Kobieta w kulturach etnicznych #16 (1/2002)
Na fali kontrkultury lat 60-tych wyłonił się ruch feministyczny kwestionujący kulturę zachodnią jako model oparty na patriarchacie, a odwołujący się do idei kultur matriarchatu. W myśl tej doktrynalnej opozycji, matriarchat oparty na kulturze rolników (w odróżnieniu od patriarchalnych łowców i zbieraczy) odwoływać się miał do takich wartości jak poszanowanie przyrody, pacyfizmu, tolerancji.
Takie postrzeganie matriarchatu z pewnością dalekie jest od realiów. Co więcej należałoby sobie postawić pytanie czy w ogóle cała koncepcja istnienia kultur matriarchalnych jako pewnego etapu w dziejach ludzkości jest zasadna. Artykuł ten postawi pytania pod tym kątem, opierając się nie tylko na badaniach archeologicznych, lecz także mitologicznych przekazach kosmogonicznych oraz tradycjach duchowych i religijnych.
Niemniej materiał ten rozczaruje tych, którzy poszukiwać w nim będą jednoznacznych odpowiedzi dotyczących szeregu aspektów statusu kobiety w społecznościach etnicznych i archaicznych. Obawiam się, że taki jednolity model nie istnieje w chwili gdy koncepcje „naukowców” i wyobraźnię wyznawców matriarchatu – weryfikuje po prostu życie, ponieważ jak wiadomo w życiu bywa …różnie. Stąd też nie sposób pisać o tym temacie nie unikając pewnych uogólnień, ponieważ w różnych kulturach wyznaczniki tej roli, czy to obyczajowe, społeczne, ekonomiczne czy wynikające z płciowości były i są nadal rozmaicie traktowane. Nie rzadko w obrębie jednej kultury można zetknąć się ze złożeniem na pozór (w myśl naukowych dogmatów) skrajnie sprzecznych wątków.
POZYCJA SPOŁECZNA KOBIETY
Do płaszczyzn wyznaczających uczestnictwo kobiety w poszczególnych kulturach można zaliczyć: prawa w odniesieniu do majątku kobiety, możliwość jej uczestnictwa w decydowaniu o sobie, i o społeczności w której żyje, a także kwestie związane z pozycją w rodzinie.
Rodzina czy kariera?
Takie pytanie jest charakterystyczne dla współczesnej „wyzwolonej” i „sfeminizowanej” kobiety kultury zachodniej. Anaturalność i abiologiczność tak postawionego wyboru stoi w opozycji do traktowania rodziny przez kobiety kultur etnicznych.
W kulturach tych, czy to o cechach tzw. patriarchalnych, czy podchodzących do tych kwestii bardziej harmonijnie – rodzina, jej tworzenie (rodzenie i wychowywanie dzieci) jest podstawowym aspektem przez który postrzega się rolę kobiety.
Feministki mogą czuć się oburzone takim stwierdzeniem, lecz przypomnijmy, że nawet w kulturach gdzie głównymi bóstwami były moce o cechach żeńskich – swoje miejsce w panteonie zyskiwały właśnie poprzez wyeksponowany aspekt rodzicielstwa. Akt zapłodnienia kobiety/bogini a co za tym idzie jej łono stanowiło podstawę wszelkich odwołań mitologicznych. „Biznes women” i wszelkie inne „wyzwolone łomen” zapominają widać o tym walorze kobiecości przydającej jej szacunek (wśród wszelkich kultur, nawet tych o patriarchalnych naleciałościach).
Kolejną ważką rolą (usankcjonowaną mitologicznie) kobiety jest jej rola wychowawczyni dzieci. Rola ta ma jednak dużo mniejszą wagę od rodzenia dzieci. Wynika to z faktu, iż w kulturach etnicznych i starożytnych – dzieci wychowywane były zarówno przez kobiety jak i mężczyzn. Przy czym podział w trybie wychowania przebiegał w zależności od płci dziecka oraz jego wieku. Mimo tego dzieci obojga płci wychowywane były przez matkę przez „okres przedszkolny” (np. u Celtów ojciec do dziecka płci męskiej przyznawał się po wyjściu dziecka spod skrzydeł matki w wieku lat 6-7), lub do chwili inicjacji, czyli do parunastu lat.
W każdym razie niepodważalnym jest wychowanie przez matkę dziecka przez pierwszych kilka lat życia. Kwestia ta podkreślana jest także we współczesnych kulturach, stojących w opozycji do kultury zachodniej – jak choćby w Islamie. Stąd instytucja przedszkola w ramach tego poglądu jest nie do pomyślenia. I nie wynika to z nieuzasadnionego przywiązania do tradycji, lecz zwykłych praw biologii/natury. Koncept ten w kulturze zachodniej wydaje się już nie do zaakceptowania, nie wspominając stosunku do tego „kobiet oddanych karierze”, którym zdarzyło się wydać na świat potomstwo.
Być może współczesną pogoń kobiet za pieniądzem należy upatrywać w tym, że od chwili wejścia do Europy postchrześcijaństwa kobieta została zdecydowanie odsunięta od możliwości decydowania o swoim majątku lub współdecydowaniu o majątku rodziny.
