma i nie będzie, prezentujący się w mass-mediach fizycy grzeszą zazwyczaj pychą i brakiem myślenia perspektywicznego. Ich zdaniem nauki przyrodnicze rozwiążą każdy problem, a jeśli ktoś ma obawy, że nie – nie jest trendy. Ja w takim razie – nie jestem.
Zdaniem prof. Stefana Chwaszczewskiego, kierownika Instytutu Energii Atomowej w Świerku, wymieniony w rządowym dokumencie termin uruchomienia „atomówki” jest realny.
„Sama budowa to tylko pięć-sześć lat. O wiele dłużej będą trwały przygotowania. Elektrownia będzie miała najprawdopodobniej nie 2, ale 3 tys. megawatów mocy i będzie kosztować 3 mld dolarów”- informuje szef IEA.
Taniej byłoby budować elektrownie, działające w oparciu o tzw. czyste źródła energii, czyli zasoby odnawialne – wiatr, energię słońca, wody czy biomasę. Są dostępne bez ograniczeń. Tymczasem elektrownie atomowe pracują w oparciu o drogi uran. Polska nie ma własnych, eksploatowanych, złóż uranu. Ma rozpoznane, ale to znów kolosalne, nieopłacalne inwestycje. Budując elektrownie jądrowe, uzależnimy się od dostawców zagranicznych, głównie – Rosji. Zresztą według szacunków, światowe zasoby uranu starczą tylko na 50 lat. W dodatku elektrownie atomowe nie zapewniają bezpieczeństwa energetycznego. Gromadzą bowiem zasoby energetyczne w jednym miejscu, stąd zamknięcie jednej tylko elektrowni sprawia, iż spora część kraju traci energię.
Tymczasem poparcie Polaków dla EA podobno rośnie. Choć już 2 lata temu „Greenpeace” miał co do tego niejakie wątpliwości. „„Greenpeace” przyjął z oburzeniem doniesienia Państwowej Agencji Atomistyki z 20. grudnia 2006 r. o rzekomym wsparciu Polaków dla elektrowni atomowych. Na zlecenie Państwowej Agencji Atomistyki, „Pentor” przeprowadził badania opinii publicznej. Zadano następujące pytanie:
Czy zaakceptował(a)by Pan(i) budowę w Polsce nowoczesnej i bezpiecznej elektrowni jądrowej, aby zmniejszyć nasze uzależnienie od dostaw ropy i gazu oraz ograniczyć emisję dwutlenku węgla do atmosfery, zapobiegając w ten sposób zmianom klimatycznym na świecie?
Na tak postawione pytanie 61% ankietowanych udzieliło odpowiedzi pozytywnej, zaś 31% negatywnej. Jeśli jednak zadać pytanie bez roztaczania pozytywnych skojarzeń z energetyką atomową i sugerowania odpowiedzi, większość ankietowanych opowiada się przeciw budowie elektrowni atomowej. W czerwcu br. CBOS zadał pytanie:
Budowa elektrowni jądrowych ma swoich zwolenników i przeciwników.
Gdyby poproszona Pana(ią) o zajęcie jednoznacznego stanowiska w sprawie budowy takich elektrowni w naszym kraju, to czy był(a)by Pan(i) za czy też przeciw? Na pytanie sformułowane w taki sposób 58% ankietowanych odpowiedziało, że jest przeciw, a tylko 25%, że jest za. Podobne wyniki (66% respondentów – przeciw, 26% – za) uzyskano w badaniu „Eurobarometr” – TNS OBOP w 2006 r.
„Państwowa Agencja Atomistyki jest agendą, zainteresowaną rozwojem energetyki atomowej i wyraźnie lobbuje za takim rozwiązaniem, wykorzystując do tego celu pieniądze podatników. Zamawiane badania mają na celu udowodnić z góry postawioną tezę, że Polacy chcą elektrowni atomowej, temu też służą tendencyjnie postawione pytania. Ujawnione właśnie wyniki tych badań to próba manipulacji opinią publiczną.” – powiedziała Magdalena Zowsik, koordynatorka kampanii energetycznej „Greenpeace”. (10)
Od pewnego czasu, niejako „bocznym wejściem”, UE zmusza polski rząd do budowy EA. Chodzi o brak zgody na polską propozycję w sprawie uprawnień do emisji CO2, co powoduje „dramatyczne konsekwencje ekstremalnie wysokiego nawęglenia polskiej gospodarki i polskiej energetyki. Według danych „Eurostatu” mamy 92,5 proc. udziału węgla w bilansie polskiej elektroenergetyki – daje to drugie miejsce w Europie po Estonii – i równie ekstremalną emisyjność tego sektora, emitujemy tonę CO2 na megawatogodzinę MWh przy średniej europejskiej ok. 400 kg. Kraje starej unijnej „piętnastki” emitują jeszcze mniej – ok. 