Dlaczego warto robić benefity dla uchodźców #45 (1/2016)
Mogę sobie wyobrazić tę dyskusję w gronie anarchistów: czy trzeba czy nie trzeba pomagać i jeśli tak, to jak? Moim zdaniem tak, trzeba pomagać i to z kilku powodów.
Przede wszystkim zaczynając z takiego zwykłego ludzkiego odruchu a kończąc na motywach czysto politycznych. O ile motywacja humanitarna może być bliska każdemu, poczynając od chrześcijańskich wartości na etyce ogólnoludzkiego humanitaryzmu, bez żadnej religijnej podstawy, kończąc, to w naszym środowisku anarchistycznym warto by podkreślić kilka innych argumentów. Przede wszystkim, ci ludzi uciekają przed konfliktem/konfliktami rozpętanymi przez wielkie mocarstwa i ich interesy. Mamy obecne zarówno NATO/USA/UE/bogate kraje Zatoki Perskiej a po drugiej stronie ROSJĘ/IRAN. I choćby dlatego, że uchodźcy są pionkami w tej geopolitycznej grze, którą się toczy na ich ziemi należy im się nasze wsparcie. Kolejny argument, to są to ludzie wydziedziczeni ze swojej ziemi, domu etc. To taka a nie inna polityka, czy to reżimu Asada czy też bojówek militarnych Państwa Islamskiego, skazuje ich na porzucenie wszystkiego i tułaczkę. Podobnie w Iraku i Afganistanie. Bycie zaś wydziedziczonym i wyrzuconym tworzy z nich zagrożenie dla starego porządku. Należy sobie przypomnieć, że w Europie też wyrzucano kiedyś chłopów ze swojej ziemi aby zagarnąć ich wspólne ziemie pod majątki arystokracji czy szlachty. Ten sam schemat powtarza się od wieków. Po tworzeniu folwarków były kolonie etc. Tutaj nic się nie zmieniło. I w tym znaczeniu są oni naszymi sojusznikami, są takimi samymi jak my eksploatowanymi przez system polityki krajowej i międzynarodowy układ sił politycznych i ekonomicznych.
Wracając jednak do benefitów. Zbieranie pieniędzy i wysyłanie ich bezpośrednio do grup anarchistycznych czy wolnościowych na całym szlaku bałkańskim jest bardzo potrzebne. Działają one oddolnie, często wbrew zasadą jakimi posługują się zwykłe NGO’sy, wbrew zakazom i nakazom lokalnych władz czy policji, za to są blisko ludzi. Docierają tam gdzie wielkie NGO’sy umywają ręce albo uciekają przed problemami. Sprawa dużych NGO’sów i ich pracy to temat na zupełnie oddzielny tekst, więc nie będę się rozpisywać. Wszyscy wiemy ile tam pieniędzy się traci lub po prostu rozkrada i że działają one zgodnie z zasadami jakie wyznacza im władza na danym terenie i nie ryzykują jeśli na coś im się nie pozwala. Dostosowują się po prostu do takich ram prawnych jakie im się narzuca. Grupy wolnościowe mają tu dużo większe możliwości, choćby dlatego, że żaden porządek prawny nie jest w stanie ich ograniczyć. Dlatego to one zajmują opuszczone budynki pod noclegownie, świetlice, kuchnie czy punkty informacyjne dla uchodźców. To one oferują im jedzenie tam gdzie się zbierają, na placach czy ulicach albo w parkach mimo, że policja ich usiłuje stamtąd usunąć. To właśnie te grupy dokumentują przemoc różnych służb porządkowych wobec uchodźców gdy dziennikarzy lub reporterów tam nie ma.
To nie jest przypadek, że środowiska wolnościowe, anarchistyczne, antyfaszystowskie, skłoterskie etc. zaangażowały się w pomoc uchodźcom na ulicach, parkach, portach czy plażach. Są tam gdzie powinny być. Mają małe fundusze ale to nie oznacza, że działają gorzej niż inni. Nawet śmiem twierdzić, że lepiej, bo nic się nie marnotrawi, niczego się nie wyrzuca, każdy grosz się liczy. Ale właśnie przez to, że nie dysponują taką rozbudowaną siecią logistyczną, pomocy, zbiórką funduszy potrzebują tego wsparcia z zewnątrz. I skoro wiadomo, że raczej nikła jest perspektywa nagłego zalewu Polski uchodźcami – choć prawicowe media będą nadal nakręcać taką psychozę strachu używając tych ludzi jako kozła ofiarnego – to trzeba wysyłać te zebrane fundusze tam, gdzie akurat wiemy, że są najbardziej potrzebne. Z mojego doświadczenia wynika, że trzeba decydować w ostatnim momencie, rozeznać się w sytuacji i po prostu przekazać pieniądze grupie, która akurat ma największy problem, lub której najbardziej ufamy i czujemy, że robią dobrą robotę. Tu ważne jest stworzenie siatki kontaktowej, co przy obecnej hegemonii Internetu i sieci społecznych nie jest wcale trudne.
W polskim wydaniu benefity alternatywno-wolnościowe to głownie koncerty i imprezy taneczne. Ale to zawęża znacznie możliwości. Uważam, że szukanie nowych form jest konieczne i docieranie do innych środowisk niż najbliżsi koledzy i koleżanki i ,,znajomi królika” bardzo potrzebne. Inaczej po jednej albo dwóch imprezach nasz zapał opadnie a nowych darczyńców nie przybędzie. Dlatego polecam spokojnie zastanowić się co każdy z nas może zrobić, w czym jest dobry, czego jeszcze twoja grupa czy ekipa znajomych zainteresowanych tematem nie robiła. I nie musi to być jakieś wielkie przedsięwzięcie ani duże pieniądze. Tutaj każda złotówka się liczy i wszystko razem się sumuje. Ja mogę tylko powiedzieć z własnego doświadczenia, że takie proste akcje jak pokaz filmu dokumentalnego dotyczący tematu, warsztaty wegańskie, giełda rzeczy z drugiej ręki, wieczór poezji arabskiej, lekcje tańca, czy zwykła większa kolacja dla kilkunastu osób pozwoliła nam zrobić zbiórkę i wysłać te pieniądze tam gdzie akurat myśleliśmy, że się przydadzą (do tej pory wysłaliśmy fundusze do Belgradu, na granicę serbsko-chorwacką, do Aten i na grecką wyspę Lesbos). Dlaczego piszę o pieniądzach a nie rzeczach? Dlatego, że koszty wysyłki są tak duże, że po prostu często przekraczają wartość zebranych przedmiotów i nie opłaca się ich wysyłać. Po drugie, to co jest dziś potrzebne za tydzień może już nie być, a potrzeba czegoś innego. Osoby będące na miejscu wiedzą najlepiej co akurat należy kupić. Musimy się nauczyć ufać jedni drugim i zdać sobie sprawę, że tam są tacy sami ludzie jak my, pomagający innym, też takim samym jak my. I żadna polityka międzynarodowa tego nie zmieni. Anarchizm to właśnie też takie oddolne budowanie sieci kontaktów i pomocy wzajemnej ponad podziałami i granicami państwa i kapitału.
Natalia Krajewska