W kulturach pierwotnych kwestia ta miewała rozmaite rozwiązania. W wielu kulturach kobieta mogła po ślubie zachowywać swój majątek i decydować o nim, ale istnieją w cale liczne kultury gdzie kobieta była pozbawiona jakichkolwiek praw w tej materii. Są też przykłady kultur gdy kwestia ta była regulowana przez umowę samych współmałżonków. Lecz na próżno w kwestii majątku doszukiwać się potwierdzenia niezależności finansowej wynikłej z matriarchatu. Co prawda wśród kultur uważanych za patriarchalne (np. subkontynentu Indyjskiego) kobieta najczęściej nie ma możliwości decydowania o majątku, lecz w Islamie, także uważanym za kulturę patriarchalną kobieta dysponuje w tym względzie niezależnością. Gdy pójdziemy śladem mitów w tym temacie okaże się, że i w tych przekazach sprawy majątkowe nie są związane z charakterem kultu matriarchalnego.
W mitach kultur uważanych za patriarchalne (greckich, niektórych afrykańskich, nordyckich, etc.) kobiety czy też boginie posiadają swój majątek (czy to w postaci dóbr materialnych czy zwierząt), lecz mimo tego nie są głównymi postaciami mitów. Sytuacje gdzie kobiety miały nie tylko możliwość decydowania o swoim majątku, ale o całym majątku rodziny, czy społeczności należą do rzadkich przypadków. Zaliczyć do nich można Irokezów.
Wracając do realizowania przez kobiety kariery innej niż ta związana z rodziną, to kwestii tej także nie da się uprościć. W mitologiach kultur uważanych za posiadających cechy matriarchalne, często głównymi bohaterami są mężczyźni, oni też sprawują władzę. W życiu społecznym kobiety sprawowały ważne funkcje polityczne i społeczne – lecz działo się to w sposób nie upośledzający jej funkcji w rodzinie.
Często kobiety takie nominowane były do tego typu funkcji społecznych od wczesnego dzieciństwa lub z chwilą inicjacji – lecz wiązało się to z rezygnacją z życia rodzinnego. Innymi słowy zostawały kapłankami (najczęściej dziewicami). Jeżeli w tym szukać analogii z dniem dzisiejszym należałoby wyciągnąć wniosek, że dzisiejsze kobiety rezygnujące z rodziny na rzecz kariery stają się kapłankami Mamony.
Matrylinearyzm jest ostatnią kwestią nawiązującą do funkcji kobiety w kulturach etnicznych, a równocześnie jest klamrą spinającą kwestie podejścia do spraw majątkowych oraz podejmowania władzy. Powszechnie matrylinearyzm czyli dziedziczenie po rodzie matki, przyjmuje się jako dowód na istnienie w danym społeczeństwie kultury matriarchalnej, lub pozostałości po niej. Tą miarą określa się kultury celtyckie, niektóre kultury afrykańskie, czy kulturę żydowską. W odniesieniu do tej pierwszej twierdzi się, że Celtowie na Wyspach Brytyjskich zetknęli się z wcześniejszą kulturą matriarchalną, od której przejęli m.in. kult Matron, Czarnej Bogini, oraz szereg swobód dla kobiet.
W mitologii celtyckiej jest wiele wątków, w których głównymi postaciami są Boginie. W prawach dziedziczenia dominował matrylinearyzm, lecz czy są to wystarczające dowody na to by przypuszczać, że kultura praceltycka miała charakter matriarchalny?
Dziedziczenie po linii matki jak wiadomo występuje także w kulturze żydowskiej. Niektórzy etnolodzy sugerują, że jest to echem istnienia matriarchatu w religii Izraelitów. Stary Testament, czy księgi żydowskie opisujące mitologię tego narodu nie sugerują takich rozwiązań. Jak wiadomo Izraelici niemało do swych wierzeń zaadoptowali od Egipcjan, oraz Babilończyków. Jednak w okresach historycznych, gdy następowało przejmowanie tych wątków – zarówno w Egipcie jak i Babilonii nie było śladów dominacji matriarchatu. Co więcej Judaizm i całą kulturę żydowską uważa się za na wskroś patriarchalną. Matrylinearyzm wcale nie koniecznie musi być echem matriarchatu czy kultu bogini. W niektórych kulturach afrykańskich zapobiega on, dziedzicznemu przejmowaniu przez mężczyzn stanowisk władzy.
INICJACJE SEKSUALNE,TABU I POPRAWNOŚĆ POLITYCZNA
Płciowość kobiety w mitologii, czy rytach sakralnych sprowadzała się do dwóch aspektów: rodzicielki/matki, oraz partnerki.
Z seksualnością w kulturach etnicznych wiązana jest najczęściej kwestia poligamii i swobody seksualnej. Oba wątki bulwersowały i zarazem pociągały kulturę zachodnią ze względu na swą odmienność.
W rzeczywistości zarówno związki poligamiczne jak i tzw. swoboda seksualna występują dość powszechnie w kulturach etnicznych czy kulturach antycznych, lecz interpretacje jakie temu towarzyszą w powszechnym przekonaniu są dość dalekie od rzeczywistości.
Poligamia nie jest rzecz jasna cechą charakterystyczną tych kultur. Jeśli występuje, to jest ona wynikiem raczej praktycznego podejścia do życia we wspólnocie, aniżeli rozwiązłości seksualnej (z czym przez wiele wieków utożsamiano poligamię w kulturach postchrześcijańskich). W społecznościach gdzie poligamia jest dopuszczalna, występuje ona na równi ze związkami monogamicznymi. Nierzadko do poligamii dochodzi w chwili gdy kobieta z rodzimej grupy wspólnotowej lub klanowej zostaje bez możliwości materialnego utrzymania. Jedną z form zabezpieczenia przyszłości jej i jej potomstwu jest ewentualny ożenek (z kimś z bliskiej rodziny męża, choć niekoniecznie). Taka forma poligamii występuje dość popularnie w krajach islamskich, wśród kultur Indiańskich (zarówno na północy jak i na południu), w kulturach syberyjskich, niektórych kulturach afrykańskich, wśród społeczeństw hinduskich (prawdopodobnie występowało to także u kultur przedchrześcijańskiej Europy).
