Duchowość Edwarda Abramowskiego #17 (2/2002)
(…) Od idei „nadczłowieczeństwa” krok następny, a chyba nieuchronny, wiedzie ku mistycyzmowi religijnemu. Wolnomyśliciel w ostatniej fazie życia jedna się z Bogiem. W eseju Życie i słowo (1915) używa terminu sakrament braterstwa. Ale nie jest to odwołanie do osobowego Pana Boga. Pisze:
„Ateizm umysłowy jest niewinna zabawą wobec tego wygnania Boga z duszy, jakie wynika z deprawacji woli przez egoizm. Można być ateistą z przekonania, z wyznawanego systemu wiedzy, a pomimo tego obcować z Bogiem i mieć bogate przeżycia religijne, które daje człowiekowi spełnienie braterstwa. Lecz nigdy nie może posiadać ani wyczuwać jakkolwiek Boga ten, który zaprzecza mu przez życie samoluba. Dlatego to wszyscy mistycy i wszyscy, którzy poznali doświadczenie religijne jako swe własne, twierdzili zawsze, że Bóg jest niczym innym, tylko miłością.”
W homilii, wygłoszonej 18 czerwca 1983 roku w Niepokalanowie, Jan Paweł II – wspominając Maksymiliana Kolbego – powiedział, że centralną prawdą Ewangelii jest prawda o potędze miłości.
Na pozór dwa bieguny: Ojciec Święty i apostoł masonerii. Dwaj mędrcy, których myśl zbiega się w jednym punkcie. Papież, dla ilustracji nauki ewangelicznej, przywołał męczennika, który oddał życie za brata. Abramowski w tej samej intencji przywołał postać Pani O., która „Nie zajmowała się nigdy filozofią, ani mistycyzmem; nigdy nie słyszała nawet metafizycznej formuły, że Bóg jest miłością”. Tak o owej Pani i jej praktykowaniu braterstwa opowiada:
„Jest to jej cicha, wewnętrzna religia, bez słów i dogmatów, tajemnica jej radości, która zdradza się tylko w oczach i uśmiechu. I nie tylko do ludzi ogranicza się jej miłość. Opuszczony, wynędzniały pies, kot albo inne stworzenie, staja się dla niej również przedmiotem trosk i zabiegów; patrzyłem nieraz na to, jak nosiła pokarm dla zostawionego bez opieki kota, jak kupowała pożywienie dla zgłodniałego psa, spotkanego na ulicy. Wszędzie i zawsze zobaczy nędzę,a gdy zobaczy, nie ma już spokoju, dopóki jakkolwiek nie ulży temu. wtedy dopiero czuje się szczęśliwa (…) Czy myśli kiedy o otrzymaniu za to nagrody pośmiertnej? O tak zwanym zbawieniu duszy? Sądząc z tego, co czasem mówiliśmy o tym przedmiocie, jestem przekonany prawie, że nigdy o tym nie myśli, a szczególnie nie myśli wtedy, gdy dla kogoś czyni istotnie ofiarę ze swego zdrowia i spokoju. W ogóle, kwestie życia zagrobowego nie obchodzą jej wcale, nie lubi i nie umie o tym myśleć.”
Zastanawiając się nad duchowym pokrewieństwem Pani O. ze św. Franciszkiem z Asyżu, i chwaląc postawę bezwiednego braterstwa miłości, właściwego duszom wolnym, które przez owa wolność umieją przeniknąć tajemnicę życia, Abramowski konstatuje:
„Typy te nie giną; a jeżeli o nich słyszymy dziś tak mało, jeżeli nie przekazują swego imienia historii, jak za czasów dawnych, to dlatego tylko, że dzisiejsze życie społeczne tłumi wszystko, co nie jest przystosowane do organizacji masowej jego potrzeb, co nie daje się zużytkować dla jego zbiorowych celów. Odradzają się one jednak wciąż jako dowód nieustannego poszukiwania Boga przez człowieka, poszukiwania, którego żadna forma życia społecznego, żadna epoka kultury przerwać nie może.”
