Forza Clapton! #45 (1/2016)
WSTĘP
Nigdy jakimś szczególnym kibicem piłki nożnej nie byłem. Od dziecka fascynował mnie żużel, a dwa miejscowe kluby piłkarskie służyły raczej do upustu testosteronu miejscowym prymitywom, niż do radowania się piłkarskimi wyczynami. Kilkanaście lat temu, po przybyciu do miejsca narodzin futbolu, moje kontakty z piłką dalej ograniczały się jedynie do oglądania meczów w telewizji. Jako, że mieszkałem w stolicy, to na ilość i jakość lokalnych klubów piłkarskich nie mogłem narzekać. Większość znajomych z roboty kibicowała którejś z wielkich gwiazd; czy to Chelsea, czy Arsenal-owi. U mnie padło na West Ham – może dlatego, iż klub miał zawsze mocno klasowe korzenie, a może dlatego, że zawsze pozytywnie kojarzył mi się poprzez piosenki Cockney Rejects czy The Business. Poza tym, ode mnie, do Boleyn Ground mam 10 minut na nogach. Na mecze West Ham chodziliśmy w parę osób, głównie z Polski, którym idee antyfaszystowskie i wolnościowe zawsze były bliskie. Niestety, klimat na stadionie mocno mnie rozczarował. Bardziej przypominało to wizytę w teatrze bądź operze, gdzie półtorej godziny masz grzecznie wysiedzieć na plastikowym krzesełku. Było śpiewane Forever blowing Bubbles na rozpoczęcie meczu, jakieś tam piosenki leciały z trybun, ale to maksimum na co mogą sobie pozwolić kibice na brytyjskich stadionach. Wywieszenie flagi czy jakakolwiek oprawa meczu jest szybko likwidowana przez profesjonalną ochronę, za to komercyjnych reklam mamy pod dostatkiem. Do tego dochodzą astronomiczne ceny biletów i mamy pełen obraz meczów Premier League, czy szerzej modern football. Na szczęście jakieś 3 lata temu doszły do mnie słuchy, iż grupa londyńskich punków zaczęła kibicować jakiejś lokalnej drużynie piłkarskiej we wschodnim Londynie. Chodzą na mecze, bezceremonialnie piją Tyskie na „trybunach”, drą gębę co niemiara i mają wywieszony banner Punk Football Clapton FC. Czego więcej mogłem chcieć. I co ciekawe, ich stadion jest również 10 minut drogi ode mnie. Tak się zaczęła moja przygoda z Clapton FC.
HISTORIA
Kiedy pierwszy raz postanowiłem zawitać na Old Spotted Dog muszę przyznać, że nie było łatwo znaleźć stadion. Brama wejściowa ukryta jest pomiędzy na wpół zrujnowanymi warsztatami samochodowymi a starymi budynkami, parę minut drogi od West Ham Park. Jeszcze wtedy nie było setek wlepek z całego świata, ani wrzutów na ścianach pomagających odnaleźć drogę na stadion. Stadion to też dużo powiedziane. Po przejściu przez bramki widzimy murawę, gdzie po lewej, na wprost wejścia, jest jedna zadaszona trybuna z krzesełkami dla gości, a dokładnie po drugiej stronie, wiata zbudowana z rusztowania i gruzowisko dla gospodarzy. W tym momencie musimy przybliżyć troszeczkę historię Tonsów jak to mówią na Clapton FC, gdyż jest ona bardzo bogata, jak na klub który gra w tutejszej okręgówce, jaką jest Essex Senior League.
W sierpniu 1877 roku, grupka mężczyzn przy Queensdown Road, w dzielnicy Clapton, założyła klub piłkarski o nazwie Downs FC, który grał na okolicznych terenach Hackney Downs. Rok później, klub zmienił nazwę na Clapton Football Club i od tego (1878) roku oficjalnie datowane jest jego powstanie. W 1880 roku klub przenosi się na północ, do dzielnicy Leyton, by po krótkim czasie chwile pograć na Pilgrims Farm w dzielnicy Walthamstow, a od 29. września 1888 roku osiąść już na stałe na Old Spoted Dog w Forest Gate. W ten dzień odbył się pierwszy mecz Tonsów na własnym stadionie, przeciwko Old Carthusians, który gospodarze wygrali 1:0, przy tłumie publiki przekraczającej 4000 głów. Zmieniły się też barwy klubu, z pierwotnie ciemno niebieskich koszulek opatrzonych białym krzyżem maltańskim na piersi i białych spodenek, na biało czerwone pasiaki z herbem dzielnicy Newham na piersi i czarnego koloru spodenkami. Od tego momentu Old Spotted Dog stał się miejscem szczególnym na mapie londyńskiego East Endu i mocno zakorzenił się w lokalnej robotniczej kulturze. Pierwsi zawodnicy Tonsów nierzadko, jak w przypadku innych nowopowstałych klubów piłkarskich tamtych czasów, rekrutowali się bezpośrednio spośród kibiców. Od tego czasu Clapton FC zdobył wiele nagród w rozgrywkach ligowych, pucharach, a co ważne, był pierwszym w historii angielskim klubem grającym na kontynencie, gdzie zmierzyli się z drużyną Belgium XI w Antwerpii w 1890 roku i wygrali spektakularnym wynikiem 8:1.