Odmiennym podejściem do poligamii jest wielokrotny ożenek mający na celu usprawnienie pracy w obrębie rodziny. Innymi słowy większa ilość żon gwarantuje w niektórych społeczeństwach – lepsze możliwości sprawnego wypełniania wszelkich prac gospodarczych, domowych i wychowawczych. Takie podejście podkreślają mity nawiązujące do sensu istnienia poligamii.
Drugim często akcentowanym wątkiem w kwestii marginalizacji roli kobiety w kulturach etnicznych jest przedmałżeńska swoboda seksualna. Lecz i w tym przypadku, doniesienia białych badaczy na temat tych swobód wydają się przerastać samo zjawisko.
We wszelkich zakątkach globu przedmałżeńska swoboda seksualna była traktowana bardzo różnie. Niejednokrotnie nawet w obrębie jednego regionu występujące tam kultury podchodziły do tej kwestii odmiennie. W wielu kulturach afrykańskich czy Australii i Oceanii (które uważane są za skupiska kultur o dużej tolerancji zachowań seksualnych) rygorystycznie respektowane były surowe prawa wzbraniające pożycia seksualnego przed ślubem. Istnieją kultury, które prawa te zmieniły pod wpływem ekspansji cywilizacyjnej białego człowieka, a następnie kultury zachodniej.
Kultury wschodnie uważane powszechnie są za „rozwiązłe seksualnie”. Przy czym owa „rozwiązłość” to nic innego jak dowolność w sprawach seksu, oraz nierzadko łączenie tegoż z kwestiami zdrowia i harmonii ciała i umysłu – stąd zatem prostolinijność w podejściu do seksu. Ponadto o ile powyższa uwaga jest bardziej adekwatna w stosunku do kultury Chin, lecz w odniesieniu do Indii stwierdzenie takie jest mocno nieprecyzyjne.
Biały badaczom i „odkrywcom” kultura indyjska wydawała się jako eksponująca sprawy seksualne, głównie za sprawą ornamentyki sakralnej świątyń, gdzie bóstwa często przedstawiano w formie zespolenia seksualnego. Przy czym to co (nawet do dziś) często interpretuje się jako seksualną rozwiązłość w rzeczywistości było formą przedstawienia zespolenia kosmicznego (emanacji energii kosmicznych). Jak wiadomo z tego samego kręgu kulturowego pochodzi „Kama Sutra„ – jednak w tym samym kręgu kulturowym często przykładano dużą wagę do dziewictwa poślubianej kobiety.
Zarówno „rozwiązłość seksualna” jak i ornamentyka o treściach erotycznych posiadała najczęściej to samo podłoże. Było nim zespolenie seksualne o charakterze sakralnym.
Dlaczego autor „prawa kalego” okazał się Kalim?
Niestety mało jest zwrotów, powiedzeń czy dygresji, które zaistniały w mowie potocznej i kulturze, a wywodzą się z rodzimej twórczości literackiej. Co gorsza są pośród nich takie, które opierają się na niezbyt mądrym przesłaniu. Przykładem może tu służyć zwrot znany każdemu Polakowi – „prawo Kalego” , pochodzący z „Pustyni i Puszczy” H. Sienkiewicza. Sam zwrot oznacza egocentryczne podejście do praw, które wymyślamy dla zaspokajania własnych potrzeb (kosztem innych), przy równoczesnym odmówieniu tych praw tym, którzy zapragnęli by zastosować je w odniesieniu do nas.
Henryk Sienkiewicz zawierając tę moralną puentę w odniesieniu do murzyna Kalego, podkreślił (jak należy przypuszczać nieprzypadkowo) – „hipokryzję” czy wręcz „głupotę” praw etycznych kultur etnicznych (w jego mniemaniu prymitywnych). Pogląd jego nie odbiegał od wzorca epoki i kultury z której wyrósł, cechującej się manią wyższości wprost proporcjonalną do niechęci zrozumienia kultur innych, aniżeli ta, której był nieodrodnym dziecięciem.
Tym samym Sienkiewicz padł ofiarą własnego sformułowania. Przy czym stał się „Kalim” realizującym swe egotyczne prawa na płaszczyźnie czysto doktrynalnej.
Posługuję się tu znanym wszystkim z lektury szkolnej zwrotem, oraz postacią naszego Noblisty, ponieważ stanowi on doskonały przykład stosunku kultury zachodniej do odmienności kulturowych innych kręgów cywilizacyjnych. Ten specyficzny „stosunek Kalego” wydaje się być aktualnym do dnia dzisiejszego, a polega na prostej zasadzie – dualnej oceny. Przy czym z występujących w dualizmie skrajności – „my” jesteśmy „dobrzy”, a „oni” …już niekoniecznie. W związku z czym nie trudno przewidzieć jak będą wyglądać oceny „innych” w tym ujęciu.
Kwestie związane z seksem należą do tych płaszczyzn, które podkreślają ową „inność” kultur etnicznych, co stanowi co najmniej od kilku wieków podłoże do poczucia „moralnej i etycznej” wyższości kultury postchrześcijańskiej nad innymi społecznościami.
Erotyzm, czy akt zespolenia cielesnego jak wszelkie inne czynności – w kulturach etnicznych i większości kultur starożytnych osadzony był w sferze sacrum. Co za tym idzie nie powinna dziwić informacja, że większość pośród „aktów zjednoczenia płciowego” dokonywanych przed małżeństwem związana była z aspektami religijnymi. Było to w zależności od kultury – związane z inicjacją seksualną, tzw. „sakralną prostytucją”, czy „kultami płodności”.