Gdyby Abramowski żył dziś, także uznałby księdza Jerzego Popiełuszkę za świętego, jak to czynią Polacy wierzący na równie z niewierzącymi, nie oglądając się na kanoniczną formalistykę. Jest bez znaczenia, czy nastąpi urzędowy akt beatyfikacji. Męczennik juz jest świętym, bo z miłości poświęcił siebie dla wolności wszystkich. Niesłychane obelgi, jakie nań miotał jego morderca – podczas procesu toruńskiego – i którym wtórował prokurator (!) – do żywego przypominają casus Piłata, faryzeuszy i Chrystusa (wszak i Chrystusa potraktowano jako burzyciela porządku państwowego, a na krzyżu zrównano z pospolitymi kryminalistami…). Ale oszczerstwa nie gaszą aureoli, lecz ja rozpłomieniają.
W późniejszych pracach psychologicznych szczególnie sobie upodobał Abramowski termin „agnozja”, który wprowadził dla oznaczenia szczególnych stanów psychiki, gdy ujawniają się głębokie pokłady podświadomości: ekstaza mistyczna, wieszczenia poetów, prorocze objawienia. W Brukseli, a potem w Warszawie, badał eksperymentalnie reakcje człowieka na takie sprzyjające agnozji sytuacje, jak nagłość wrażeń, silne wzruszenie, roztargnienie, dekoncentracja bądź znużenie uwagi, jak zachwyt estetyczny, a przede wszystkim ferwor religijny. Najbardziej frapowała Abramowskiego agnozja etyczna, która wyzwala się pod impulsem aktów braterstwa czy dobroci i objawia jako „specjalny ruch serca”, pozwalając odczuć Dobro i Zło jako pewniki, które ani nie muszą, ani nie mogą szukać intelektualnego uzasadnienia. I to jest stan, nazwany wiarą.
Podświadomościowa agnozja etyczna poszerza się poza indywiduum, staje się jądrem najpiękniejszych ruchów społecznych; z niej – twierdzi Abramowski – zrodził się pierwotny chrześcijanizm, jak również późniejsze bunty rozpaczy (albigenosów, husytów, duchoborców), mające na celu jego wskrzeszenie w pierwotnej czystości; z niej pochodzi socjalizm w swej utopijnej postaci, z niej też anarchizm i syndykalizm, a także jego własny koncept „socjalizmu bezpaństwowego” – czyli Rzeczypospolitej Kooperatywnej – i najnowsza jego odmiana; Związki Przyjaźni, dążące do tego, żeby życie ludzkie odnowić na podstawie braterstwa.
Zestawmy łącznie te pochodne agnozji etycznej: chrześcijanizm zwrócony ku człowiekowi – plus utopijny socjalizm – plus syndykalizm, doktryna twórczej potęgą związków zawodowych – plus anarchizm w jego ideowym sensie antybiurokratycznym – plus kooperatyzm, zespolony z ideą samorządności – plus Związki Przyjaźni, oparte na braterstwie.
To przecież nie jest nic innego jak IDEOLOGIA „SOLIDARNOŚCI”.
To synteza wszystkich nacechowanych humanizmem prądów społecznych.
Na tę syntezę złożyły się: intuicyjny odruch mas, wywołany silnym wzruszeniem (solidarność strajkowa), poryw buntu przeciw zniewoleniu, nagłość wrażeń (podpisanie umów społecznych) i eksplozja uczuć patriotycznych, z oczywistych powodów przybierająca formę religijnej ekstazy.
Abramowski był zwiastunem „Solidarności”, jej prekursorem nie tylko w Zmowie, politycznym manifeście bojkotu i samoorganizacji, ale także w swych koncepcjach psychologicznych i filozoficznych.
Dlatego właśnie, można sądzić, ze wszystkich tekstów ewangelicznych najbardziej cenił „Kazanie na górze”. Określił je jako najbardziej rewolucyjny manifest, jaki kiedykolwiek został wypowiedziany, jako najwyższe piękno życia, zasadzającego się tylko w miłości wzajemnej ludzi i na bezwzględnej swobodzie jednostki.