Relacje jakie łączą Clapton FC i jego młodszego i o wiele bardziej znanego brata z dzielnicy, czyli West Ham United FC też są dosyć ciekawe. Oficjalnie West Ham został zarejestrowany w 1895 roku pod nazwą Thames Ironworks FC, czyli siedem lat później niż klub Tonsów. Od 1900 roku występujący już pod pełną nazwą West Ham United Football Club bardzo często gościł na Old Spotted Dog. Kluby spotykały się jako rywale (w towarzyskich meczach i pucharowych rozgrywkach), ale murawa Tonsów była często wykorzystywana przez West Ham, do rozgrywania młodzieżowych meczów i niektórych ligowych, gdzie pojawiały się takie gwiazdy „młotów” jak Bobby Moore czy Geoff Hurst, a mecze oglądało kilka tysięcy osób. Zawodnicy zaczynający karierę w Clapton FC często kończyli jako profesjonalni gracze w szeregach hammersów. Ostatni mecz West Ham United na stadionie claptonsów odbył się w sierpniu 1990 roku. Młodszy, bardziej profesjonalny brat, zazwyczaj mecze przeciwko Tonsom kończył zwycięsko, a jedyna wygrana Clapton FC przeciwko West Ham United nastąpiła podczas memoriału Lee Rackett’a 14. sierpnia 1984 roku, gdzie remis 3:3 zakończył się wygraną w rzutach karnych 7:6 dla gospodarzy Old Spotted Dog. Przyjacielskie stosunki pomiędzy dwoma klubami objawiały się również tym, że West Ham zapraszał Tonsów na swoją profesjonalną murawę, gdzie rozgrywali swoje mecze pucharowe.
WALTER TULL
Do historycznych ciekawostek, świadczących o pewnej wyjątkowości Clapton FC należy przygoda z klubem Waltera Tull’a. Walter urodził się w Folkestone, w hrabstwie Kent, 28. kwietnia 1888 roku. Był synem cieśli – Daniela Tull’a, potomka niewolników z Barbados i angielki Alice E. Palmer. Po śmierci rodziców, Walter wraz z bratem Edwardem trafia do londyńskiego sierocińca w dzielnicy Bethnal Green. Jego brat został adoptowany przez rodzinę z Glasgow i został pierwszym oficjalnie zarejestrowanym czarnoskórym dentystą w Wielkiej Brytanii. Natomiast następny udokumentowany ślad z życia Waltera to wejście w skład drużyny Clapton FC w 1908 roku. Było to odkrycie sezonu. Walter grał na pozycji pomocnika i dzięki jego wysiłkom drużyna zdobyła w sezonie 1908/09 dwa puchary (FA Amateur Cup i London Senior Cup) czyniąc go pierwszym w historii brytyjskiego futbolu czarnoskórym piłkarzem – zdobywcą medalu. Tull został wkrótce dostrzeżony i odkupiony przez londyński Tottenham Spurs, a dwa lata później trafił do klubu Northampton Town FC. Podczas swojej kariery, Walter Tull spotkał się z rasistowskimi zachowaniami wśród kibiców drużyn przeciwnych, z czego udokumentowanym przypadkiem są wyzwiska rzucane wobec niego przez kibiców Bristol City i opisane przez gazetę piłkarską Football Star. Był to prawdopodobnie również jeden z pierwszych niechlubnych zachowań tego typu w brytyjskiej piłce nożnej. Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, Walter trafił do słynnego Batalionu Piłkarzy z Middlesex (w rzeczywistości 17. i 23. batalion stworzony głównie z piłkarzy i kibiców). W wojsku został sierżantem i walczył w bitwie pod Sommą w 1916 roku. Znany był wśród kolegów z odwagi i dobroci. Zginął 25. marca 1918 roku podczas wiosennej ofensywy we Francji w stopniu podporucznika. Walter Tull jest postacią szczególną dla współczesnych kibiców Clapton FC oraz darzoną wielkim szacunkiem. Często podczas meczów zobaczyć można banner – memorandum dla Waltera Tull’a, a na mieście wlepki zrobione przez ultrasów z jego podobizną.