Pierwsza kwestia pośród wielu kultur wynika z Tabu, związanego z negatywnym wpływem na siły i energię mężczyzny – krwi dziewiczej. W kulturach syberyjskich, wśród wielu plemion Indian Ameryki Płn, u Eskimosów, pośród kultur Polinezji – krew dziewicza uznawana była za trującą. W związku z czym praktykowano bądź „prostytucję sakralną” w ramach, której kobieta w ramach ofiary dla Wielkiej Bogini poświęcała swe dziewictwo, równocześnie splamienie swą krwią zrzucając na osoby obce (często przyjezdne).
Także niektóre inicjacje seksualne miały takie właśnie charakter. Np. u Berberów, defloracji podczas inicjacji dokonywały osoby spoza danej wioski. Ślady tego rytuału odnajdziemy także w zapiskach dotyczących cywilizacji mezopotamskich i „prostytucji sakralnej” dziewic ku czci m.in. Isztar (w Rzymie z kwestią tą związana była bogini Pertynda). W kilku fragmentach Rigvedy znajduje się wzmianka, że koszula splamiona krwią z nocy poślubnej uważana jest za trującą.
Jeśli idzie o kultury przedchrześcijańskiej Europy, do dziś zachowało się niemało wzmianek o tego typu rytuałach związanych z pewnymi świętami (Sobótka, czyli Kupalnocka u Słowian, Beltain u Celtów), oraz „kultami płodności”. Rzecz jasna interpretatorzy tych rytuałów (w postaci kościelnych mnichów) – opisywali je jako „szatańskie orgie”, lecz najprawdopodobniej były to inicjacje seksualne. Wskazywałyby na to choćby daty wspomnianych świąt, związane z okresem zapładniania i rozkwitu w przyrodzie.
Innym swego rodzaju Tabu jest podejście wielu kultur do kobiet w czasie okresu. Ta kwestią jest jedną z nielicznych, która ma podobny charakter w większości kultur. Różnice miedzy poszczególnymi kulturami, rejonami świata polega na sposobie odizolowania kobiety w czasie menstruacji od szeregu aktywności życia rodzinnego czy społecznego. U niektórych Indian amazońskich, czy plemion afrykańskich kobiety na ten czas separuje się bądź w osobnych wyznaczonych do tego chatach, bądź w tzw. „domach kobiet”. Pośród innych kultur kobiety podczas okresu nie mogą wykonywać szeregu czynności głównie związanych z gotowaniem (do dziś w wielu kulturach nie tylko plemiennych, ale także w wielu krajach azjatyckich), oraz oporządzaniem czy nawet zbliżaniem się do pożywienia. Częstym jest także zakaz wykonywania wówczas jakichkolwiek prac rzemieślniczych, napraw itp.
Rzecz jasna dla „oceniających” pokroju H. Sienkiewicza, czy bardziej „znamienitych badaczy” – będzie to zabobon – czyli coś co wydaje się głupie, ponieważ nie dopuszczamy do siebie, że może być zrozumiałe poprzez inny rodzaj percepcji aniżeli zmysłowy i intelektualny, i nie doświadczany inaczej jak poprzez wymierną w liczbach empirię.
Wiadomo jednak, że podczas okresu zmianie ulega nie tylko cała metabolika i „chemia” organizmu kobiety, lecz menstruacja ma wpływ na przemiany hormonalne, a co za tym idzie psycho emocjonalne (co jest jeszcze w normach „obliczalności” współczesnej nauki)- co już pośród wielu kultur może być wystarczającą przyczyną izolacji kobiet w tym czasie. Wiąże się to również z przemianami energetycznymi, na co współczesna medycyna i nauka pozostaje ślepa, w odróżnieniu do kultur etnicznych i antycznych. Stąd niemało przekazów w rozmaitych kulturach na temat psucia się produktów czy żywności przygotowanej, czy nawet dotkniętej przez kobiety w czasie okresu.
E. Gould Davis w swej feminizującej książce „Pierwsza płeć” sugeruje, że wymienione wyżej Tabu wymyślone zostały przez kobiety w dobie matriarchatu. Według autora celem była ochrona kobiet przed mężczyznami w czasie menstruacji. Zastanawia w tym pomyśle to, po co kobietom potrzebne było wymyślanie ochrony przed mężczyznami, skoro w ramach matriarchatu i tak nad nimi dominowały. Ponadto E.G. Davis jest typowym przykładem badacza, który ulega stereotypom poglądowym swego kręgu kulturowego, wobec czego nie dopuszcza do siebie możliwości istnienia prawa, które nie uzasadnia redukcjonistyczny racjonalizm, lecz prawa natury i wiedza tradycji duchowych. Stara się poszukiwać rozwiązań pasujących do wizerunku kultur pierwotnych jaki kreuje kultura zachodnia.
Ten rodzaj interpretacji spotkamy zarówno wśród „patriarchalnych” badaczy jak i „matriarchalnych” zwolenników feminizmu. Obie te postawy zdaje się łączyć brak zrozumienia kultur etnicznych i pierwotnych takimi jakimi są. W miejsce tego chce się je postrzegać tak jak by chciano je widzieć w odniesieniu do wypracowanych przez własne środowisko doktryn. Dzięki temu popularnym stało się postrzeganie – kobiety w kulturach etnicznych – jako osoby dyskryminowanej. Wymyślenie definicji „patriarchatu” i „matriarchatu” jest tego następstwem. W ramach czego bardzo łatwo nauka zachodnia tłumaczy sobie – dyskryminację kobiety, lub jej dominację.