Osobliwością myśliciela było także to, że nieustanni oscylował między mistycyzmem, który przekraczał granice świata ludzkiego, a pragmatyzmem, który z rewirów najwyższej abstrakcji ściągał go co rusz do przyziemia, zmuszał do uczestnictwa w życiu politycznym. Na jednej stronie Metafizyki doświadczalnej głosił: „Urzeczywistnienie braterstwa jest to jedyna forma życia, która zgadza się z istota wieczną człowieka, a co za tym idzie, umożliwia dalszy rozwój gatunku, stworzenie nadczłowieka; spełnia więc nie tylko potrzebę i cel ludzkości, ale także potrzebę i cel Wszechświata”. Zaraz na stronie następnej zaczyna referować zadania praktyczne Związków Przyjaciół, kontynuujących idee dawnych „kół etyków”; postuluje – tyle, że w górnolotnych słowach – krzewienie samopomocy, walkę z przemocą i wyzyskiem, rezygnację z bogactw i zaszczytów, ignorowanie sądów i policji, zakładanie kooperatyw i tym podobne metody budowania nowego społeczeństwa, znane już szczegółowo z wielu poprzednich prac.
Ażeby uwypuklić ideową przemianę dogmatycznego niegdyś marksisty, kusi przytoczenie w całości krótkiego wyznania, napisanego przez Abramowskiego, gdy sporządzał notatki do wykładów Metafizyki doświadczalnej. W tym tekście zawarta jest taka koncepcja Boga i interpretacja własnego doń stosunku, jakby była typowa dla całej rozległej formacji „etyków”, wolnomularzy, inteligenckich radykałów.
„Poszukiwanie Boga
Nędza stworzyła ideę „Boga”. Beznadziejnie zamknięte koło cierpień, zawodów, zburzonych marzeń młodości, chorób, starości, śmierci – koło bez wyjścia, chwytające każdego człowieka z jedynym jasnym celem zniszczenia go – to musiało stworzyć reakcję biednych dusz ludzkich. Rozwijał się bunt przeciwko tej bezmyślnej, niezasłużonej karze, jaką dźwigało na sobie każde istnienie. A bunt ten przeżywał tak samo społeczeństwa w swym rozwoju dziejowym, jak przezywały jednostki w ciągu życia osobistego.
Wszystkie zawiedzione uczucia i marzenia, wszystkie tęsknoty niezaspokojone nigdy, cały ciężar doznanej krzywdy, a stanowiący porządek natury – wszystko to ogniskuje się w jedno pożądanie wielkiego odwetu, w jedną myśl, która ma być negacja wszystkiego, co istnieje – negacja realnego strasznego życia, nieokreśloną nadzieją wyzwolenia.
Te buntowniczą negację nazwano Bogiem.
Początkowa idea Boga jest na wskroś biologiczna – jako reakcja całej uczciwości i woli człowieka przeciwko narzuconym mu przez samo życie zawodom i cierpieniom bezcelowym. Później rozwija się ona intelektualnie. Dają jej cechy „pierwszej przyczyny”, Twórcy, jedności, harmonii, doskonałości, wszechmocy itd. Ale są to tylko dodatki intelektualne, wtórne; istota idei pozostaje zawsze ta sama – tęsknota euforyczna, życie jako radość, życie odnajdujące cel i sens swój, swoją racje bytu.
Nie ma człowieka, który by tej tęsknoty nie posiadał – bo jest ona dalszym ciągiem cierpienia, jego dopełniającą stroną. Im bardziej gnębi i krzywdzi życie realne, tym silniejsza zjawia się owa tęsknota i tym bardziej potrzebuje się „Boga”, tym pilniej zaczyna się go szukać.
Ale w poszukiwaniu tym są ustawiczne błądzenia, chodzenie po mrocznych labiryntach, po nużących drogach myśli, po jaskiniach patologii. A rzadko, bardzo rzadko uda się komu spotkać ową wąską ścieżkę, zwyczajną, niepozorną, a jednak jedyną, która może zaprowadzić do nasycenia tęsknoty, do odnalezienia Boga Żywego.”
Fragment książki Wojciecha Giełżyńskiego „Edward Abramowski. Zwiastun 'Solidarności’ „. Tytuł pochodzi od redakcji.