FORZA CLAPTON!!!!
Rok 2013, jak już wcześniej wspomniałem, był zarówno dla klubu jak i dla mnie przełomowym okresem. Wchodząc niepewnie po raz pierwszy na stadion, kierując się w stronę rusztowania, gdzie około 20-30 osób wywiesza flagi i bannery, ogarnia mnie wewnętrzna radość. Nawet nie z tego, że jednym z większych bannerów był ten z napisem Clapton FC zawierający logo piwa Tyskie (wbrew powszechnym opiniom, Tyskie nigdy nie było sponsorem Tonsów, a samo logo bez pytania wrzucili kibice, lubiący spijać polskiego sikacza), lecz z tego, iż na rusztowaniu zawisły antyfaszystowskie i anarchistyczne flagi. Pewniejszym już krokiem wchodzę na rusztowanie i uśmiechami wita mnie parę znajomych twarzy. Są tam punki z irokezami, łyse głowy skinheadów, czy zupełnie nie wyróżniające się ubiorem postacie w różnym wieku i o różnym kolorze skóry. Dowiedziałem się, że rusztowanie pod którym stoimy i sączymy piwo oglądając mecz, jest dla kibiców pewnym symbolem i powodem do dumy. Scaffold Brigada (scaffold – z ang. rusztowanie), bo tak się nazwała pierwsza grupa ultrasów zbierająca się co mecz pod rusztowaniem. Świetnie to oddaje ducha jaki tam zastałem; kilkadziesiąt osób bezceremonialnie pije przyniesione przez siebie browary, pali jointy, śpiewa i krzyczy wspierając swoją drużynę. Wszystko to w robotniczej dzielnicy, w na wpół zrujnowanym i zapomnianym przez wszystkich stadionie. Ta niesamowita atmosfera i otwartość na wszystkich, którzy chcą spędzić popołudnie oglądając piłkę i dobrze się bawić nie wydając przy tym fortuny, stała się kluczem do sukcesu Clapton FC. Jednym z ważniejszych haseł głoszonych przez kibiców Tonsów jest Against Modern Football – czyli znana z innych europejskich stadionów kwestia autorytarnie zarządzanej i komercyjnej formy futbolu. Kibice chcą sami współtworzyć klub wraz z drużyną i sami decydować o jego rozwoju, inwestycjach czy cenach biletów. Clapton Ultras od samego początku określali się jako polityczni i społeczni kibice. Każdy jest mile widziany na trybunach, o ile nie prezentuje rasistowskiej, homofobicznej czy seksistowskiej postawy. Lecz to nie wszystko. Clapton Ultras, jako grupa zaangażowana społecznie, przyniosła na stadion aktywizm i pokazała, iż każdy może dać coś od siebie. Regularnie zaczęto robić zbiórki żywności (tzw. food banks) na konkretne cele – dla bezdomnych, dla uchodźców (Newham Refugee & Migrant Project – RAMP) czy dla ubogich rodzin. Zbierano pieniądze i wyprawki szkolne dla ubogich dzieci z Forest Gate. Kibice wspierają również od początku kampanię samotnych matek z północno-wschodniego Londynu pod nazwą Focus E15 – duża delegacja kibiców była na demonstracji w dzielnicy Stratford, organizowanej przeciwko polityce mieszkaniowej polegającej na likwidacji mieszkań socjalnych i zastępowania ich drogimi apartamentowcami. Również przy każdej okazji, gdzie potrzebne są akcje solidarnościowe czy to z więzionymi antyfaszystami i anarchistami, czy przeciwko homofobii i faszyzmowi, zawsze można liczyć na odpowiednią oprawę kibiców Clapton. Oprawy również są na wysokim poziomie: race, flagi, coraz to nowe bannery czy przyśpiewki, świadczą o niesamowitym zaangażowaniu jakie kibice wnoszą na stadion. O tym, jak sytuacja w ciągu 2-3 lat się zmieniła, świadczy ilość kibiców odwiedzających Old Spotted Dog. Gdzie w sezonie 2013/2014 z kilkudziesięciu osób zrobiła się setka, która w miarę regularnie chodziła na mecze, to już sezon 2015/2016 pobił wszelkie rekordy. Na meczu u siebie, gdzie Clapton podejmował rywali Ilford FC, oficjalnie zarejestrowano 761 kibiców, nie licząc dzieci i tych co