Pogląd taki jest wynikiem przywiązania do paradygmatów kulturowych własnej cywilizacji. Negatywna ocena wymienionych praw Tabu, poligamii, czy inicjacji seksualnych w ramach których (np. u afrykańskich plemion Kikujów, czy w Somalii) dokonuje się usunięcia łechtaczki – wynika z oceny tych obyczajów kryteriami kultury zachodniej. Dochodzi do spektakularnych akcji na rzecz „obrony praw człowieka” czy „obrony praw kobiecych”, które to akcje kierujące się rzekomo prawami humanitaryzmu starają się wykorzeniać tradycje kulturowe plemion etnicznych.
Aby przyjąć tego typu postawę, po pierwsze trzeba się nie liczyć (tym samym nie szanować) odmienności kulturowej innych ludzi, ignorować fakt, że kobiety godzą się na takie obyczaje, ponieważ są one dla nich bardziej naturalne aniżeli oglądanie telewizji czy chodzenie do hipermarketu dla pań z humanistycznej kultury zachodniej, po trzecie zaś trzeba opierać się na niewzruszonym przekonaniu o własnej wyższości i wyższości wartości kultury z której się pochodzi.
Kuriozalnym osiągnięciem w tym zakresie mogą być kampanie, w ramach których przytacza się udramatycznione opisy usuwania łechtaczek, dokonywane jeszcze we współczesnej w Afryce. Kładzie się nacisk na zgoła marginalnie występujące sytuacje – jak zaszywanie warg sromowych u kobiet, co ma na celu – nie dopuszczenia do przedmałżeńskiego współżycia. Po tym tak dramatycznym opisie następuję komentarz, równie wstrząsający co naiwny, twierdzący, iż tak zaszytą pochwę rozrywa się podczas pierwszego stosunku męskim członkiem. Cóż dodać do tej fizjologicznej fantazyjnej propagandy. Wydaje się, że jeśli jej autorem była kobieta, to chyba nazbyt jest pod wpływem pogłosek na temat fantastycznych rozmiarów „męskości” murzynów. Jeżeli zaś autorem jest mężczyzna proponowałbym mu na próbę – rozprucie swoim członkiem czegoś zaszytego, na początek może być nogawka od spodni J.
Rzecz jasna wszystkie tu wymienione aspekty konkretnej postawy umysłowej, implikują szereg działań, które nazywa się powszechnie „Poprawnością Polityczną” (P.P.), lecz nie są one niczym innym jak naroślą wyrosłą na nawozie arogancji, szowinizmu, braku tolerancji, egoizmu i ignorancji (używając zwrotów nowomowy poprawno politycznej)?
Mówiąc o P.P. wskazuję na jedną z płaszczyzn przejawiania się wspomnianej postawy, występującą w kulturze. Niestety istnieją jeszcze inne nie mniej agresywne tegoż skutki , w postaci płaszczyzny ekonomicznej (z Kalego można zrobić niewolnika, bo „Kali być czarny i głupi” ) czy religijnej dzięki czemu mamy do czynienia z tzw. „misjami”. Bez względu na realizowana płaszczyznę, wszystkie one odwołują się do szczytnych definicji „pomocy” dla ludów (bo oczywiście nie kultur) „niecywilizowanych”. A w ramach tej pomocy, dokonuje się hekatomba kultur etnicznych.
Piętnowanie tradycji kulturowych obcych cywilizacji zachodniej odnosi się także do kultur, które uważane są za wrogie krajom zachodnim. Oczywiście chodzi tu o kraje muzułmańskie, przy okazji których podkreślanie upośledzenia roli kobiety w Islamie stało się wręcz hasłem sztandarowym zachodniej „krucjaty propagandowej”.
Ruch feministyczny, który rzecz jasna opowiada się za przywróceniem jeśli nie matriarchatu to przynajmniej podniesieniem rangi kobiety we wszelkich możliwych przejawach życia – podchwytuje z entuzjazmem wszystkie te nowinki nie dostrzegając najczęściej, że tym samym podważa swoje rzekome podstawy doktrynalne utkwione w matriarchacie. Z chwilą gdy w ramach kultur, w których kult Wielkiej Bogini odgrywał istotne znaczenie – obowiązywały obyczaje (inicjacje seksualne, prostytucja sakralna, poligamia etc.), z którymi nie po drodze byłoby współczesnym zwolennikom matriarchatu.
Czym zatem jest „współczesny pogląd na matriarchat”? Czym był starożytny kult Wielkiej Bogini? Czy w ogóle istniał matriarchat?
MATRIARCHAT – CZYLI SPÓR O PŁEĆ KOSMOSU I NATURY.
Twórcą definicji ‘matriarchatu’ był XIX wieczny badacz Jacob Bachofen. Uważał on, że w starożytności istniał model kultury oparty całkowicie na dominacji kobiety, wynikłej z odwiecznego kultu ziemi i płodności. Uważał m.in., że pierwotnie takie sfery aktywności ludzkiej jak magia, medycyna, religia, filozofia, kultura sztuka, a nawet ekonomia – były domeną kobiet. Patriarchat według niego dochodził do głosu dopiero z chwilą gdy dokonywano w danej kulturze – rolę biologiczną ojca, a sprzyjać temu miała monogamia.
Wynika z tego, że J. Bachofen starożytnych ludzi uważał za pozbawionych wiedzy na temat przyczyn zapłodnienia kobiety. Koncepcja interesująca, lecz sugerująca, że kultury przed patriarchalne miały tak naprawdę niewielkie pojęcie na temat praw natury. Czy o to chodziło twórcy modernistycznej koncepcji „matriarchatu”?
