Dlaczego nie mogę robić …Mać Porządku? #22 (2/2005)
Chciałem publicznie a osobiście pożegnać się z Macią (wznawianą właśnie przez nową ekipę), ale na jej łamach jest to chyba niemożliwe, czynię to więc tutaj.
Po pierwsze, mimo usilnych prób, nigdy nie dowiedziałem się PO CO mielibyśmy robić to pismo (ani też JAK, ale to pochodna odpowiedzi na pytanie pierwsze). Ot – pismo powinno być, bo taki ruch jak nasz powinien mieć jakiś organ, gdzie mówiłby o sobie, że jest i nawet ma rację. Wiadomo, jak się to powie, to będzie (a jak nie, to nie) – magia (słowa). No i ktoś taki organ powinien ruchowi dać – sam jakoś nie umiał dotąd go zrobić. W piśmie powinny być reprezentowane różne nurty ruchu, ale te słuszne (nie libertarianie etc.). Ponadto chętnie mówiono o kwestiach technicznych, kto zrobi obrazki i kto napisze o tym, jak LPR prześladuje Nieznalską… Słowem – standard*.
Ale nie w tym rzecz… Idzie o to, że nie bardzo mam o czym pisać – o wielkiej polityce nie ma sensu. Weźmy przykład lustracji, tej politycznej i tej gospodarczej, co się ściśle wiąże. Temat na topie w opinii publicznej. Pewnie dałoby się go rozdmuchać i na jego bazie zaatakować system. Coś w stylu XVI-wiecznego ruchu egzekucji praw i dóbr, na bazie czego szlachcie udało się stworzyć silną rzeczpospolitą przeciw królowi, a zwłaszcza episkopatowi i magnatom, uwłaszczającej się kosztem dóbr publicznych (starostw) nomenklaturze władzy. Jednak co my możemy tu powiedzieć? Wiedzę o tym mamy dużo mniejszą niż media oficjalne, a przepisywanie z nich informacji nie ma sensu. Wiele osób w środowisku temat ten traktuje jako nie wart zachodu, bo to nie z ich bajki. Mają go za spektakl władzy. Ewentualne rozkręcenie kwestii wymaga wyjścia do innych. Pech chce, iż często są to prawicowe oszołomy, więc współpraca z nimi jest niemożliwa ze względów ortodoksyjnych. Nieważne, iż są od nas liczniejsi. Oddajemy to bez walki bierności i partiom. Niczym Unia Wolności, obrażamy się na społeczeństwo za to, że jest takie, jakie jest.
Ta polityczna poprawność nie dziwi wśród niedobitków inteligencji jako warstwy społeczno-kulturowej. Tyle, że z góry wyklucza możność wyjścia z getta. Pamiętam pomysł Kliszko w duchu samorządnej rzeczpospolitej, ale na bazie… wiejsko-parafialnej. Dla towarzyszy to czysta abstrakcja. Nic to, że z ducha bliskie, skoro litera nie ta. Miast budować od dołu, skoro dół jest niesłuszny, chce się walczyć o zmiany w prawie z pomocą niby-lewicowych partii. Narzucić swoje z pomocą państwa. To takie lewackie. Pomysł loży RSA w Ataku (walki o neutralność prawa w kwestiach wątpliwych etycznie) spotkał się z milczeniem, w najlepszym razie z niezrozumieniem. Nie chcemy walczyć o legalizację skrobanek, ślubów homoseksualnych i trawy, czy delegalizację nazistów…, znaczy, że jesteśmy po ich stronie. Nieważne, że de/legalizacja to uznanie państwa i jego prawa do mówienia, iż coś jest dobra czy złe, a to nie ma nic wspólnego z anarchizmem. I widać coraz silniej ewolucję ku odchyłom zachodnim. Efekt wojaży na skłoty Berlina i Londynu czy może obniżenia poziomu krytycyzmu pod wpływem popkultury? Reakcje ideowo-emocjonalne sprawiają, że spór o Nieznalską czy paradę gejów bardziej kręci środowisko niż bezrobocie itp. Pisałem niedawno tekst o źródłach zacofania Europy środkowo-wschodniej wobec Zachodu. Nieopatrznie skończyłem zdaniem, że to kwestia ważniejsza niż skini czy pedały etc. Redakcji (nazwę z grzeczności pominę) bardzo się to nie spodobało. Nie wolno tak pisać. Wciąż dochodzą mnie też głosy, o próbach usuwania z list wolnościowych tej czy innej osoby za niesłuszne wypowiedzi.