dotarli na drugą połowę, co jest niebywałym sukcesem i ewenementem w całej Essex Senior League, jak i w skali wszystkich drużyn okręgowych w UK. Regularnie na meczach u siebie pojawia się teraz 200-300 osób, co świadczy o 10-krotnym wzroście zainteresowania klubem w ciągu dwóch lat. Ultrasi oprócz oprawy również wytwarzają własne szaliki, koszulki, bluzy, wlepki, wszystko pokropione antyfaszystowskim sosem. Od niedawna kibice tworzą również swojego zina, zarówno w wersji papierowej jak i elektronicznej, o nazwie Red Menance. Na niesamowity koloryt kibiców uczęszczających na mecze Clapton FC wpływa ich różnorodność płciowa, rasowa czy narodowościowa. Po Anglikach, Polacy byli pierwszą z ekip, która wspólnie zaczęła spotykać się na scaffoldzie. Niedługo później zaczęli pojawiać się Hiszpanie i Włosi. Ekipa z Włoch – znana dzisiaj jako Brigata Italiana – jest najbardziej liczną i widoczną ekipą imigrantów udzielających się na stadionie. Ich oprawy, energia i siła którą wnieśli, jest niesamowitym przykładem świetnej organizacji i ducha kibicowania ludzi, którzy traktują swój klub jak swój dom. Obecnie Clapton posiada niedawno powołaną, w głównej mierze przez Polaków – East Euro Crew, a także kibiców z Walii znanych jako Welsh Brigade, czy grupę z dzielnicy Walthamstow znaną jako E17 Brigada Roja.
Na trybunach, pośród całej różnorodności ludzi, można ciągle wypatrzyć kilku oryginalnych kibiców z ubiegłego wieku. Nietuzinkową postacią wśród nich jest zdecydowanie Ian Simpson, który swój pierwszy mecz jako kibic Tonsów oglądał w 1957 roku. Rodzice Iana byli współzałożycielami The Clapton Supporters Club, a jego rodzina od pięciu pokoleń przychodzi wspierać swoją drużynę. Ian, w wywiadzie jaki udzielił dla zina Red Menance, nie ukrywa szczęścia jakim jest dla niego powrót kibiców Clapton na trybuny w 2013. Atmosfera tworzona przez współczesnych ultrasów jest zdecydowanie inna od tej z ubiegłego stulecia, lecz Ian odnajduje się w niej świetnie i nie szczędzi głosu śpiewając współczesne przyśpiewki z młodymi kibicami na Old Spotted Dog.
PROBLEMY
Lecz aby nie było zbyt pięknie i kolorowo, klub jak i kibice mają też różnego rodzaju kłopoty. Na pewno jednym z większych i dłużej trwających jest konflikt pomiędzy kibicami, a zarządem klubu, a w szczególności z prezesem Vinnie McBeane’m, który przejął klub w niejasno finansowych okolicznościach. Vinnie wyczuł interes, kiedy na stadion zaczęło przychodzić po kilkaset osób. Ceny biletów (chociaż fizycznie nikt ich do ręki nie dostaje), czyli 6 funtów od głowy, pomnożony przez powiedzmy 200 osób dwa razy w tygodniu jest łatwe do obliczenia, nie licząc reklam czy sponsoringu. McBean z nikim się nie rozlicza, ani z drużyną ani kibicami nie chce rozmawiać o inwestycjach czy jakiejkolwiek strategii dotyczącej klubu. Brak działających pryszniców, niedobór toalet, czy rozsypująca się infrastruktura nie są w kręgu zainteresowania prezesa. Dopiero pod naciskiem kibiców pewne udogodnienia zostały wprowadzone. Jakiś czas temu powstała grupa wewnątrz kibiców Clapton FC o nazwie Friends Of Clapton, której głównym celem był udział kibiców w zarządzaniu klubem, oraz patrzenie na ręce prezesowi i jego klice. Bardziej przyszłościowy plan zakłada przejęcie klubu w ręce kibiców i drużyny, gdzie wszystkie decyzje będą podejmowane na zasadach demokracji bezpośredniej. Dużym krokiem, który tak naprawdę zaczął się w momencie pisania przeze mnie tych słów, jest powstanie funduszu kibiców Clapton FC – Clapton Supporters Action Fund, gdzie są zbierane fundusze na wykup klubu i oddanie go w ręce kibiców i drużyny.