W kwestii matriarchatu stojącego w opozycji do patriarchatu, głos zabierało wielu historyków, literatów i filozofów. Idea matriarchatu stała się tak atrakcyjna może nie tyle ze względu na atrakcyjność wartości uważanych za charakterystyczne dla kobiet lecz przede wszystkim w związku z ową opozycyjnością wobec kultury euroatlantyckiej opartej na koncepcjach patriarchalnych.
Co najmniej od początku wieku w kulturze zachodniej zaczął zaznaczać się regres w odniesieniu do wartości będących wyznacznikami tej kultury. Krytycyzm w odniesieniu do podwalin tej kultury, wzrósł po wojnach światowych, które ukazały w pełni przesycenie cywilizacji zachodniej nietolerancją, konkurencją, agresją i chęcią dominacji. Na bazie tego zaczęto coraz śmielej snuć refleksje na temat historyczności tworzenia się takich wzorców obyczajowości. Zaczęto postrzegać i opisywać jak na bazie wyeksponowania wyłącznie wartości uważanych za patriarchalne, w czasach średniowiecza i późniejszych dokonywała się stopniowa eliminacja kobiety z życia politycznego, społecznego czy w końcu kulturowego. W tym kontekście podkreślano takie zdarzenia historyczne jak „polowanie na czarownice”, Inkwizycję, wojny religijne.
Zwrócenie uwagi na rolę kobiety w kulturze, życiu społecznym i politycznym nie obyło się bez przekalkowania wzorców i postaw, które dotychczas stosowano do wywyższania roli mężczyzny w kulturze zachodniej. Po wiekach bezsprzecznej dyskryminacji kobiety w obrębie tej kultury, doszło do sprzężenia zwrotnego w ramach którego zaczęto w równie małostkowy sposób stawiać na piedestał „wartości” związane z aspektami kobiecości. Czy dzieje się tak za sprawą wyższych potrzeb w ramach kreowania jednolitej kultury i cywilizacji, w związku z czym, tzw. Patriarchat czy „równouprawnienia kobiet” traktuje się wyłącznie jako instrument. A eksponuje się te spośród kwestii, które akurat są na rękę w ramach wytyczania jednolitego kursu cywilizacji zachodniej ? Czy może brak równowagi między pierwiastkiem męskim i żeńskim, i przechodzenie ze skrajności w skrajność w ramach wspomnianej cywilizacji jest wynikiem jej paradygmatów opartych na dualizmie (w religii, kulturze, nauce, doktrynach społecznych, filozoficznych, zakodowanych mocno w psychice ludzkiej). To w ramach tego dualizmu zawsze występują skrajne (nie uzupełniające lecz) eliminujące się siły. Wokół tego funkcjonującego w kulturze europejskiej, od blisko dwóch tysięcy lat dualizmu powstawała nauka. W trakcie swego istnienia wyszukiwała ona „dowody” dla szeregu doktryn będących wykładnią kursu „cywilizacji antagonistycznego dualizmu”.
Charakterystycznym dla tego modelu „nauki” było, że w jej ramach powstały takie koncepcje jak „patriarchat” i (antagonistyczny do niego) „matriarchat”, nie występujące nigdzie indziej, tym bardziej w społeczeństwach, które interpretowane były w odniesieniu do tych definicji. Kurs ten podtrzymywało i nieświadomie tworzyło wiele uznanych autorytetów.
E. Fromm walki między „patriarchatem” a „matriarchatem” doszukiwał się na przykład w micie o Edypie. Przy czym demokracja miała według niego przedstawiać matriarchat , a autorytaryzm Kreona patriarchat.
R. Graves był jednym z głównych zwolenników i piewców istnienia kultur matriarchalnych w cywilizacjach starożytnych. Na czym ci znani badacze, a za nimi setki innych naukowców i intelektualistów opierali swą pewność względem istnienia dwóch różnych wzorców kultur, w zależności od występowania w nich dominacji pierwiastków: męskiego lub żeńskiego. Czy w istocie „patriarchat” i „matriarchat” nie są definicjami, nie tylko odwołującymi się do teorii, lecz opisującymi wcześniej nie zdefiniowane, a funkcjonujące rodzaje kultur?
Archeologia
Dowody archeologiczne, które mają przemawiać za istnieniem kultur matriarchalnych są dwojakiego rodzaju. Pierwszym są wykopaliska pozostałości kultury materialnej, drugim odkrywane starożytne zapiski historyczne.
W przypadku pierwszego rodzaju znalezisk mamy do czynienia z odnalezieniem w wielu miejscach Europy figurek przedstawiających kobiety z wyeksponowanymi cechami płciowymi (najsłynniejsza z nich tzw Wenus z Wildorfu) uważanych za symbole płodności i materialne przejawy kultu płodności, oraz kultu Wielkiej Bogini (matriarchatu).
Niestety trudno orzec z jak odległych czasów pochodzą owe figurki. Badanie przedmiotów metodą radiowęglową (C-14), w chwili obecnej już nawet przez naukowców uważana jest, za delikatnie mówiąc niedoskonałą, a do tej pory jedyną na podstawie, której można było datować tego typu przedmioty. Zatem można stwierdzić, iż nie wiadomo z jakiego okresu pochodzą znaleziska kobiecych figurek. Wcześniej ustalano ich wiek na ok. 30 tysięcy lat. Twierdzono przy tym, że figurki te wskazują na to, że pierwszymi kultami na ziemi były kulty płodności, oraz że figurki jako, iż są najstarszymi tego typu znaleziskami – dowodzą, że pierwotną kultura była kultura matriarchalna.