380 kg CO2 na megawatogodzinę. Liczby te, do niedawna zajmujące tylko ekologów, od 2013 r. przekładają się na ogromne ciężary finansowe, bo każdą tonę CO2 trzeba będzie uzyskać, walcząc na aukcji. Komisja Europejska przewiduje ceny uprawnień do emisji na poziomie 30-39 euro za tonę. Już ta wielkość podnosi hurtową cenę energii – średnio w Unii o 26 proc. (według Komisji o 22 proc.), ale dla Polski aż o 68 proc. Niestety te dramatyczne liczby to wariant optymistyczny. W praktyce granicę kosztów emisji określić może wysokość opłaty karnej za emisję bez uprawnień, tzn. 100 euro za tonę CO2 plus podatek CIT (dochodowy), bo karę płaci się z zysku. Kara nie zwalnia z obowiązku zakupu uprawnień!”. (11) I zaraz potem prof. Żmijewski dodaje: „W tak dramatycznej sytuacji wydaje się, że jedynym wyjściem może być bezemisyjna energetyka jądrowa. Wyjściem zaiste zbawiennym. Niestety – jest to kolejny miraż. Albowiem elektrownia jądrowa w Polsce nie zostanie uruchomiona wcześniej niż w roku 2020, a kryzys energetyczny da się zauważyć już w 2010 (deficyt mocy), a w pełni się rozwinie w 2013 (deficyt uprawnień do emisji). W takich ramach czasowych elektrowni jądrowej nie zbuduje ani nawet nie obieca największy jej zwolennik – jeśli zechce być prawdomówny”. (12)
Proste, prawda? Jeśli nawet „liberałowie” z Wybrzeża zbudują jedną czy kilka EA, będzie i tak zbyt późno, by uratować RP przed ogromnymi karami za emisję CO2. Co razem z kosztami budowy siłowni nuklearnych będzie w stanie rozłożyć KAŻDY polski budżet! Miast obiecywać kolejną „Irlandię” w postaci EA, rząd Tuska winien walczyć w Brukseli o lepsze uprawnienia emisyjne CO2. Czego, jak już wiadomo – nie uczynił.
Jest jeszcze jeden, nie mniej istotny problem. Brak… kadr. „O ile reaktor można kupić i jego budowę zlecić komuś „z zewnątrz”, to eksploatację polskiej elektrowni muszą prowadzić nasi inżynierowie. Dziś wykwalifikowanej kadry w Polsce nie ma, jednak młodzież garnie się na zajęcia z tej tematyki” – zaznacza prof. Jacek Marecki, przewodniczący Komitetu Problemów Energetyki przy Prezydium PAN. Jak przypomina, w drugiej połowie lat 80. w związku z planowaną inwestycją w Żarnowcu intensywnie przygotowywano polską kadrę naukową do pracy w przemyśle energetycznym. Ludzie ci rozproszyli się po świecie”. (13)
Prof. Marecki uważa, iż 10 lat wystarczy na zmianę sytuacji. Czyli, wedle jego obliczeń, fachowcy będą przygotowani już w chwili ewentualnego ukończenia budowy EA. Teoretycznie może będą, pozostaje kwestia stażu. Dr Robert Long z kolei jest zdania, iż „w jednej tylko elektrowni potrzeba 800 najwyższej klasy specjalistów. Dziś w Polsce nie tylko nie ma fachowców przygotowanych do pracy w energetyce jądrowej, ale nie ma nawet nauczycieli akademickich. Nie ma też programów nauczania, ponieważ te z lat 80. są już w dużej mierze nieaktualne” (14). Long mówi, że nie da się po prostu „oddelegować” do pracy w siłowni jądrowej ludzi z innych gałęzi przemysłu, nawet po żmudnym przeszkoleniu w zakresie bezpieczeństwa radiologicznego. „W ludziach należy bowiem zbudować szacunek dla technologii jądrowej, ukształtować specyficzną kulturę organizacyjną. Podstawą takiej kultury musi być poczucie odpowiedzialności za bezpieczeństwo i świadomość, że własne obowiązki należy wykonywać nie tylko dobrze, ale perfekcyjnie” (15).
Tymczasem niebezpiecznie blisko granic RP powstają kolejne EA. Szef korporacji „Rosatom” Siergiej Kierijenko podpisał rozporządzenie o budowie Bałtyckiej Elektrowni Atomowej w obwodzie kaliningradzkim w pobliżu granicy z Litwą. Zgodnie z rozporządzeniem, BEA ma zaprojektować instytut „Atomenergoprojekt” z St. Petersburga, a wybuduje moskiewski koncern „Energoatom”. Jednocześnie Rosjanie zapowiadają, że w budowie i zarządzaniu siłownią będą mogli uczestniczyć inwestorzy zagraniczni. Zostaną oni wyłonieni w otwartym przetargu na 49 proc. udziałów w przedsięwzięciu.