W tym miejscu schodzę na ziemię. Wielka polityka jest dla nas nierealna. A pisanie, z którego nic nie wynika, jest zajęciem jałowym. Czy w tej sytuacji nie da się zająć czymś nam dostępnym, na co jeszcze mamy wpływ? Idzie mi o nasze środowisko, o kierunek, w jakim ruch zmierza, o to, czy mamy jakieś szersze widzenie kwestii? Dziś działanie samo się nam dzieje. Jest celem samym w sobie. Nie chodzi o to, żeby dało jakieś skutki, ale żeby coś się działo. Idzie o rozrywkę – styl życia. Koncert tak samo jak zadyma może być formą działania. Ruch nie ma jasnej wizji – dokąd idziemy? Celu i programu nie zastąpią słuszne ogólniki. Bez tego zamiast prowadzić konsekwentne działania (np. kampanie w stylu WiPu i RSA o zastępczą służbę wojskową i zamknięcie elektrowni jądrowej w Żarnowcu, czy OLE o ścieżki rowerowe) będziemy wciąż z kwiatka na kwiatek skakać, niczego nie osiągając. Poza dobrą zabawą. A o to chyba idzie wielu z nas. Typowy przykład to masy krytyczne, dzikie przejazdy rowerowe. Inaczej niż kampania rowerowa nie dadzą więcej ścieżek dla rowerów. Nie służą niczemu prócz skoku adrenaliny u ich uczestników. Tyle, że kampania jest trudna a dym łatwy i kręci. I o to bardziej chodzi. Tyle, że inni znają inne zabawy, więc nam pozostaje nasze getto.
Inny motyw to organizacje pozarządowe, ich dotowanie przez system. To uzależnia. Ktoś, kto żyje z działalności ma mniejszą możność by być samodzielnym, bo boi się narazić sponsorom, stracić źródło utrzymania. To kwestia jakby spoza naszego środowiska, choć ostatnio go też dotyczy. Wcześniej to (etat, po francusku państwo) zgubiło ruch zielonych czy inne organizacje pozarządowe. Mogły stać się bazą samoorganizacji społeczeństwa, lecz nie umiały stworzyć jakiejś wizji politycznej i bazy organizacyjnej, która pozwoliłaby im olać partie polityczne i sponsorów w oparciu o społeczeństwo, zorganizować je poza systemem. Na to się jednak nie zanosi, stąd znikome znaczenie społeczne tych środowisk a w efekcie – wpływ społeczeństwa na władzę i kapitał. Prosty przykład to wojna w Iraku. U nas i na Zachodzie mniej więcej 2/3 opinii publicznej było przeciw niej, ale tam protesty były 1000 razy większe, co sprawiło, iż wiele krajów na wojnę nie poszło, bądź wycofało się z niej. U nas nie miał jednak kto opinii publicznej zorganizować w ruch nacisku na rząd.
O tym warto pisać. Tylko, co z tego? Ci, co to wiedzą, nie muszą już tego czytać. Ci, co nie chcą wiedzieć, nie przeczytają i tak. Najwyżej się obrażą. Pyskówek mam dość z list wolnościowych, po co to powielać na papierze. Nadwrażliwość na krytykę sprawia, że nie mogę w stylu starej Maci pisać nawet recenzji pism (a doświadczyłem tego już z wyżej nie-wymienioną redakcją). Po co mam stale spotykać się z urażoną godnością nieudacznika? Wszak ma prawo do istnienia, a moja opinia o nim go tego pozbawia J. Kocham święty spokój, więc i o tym nie będę pisał – swoje analizy sytuacji politycznej w kraju i działań ruchu czy recenzje publikacji zachowam dla tych, co tego chcą (do tego starczy mi NIErząd – głos prywatny, co nie musi liczyć się z reprezentowaniem ruchu). Czy to znaczy, że nigdy niczego dla Maci nie napiszę? Nie, są wszak tematy neutralne, hobbystyczne, jak miasto czy historia. Piszę do Innego Świata, Obywatela, czy nawet Trygława, więc i tu mogę, ale nie będzie to już moje pismo – przestałem wierzyć w cuda.