Komentując te poglądy można stwierdzić, że kobiece figurki, nie są jedynymi tego rodzaju znaleziskami z tego okresu. W tych samych miejscach (na terenie Czech) gdzie odnajdywano figurki kobiet, znaleziono równocześnie figurki fallusów. Także w innych miejscach (także na terenie Mazur) dokonywano odkryć figurek, z tym że przedstawiających postacie męskie z wyeksponowanym fallusem. Nie wiadomo, którym spośród tych znalezisk należy się prymat pierwszeństwa pod kątem chronologii. Poza tym nie można na pewno także stwierdzić jakie przeznaczenie rytualne miały figurki i jakiego kultu były przejawem. Równoczesne występowanie symboliki żeńskiej jak i fallicznej, zaprzecza raczej istnieniu kultury, którą można by nazwać matriarchalną. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że figurki były związane z „kultem płodności”, jako aktem zespolenia. Niemniej pośród zwolenników matriarchatu, częstym argumentem na występowanie matriarchatu w ogóle, a także na jego pierwotność – są właśnie znaleziska które zostały omówione powyżej.
Do innego rodzaju odkryć archeologicznych należą rysunki naskalne. Niestety i w tym przypadku głównie ze względu na wspomnianą już niedoskonałość metody datowania opartej na izotopie C-14, nie sposób ustalić rzetelnej odpowiedzi o wiek rysunków. Oficjalnie nadal (wbrew oczywistej miałkości dowodów) określa się wiek najwcześniejszych z nich na późny paleolit (6 – 20 tysięcy lat p.n.e.). Z kolei w przypadku tych rysunków mamy głównie do czynienia z przedstawieniami zwierząt. Spośród postaci ludzkich, bądź „półludzkich” widniejących na malowidłach – zdecydowana większość z nich posiada wyraźne cechy męskie. Co więcej, cechy te są charakterystycznie związane z aktywnością seksualną (jaskinia Addaura na Sycylii, Tres Freres w Hiszpanii, Lascaux we Francji etc.). Szereg tych postaci można także zinterpretować jako postacie szamanów, czy osoby sprawujące pieczę nad rytuałem sakralnym. Wskazywałyby na to atrybuty zwierzęce (rogi jelenie), maski, gestykulacja, sakralne wykorzystanie łuku, aury wokół głów.
Innym rodzajem pozostałości po starożytnych kulturach, nawiązujących rzekomo do idei „matriarchatu”, są znaleziska występujące od Europy poprzez Azję po Ameryki – figurek i innych wizerunków przedstawiających kobietę z rozwartym sromem, często kobietę rodzącą. Wizerunki te dla zwolenników „matriarchatu” są dowodem na istnienie tego typu kultur, lecz tego typu figurki czy rysunki można także traktować jako materialny wizerunek „kultu płodności”. Podobnie kształt i forma wielu neolitycznych świątyń wiązana jest z kultem Wielkiej Bogini. Dzieje się tak za sprawą kształtu świątyń. Ich wejście upodobnione jest do wejścia, do pochwy i dróg rodnych kobiety. Tym samym uważa się, iż takie konstruowanie świątyń jednoznacznie przemawia za kultem matriarchalnym. Jednak w obu przypadkach interpretacja taka wydaje się niepełna. Podejście nie uwzględnia pojęcia jedni złożonej wszak z obu elementów (żeńskiego i męskiego). Chcąc dalej zagłębiać się w te kwestie, należałoby zastanowić się w ogóle nad istotą tzw. „kultu płodności”.
Powszechnie interpretuje się go jako kult oparty na rytuałach związanych z oddawaniem czci siłom symbolizującym przemiany natury – związanej bezpośrednio z cyklem rolniczym. Dzięki takiej interpretacji, powstał między innymi pogląd o „matriarchalności” społeczności rolniczych, poprzez zwrócenie się w nich w stronę kultu Matki Ziemi. Kult Ziemi trudno jednoznacznie interpretować tylko z kultem rolniczej płodności Ziemi. Wydaje się raczej, że ten ostatni jest raczej pochodną „ogólnego” kultu Ziemi – będącego niczym innym jak czcią wynikłą ze zrozumienia dla przemian i ciągłości Natury jako takiej. Ukierunkowanie roli kultu Ziemi, wyłącznie w stronę kultu rolniczego jest jego zawężeniem. Tym bardziej, że nie brak kultur zbieraczo-łowieckich wyznających kult Natury / Ziemi.
Osobną kwestią jest zastanowienie się nad tym czym właściwie jest „kult płodności”. Również często przypisuje się go wyłącznie kulturom rolniczym, tak jakby Natura sama w sobie nie prezentowała aspektu nieustannego zapładniania i odradzania się. Lecz aby w ogóle mówić o odrodzeniu, zapłodnieniu – a tym samym narodzinach, należy zdać sobie sprawę, że akt taki wynika z zespolenia dwóch płci (nie zaś dominacji jednej z nich). Tak więc jeśli skupimy swą uwagę z powrotem na konstrukcji neolitycznych świątyń (choćby jak ta z Catal Huyuk – kultury uważanej za matriarchalną) – to owszem „bramę” do świątyni należy rozumieć jako kobiecy srom, lecz wejście do niej osób związanych z kapłaństwem, nie będzie niczym innym jak symbolicznym aktem zespolenia, natomiast rytuał odbywający się w środku świątyni byłby symbolicznym aktem zapłodnienia. Czy nie takie powinno być rozumienie „kultu płodności”? Przy tym wszystkim należy jednak pamiętać o jeszcze jednej kwestii, tej mianowicie, że kult Ziemi czy płodności był tylko jedną z form szeroko rozwiniętej kosmogonii. W ramach, której Ziemia, czy zespolenie dwóch pierwiastków było tylko częścią pełnej wiedzy duchowej, czy to w nawiązaniu do Kosmosu czy interpretacji Prajedni. Lecz o tym przyjdzie jeszcze wspomnieć.