Innymi problemami z którym zmierzyli się kibice Tonsów to faszyści i policja. Ci pierwsi, z zazdrością śledzili rozwój fenomenu Clapton, donosząc na klub do władz piłkarskich o nielegalnym używaniu pirotechniki przez kibiców, używaniu politycznej propagandy oraz o spożywaniu alkoholu. Wyobraźcie sobie reakcje kibiców Clapton. Nieco inaczej przyjął to Vinnie McBean w imieniu klubu. W oficjalnym stanowisku ogłosił, że klub nie życzy sobie politycznej oprawy kibiców (chociaż w wywiadzie dla Daily Mirror szczycił się ich ideami) oraz, iż zabrania się używania pirotechniki jak i spożywania własnego alkoholu. Nikt w praktyce się do tego nie zastosował. Pogróżki internetowe pojawiały się coraz częściej. Do fizycznej konfrontacji po raz pierwszy doszło na meczu wyjazdowym 20. grudnia 2014 roku przeciwko Southend Manor. W przerwie meczu, pięcioosobowa grupka kibiców Clapton zaatakowana została przez faszystów w drodze do sklepu. Skończyło się to hospitalizacją faszystów gdzie m.in. byli członkowie nacjonalistycznej South East Alliance. Do drugiego incydentu w ten dzień doszło na parkingu i w pobliskim parku, gdzie policja aresztowała dwóch kibiców Clapton którym postawiono zarzuty.
Groźniejszym wydarzeniem były inny wyjazdowy mecz Clapton – tym razem przeciwko drużynie Thamesmead Town w sierpniu 2015 roku, gdzie 40 osobowa grupa z Clapton została zaatakowana kamieniami i butelkami przy wejściu na stadion przez 60 osobową grupę lokalnych faszystów z EDL, którzy nawet nie byli kibicami Thamesmead, lecz wykorzystali ich stadion do zrobienia zadymy. Mecz został przerwany, a konfrontacja trwała kilkadziesiąt minut, aż na miejsce przybyła policją wraz z helikopterem. Ranni byli po obu stronach i obie strony ogłosiły swoje zwycięstwo. Policja na początku oficjalnie oskarżyła kibiców Clapton o wszczęcie zadymy, by na drugi dzień, po analizie zapisów z kamer, przeprosić. Autobus odjeżdżający z kibicami Clapton został zatrzymany przez policję, dokładnie przeczesany, a kibice ustawieni pod ścianą, przeszukani i spisani. Podczas konfrontacji, faszyści krzyczeli „we hate niggers!” („nienawidzimy czarnuchów”) co spotkało się z oburzeniem obu klubów, gdzie grali czarnoskórzy zawodnicy. Po tym ataku Clapton FC spotkał się z okazami solidarności wśród wielu grup kibiców (min. Werder Bremen), jak i z zainteresowaniem policji. Policjanci pojawili się kilkukrotnie na samym stadionie jak i w jego okolicach. Na szczęście te wydarzenia nie złamały ducha kibiców i z jeszcze większą energią dopingują oni drużynę zarówno na wyjazdach jak u siebie. Fenomenem Clapton zainteresowało się wiele osób. Jedną z takich grup są media. Guardian, Daily Mirror, czy nawet polskie Sportowe Fakty piszą o Tonsach, lecz najlepsze jest to, że idą w ich ślady inne mniejsze kluby. Grupy jawnie antyfaszystowskich kibiców, którym nie podoba się modern football pojawiły się na trybunach Whitehawk FC z przedmieść Brighton, Dulwich Hamlet FC, czy Waltham Forest FC, przenosząc wspaniałą atmosferę na swoje podwórka. Nadzieja przyświecająca kibicom Clapton na dzień dzisiejszy jest taka, że nadejdzie czas, gdzie drużyna, klub i kibice będą jednością, oraz wspólnie decydować będą o przyszłości Clapton wraz z zdezelowanymi rusztowaniami na Old Spotted Dog.