Żadne pismo nie może zmienić ludzkiego życia, jeśli w nim samym nie ma już tego, czego szukamy (a jak jest, nie trzeba naszej agitki). Nie udało się to nawet Pismu świętemu, mimo miliardowych nakładów czy wsparcia władzy przez tysiąclecia. Ba – nawet, jak ktoś uwierzy, bo mu pasuje klimat, z samej wiary nie wynikają czyny. Rozejrzyjcie się wokół, ile z deklarowanych idei praktykuje się w życiu? Nie ma też szansy na rzeczową dyskusję i krytyczną autoanalizę ruchu. Jego baza to wszak bunt w obronie swego prawa do bycia sobą. Bez względu na to, ile owo bycie jest warte i ku czemu zmierza. Z obu kwestii wynika, że możliwe jest tylko pismo samo-afirmujące to, co już jest (to swego rodzaju paradoks – piszę to, bo chciałbym się mylić, jeśli będę miał racje, bo miejsce refleksji w momencie kryzysu [wyboru] zastąpi akcja, aby coś się działo – będzie to dla mnie przegrana, dotąd jednak nic na to nie wskazuje). A to, co jest, to zabawa – bez wymiaru społecznego – hobby, w czym (w swej bajce) filateliści są od nas dużo sprawniejsi – piszę: nas, bo to już nie moja bajka. Po prostu, mam inne rozrywki niż punk, lewactwo czy polityczna poprawność, zaś zadymy mnie już dziś nie cieszą (-)
Jany P. Waluszko
*Jak powinno wyglądać dziś pismo anarchistyczne, jego idea ogólna i teksty wzorcowe? Pismo takie z natury rzeczy musi być anarchistyczne. Tytuł pisma musi wyrażać jego rewolucyjny charakter i agitować sobą (np. Mać Porządku to nie dość mocne, stąd jeden z liderów chce Ataku). Pismo ma być wizytówką ruchu na zewnątrz. Winno być nieszablonowe i twórcze. Musi bezwzględnie demaskować rzeczywistość. Tematyka w nim poruszana nie powinna zasadniczo odbiegać od zainteresowań ludzi młodych. Szczególnie tych, co zdradzają pewne zainteresowanie ruchem i jego ideą. Zagadnienia te można wyliczyć na palcach rąk i bez ryzyka da się opisać czy też streścić nieistniejące jeszcze artykuły (rąk aż 3, bo od swego początku ruch uczynił znaczny postęp w słusznym kierunku). Oto one:
Lepszy Ruch Niż Bezruch, czyli Panczo Willa o programie kompanii anarchistycznej na rzecz czegoś konkretnego – chodzi o to, żeby wziąć rozbrat z całym systemem, a nie bez niego, o to, żeby coś się działo…
Goje i geje, prowokacyjny tekst Artystki Nieznalskiej – znanej dzięki zniszczeniu przez LPR jej instalacji papież w ciąży (w hołdzie Hemingwayowi, co zawsze mogąc olać Hiszpanię w latach 30-tych powiedział – starczy człowiek i może). Dział prezentujący wycinki z mediów, mówią o nas! Dowodzi to, że ruch żyje i system go dostrzega. Ze swej strony piszemy recenzje innych zinów, co pozwoli pokazać dużą aktywność i wspólnotę naszego ruchu.
Czemu alter- a nie anty-? Tekst Autora Domosławskiego, w którym Autor wyjaśnia, dlaczego rewolucji nie będzie, odwołując się do hasła samoograniczającej się rewolucji, idei konstruktywnej opozycji przeciw oszołomom w dobie politycznej poprawności.
Nie wierzę politykom, felieton osnuty na kanwie tekstu znanego przeboju grupy młodzieżowej pod tym samym tytułem, główne przesłanie – nie wierzcie politykom! Grafika przedstawia smoka z głową prezydenta, papieża, Busha, Putina i Hitlera oraz napis polityka. Smok zieje ogniem.
Relacja z kolejnego przejścia alterglobalistów z punktu @ do punktu be – popkultura to źródło inspiracji jej przeciwników, nie można być tylko na nie, bo to niemedialne – mówią cheerleaderki o odrzuconych przez system elementach amerykanizacji.
Zaklinanie miasta, czyli graffiti. Sztuka ulicy. Indywidualna ekspresja osobowości naszego czasu. Jej źródła autor widzi w hieroglifach Egiptu. Szkic zakończony dramatycznym apelem: maluj mury! Rzecz okraszona fotkami szablonów i tagów z ulic Berlina, Londynu i Amsterdamu.
Jesteśmy niewidzialną armią. Wywiad z członkami SK-Front, a raczej monolog jego lidera, co jako jedyny zna filozofię ruchu, ma kontakty na Zachodzie oraz kolekcję zinów STAMTĄD. Do tego foto i opis koncertu hip-hopowego (nie dołączono płyty CD, by nie wyglądało na komercję).
Kanapka anarchistyczna, chaotyczny jak na Mać Porządku tekst Kreola z Niewiedzy na temat produkcji tanich win bez akcyzy, z którego dowiadujemy się, że anarchia to wszystko. Tekst o muzyce, anarchistyczny koncert w anarchistycznym skłocie w anarchistycznej intencji – protest przeciw organizacji świata w ogóle.
Cuda zabronione, tekst o szkole, co w obecnym kształcie nie spełnia oczekiwań uczniów, za co winę ponosi w części rząd, w części nauczyciele. Takiej szkoły uczniowie nie mogą akceptować. Wiele rzeczy musi się zmienić. Chiapas, rzecz o kawiarence, w której zbierają się studenci, żeby móc wymienić słuszne idee na atrakcyjniejsze, ale recykling idei jest nudny.
Inicjatywa Pracownicza zwycięży! Relacja Urbana z meczu drużyny HCP z Systemem Górą z Jasnej, w którym Urban niestety jak zwykle nie podał jego wyniku. Tym razem się nie udało, ale następnym razem też się nie uda. Chodzi przecież o rozrywkę – mówi trener Medalików.
Sylwetki nieznanych rewolucjonistów: tekst o Sobolu, alternatywnym działaczu sprzed lat, co wyznawał pomarańczowe idee, nie rozmienił ich na drobne po ’89 i dziś mimo pomarańczowej rewolucji jest nieznany.
Na koniec dowolny przedruk z prasy zachodniej o najnowszych trendach w postmodernistycznej krytyce systemu. Tekst objętości 3/4 kartki, bowiem tyle pozostało nam do zapełnienia regularnej liczby stron.