Obok litewskiej Ignaliny-1, która ma być zamknięta w roku przyszłym (Ignalina-2 ruszy nie wcześniej, niż w roku 2015), swój „pasztet” nuklearny szykuje nam Białoruś. Jak dowiedział się szef wileńskiego „Infopolu”, St. Tarasiewicz, białoruskie władze zdecydowały, na którym z trzech planowanych miejsce zostanie wybudowana elektrownia atomowa. Według mieńskich źródeł, wybrano plac pod budowę we wsi Michaliszki nad Wilią, w odległości kilku kilometrów od Ostrowca na Białorusi i 53 km od Wilna na Litwie. Dwa inne miejsca we wschodniej Białorusi w obwodzie mohylewskim zostały odrzucone, jako mało perspektywiczne. Tarasiewicz pisze: „Eksperci mówią, że ostrowiecki plac budowy jest najmniej perspektywiczny spośród trzech wybranych. Znajduje się on bowiem w unikalnym zakątku Białorusi, gdzie pełno jest jezior, rzek i lasów, stanowiących rezerwaty przyrody. Dlatego mówi się, że miejsce to wybrano ze względów politycznych, jako straszak na władze Litwy, która planuje budowę swojej elektrowni atomowej w Ignalinie na granicy z Białorusią. Wcześniej Litwini planowali budowę cmentarzyska odpadów radioaktywnych w okolicach Ignaliny, w odległości 1 km od białoruskiej granicy. Jednak po interwencji strony białoruskiej – plany budowy przesunięto o 10 km w głąb Litwy. Teren pod Ostrowcem władze w Mieńsku traktują prawdopodobnie jako czynnik, powstrzymujący ambicje litewskich inwestorów w swój projekt”. (16)
Słowacy, jako się na wstępie rzekło, ruszają z budową 3 EA. Polskę otoczy wianek niebezpiecznych siłowni, co tworzy radiologiczną mapę nie do pozazdroszczenia. Tym bardziej, iż ewentualne wycofywanie z eksploatacji istniejących już obiektów – nie jest zabiegiem prostym. Oto http://www.atominfo.ru/index_europe.htm informuje: „Centrum analiz Inicjatywa dla Zapewnienia Bezpieczeństwa Nauce, złożone z 10 profesjonalnych fizyków atomowych jest zdania, iż w RFN brak w tej chwili potrzebnej liczby specjalistów w dostatecznie młodym wieku, by w przyszłości to oni mogli wziąć na siebie ciężar wyłączenia z eksploatacji reaktorów niemieckich elektrowni jądrowych”. Wedle 10 fachowców Niemcy nie będą mieli wystarczającej ilości młodych profesjonalistów branży atomowej, by wyłączyć z eksploatacji czynne tam EA. Stąd pewnie grupa robocza, powołana w Ministerstwie Gospodarki RFN, przygotowała popularyzowany właśnie przez mass-media raport, który zaleca ekipie kanclerz Merkel wstrzymanie się z wygaszeniem 17 reaktorów jądrowych o minimum 8 lat. Dokument stoi w sprzeczności z ustaleniami, przyjętymi przez G. Schroedera. Gra na czas, czy konieczność?
Ale to problem zachodnich sąsiadów. Mamy własny. I nie wolno nam go zlekceważyć.
Lech L. Przychodzki
Przypisy:
(1) EA = elektrownia atomowa
(2) http://www.greenpeace.org/poland/kampanie/energia-atomowa/mity;
(3) Ibid.
(4) Blog prof. Krzysztofa Żmijewskiego – 18-07-2008 13:41;
(5) http://www.greenpeace.org/poland/kampanie/energia-atomowa/mity, w Sellafield (zakłady THORP) doszło niedawno do wycieku wprost do Morza Irlandzkiego. Sellafield to była EA Windscale, znana z awarii w roku 1957. Wg „Greenpeace” „Zakłady przetwórcze z Sellafield odprowadzają rocznie do morza około 230 milionów litrów radioaktywnych ścieków. Morze Irlandzkie jest jednym z najbardziej skażonych mórz na świecie. Skażenie wód gruntowych, ujść rzek i gleby w pobliżu kompleksu przekracza poziom skażenia, odnotowany w strefie zamkniętej wokół elektrowni w Czarnobylu. W porównaniu ze średnią krajową, wokół Sellafield nastąpił dziesięciokrotny wzrost liczby zachorowań na białaczkę wśród dzieci. W domach położonych na wybrzeżu Morza Irlandzkiego znaleziono pył zawierający pluton”. Czym jest jeden niekontrolowany wyciek, wobec regularnego i świadomego skażania otoczenia?
(6) K. Waloszczyk, O argumentach przeciwników energetyki jądrowej, http://neutrony.nuclear.pl/01/N01_10.html.
(7) St. Zubek na stronie neutrony.nuclear.pl – film wyemitowany został 21.9.95 w programie II TVP.
(8) Na podstawie książki „The Gaia Atlas of Planet Managment” Normana Myersa,1997.
(9) K. Waloszczyk, op. cit.,
(10) http://www.greenpeace.org/poland/wydarzenia/polska/atomowa-gwiazdka
(11) http://wyborcza.pl/1,82244,5490764,Atomowy_kwiatek_do_kozucha.html
(12) Ibid.
(13) http://www.laboratoria.net/pl/modules.php?name=News&file=article&sid=2398
(14) Ibid.
(15) Karolina Olszewska o międzynarodowej konferencji „Elektrownie jądrowe dla Polski”.
(16) http://www.infopol.lt/pl/naujienos/detail.php?ID=1152