Kolejną sferą związaną z odkryciami historycznymi, prawdopodobnie (przynajmniej w większości) o późniejszym pochodzeniu – są przekazy piśmienne. W tym przypadku sytuacja związana z interpretacją jest bardziej złożona. Przede wszystkim spośród odkrytych starożytnych tekstów można wyeksponować te które opisują współczesne sobie czasy, a co za tym idzie formy kultów. Ale także takie, które odwołują się czasów zamierzchłych. Nauka zachodnia oba rodzaje tekstów traktuje identycznie. To znaczy w przypadku tych drugich, interpretuje się je jako uwspółcześnione przejawy mitów/legend bez pokrycia w faktach historycznych. W ten sposób do dziś (mimo opozycji ze strony badaczy rodzimych) traktuje się hymny Rigvedy. Oficjalnie twierdzi się, że pochodzą one co najwyżej sprzed 3500 lat. Badacze indyjscy twierdzą, że teksty są znacznie starsze, opisują zaś zupełnie zamierzchłe dzieje, które przekazywane pierwotnie były w postaci przekazu ustnego. Niektórzy czas powstania tych hymnów oceniają na co najmniej 70-90 tysięcy lat. Natomiast Robert Graves uważał, że Rigvedy nie mogły powstać wcześniej aniżeli w 1300 roku p.n.e. Taka data nie tylko zgadza się z oficjalnym zachodnim poglądem, ale także pasowała Graves’owi do jego doktryny o istnieniu matriarchatu jako pierwszego kultu w historii ludzkości. Treści hymnów Rigvedy odnoszą się co prawda m.in. do Matki Ziemi, ale jeśli chodzi o bóstwa eksponowane są głównie bogowie męscy. Znane są także zapiski z glinianych tabliczek pochodzących z Mezopotamii, oraz hieroglify z Tekstów Piramid oraz świątynnych zwojów – jeśli chodzi o Egipt. W obu przypadkach mówi się w tych przekazach o boginiach (Isztar, Izis), które spełniają nie poślednią rolę zarówno w kultach tych cywilizacji, jak i w samych opisach mitologicznych, jednak stoją one obok męskich sił boskich. Sytuacja ta jest wystarczającym powodem zarówno do roztrząsania, hierarchii ważności tych bóstw (co jest charakterystyczne dla „kultur oceniających”, a co jak się wydaje nie miało tak wielkiego znaczenia dla społeczności uznających te kulty), a także do snucia twierdzeń mówiących, że przed tą hierarchią z pewnością istniała wcześniejsza o cechach typowo matriarchalnych.
Teoria mitu i mit teorii
Jeśli idzie o popularyzację „doktryny matriarchatu” w oparciu o wiedzę historyczną i religioznawstwo Jerzy Prokopiuk (w kraju), a Robert Graves na świecie należą raczej do najaktywniejszych postaci.
R. Graves dowodził istnienia kultu Wielkiej Bogini, opierając się głównie na mitologii i starożytnych zapiskach kultur Mezopotamii, starożytnej Grecji i kultur celtyckich. O jego stosunku do kultur hinduskich w odniesieniu do Rigvedy wspominałem wcześniej.
Punktem wyjściowym większości jego tez, było twierdzenie, że Pelazgowie czyli pragrecy, mieszkańcy półwyspu Peloponezkiego i Krety sprzed najazdu indoeuropejskich Dorów i Achajów – byli wyznawcami matriarchatu. Ich prawa religijne oraz panteon bóstw spokrewniony miał być z cywilizacją Sumerów i Babilończyków. Za potomków Pelazgów uważał także – Kaananeńczyków, osiadłych na terenach dzisiejszej Palestyny i Libanu – oraz ludy celtyckie. Obie formacje etniczne wyruszyły ze swych pierwotnych siedzib wskutek najazdu Greków „właściwych”.
Plemiona, które dotarły do Wysp Brytyjskich zasymilowały się z tamtejszymi kulturami (także matriarchalnymi). Graves argumentował swoje tezy podobieństwem w kwestiach interpretacji religijnych wśród wymienionych ludów. Wskazywał również na zapiski Diodora (VI wiek p.n.e.) sugerujące, że Hiperborejczycy (Irlandczycy) są pobratymcami pragreków.
Jeśli chodzi o wspomniane analogie w kwestiach religijnych, Graves opiera się głównie na podobieństwach leksykalnych i analizie językowej. Metoda ta choć używana nierzadko przez rozmaitych badaczy, uważana jest za mało rzetelną, ponieważ w jej ramach można udowodnić niemal wszystko.
Autor „Białej Bogini” twierdził między innymi, że sumeryjski (a później i babiloński) męski Bóg Anu był zmaskulinizowaną formą Bogini Anna-Nin (Nana). Celtyckiego Boga Belego wywodzi od Białej Bogini Belili, poprzedniczki Isztar, partnerki Tammuza. W innym miejscu na bazie żmudnej analizy językowej, jednego z poematów druidycznych -dowodzi wspólnego rodowodu leksykalnego imienia Bela (jako tajemnego imienia celtyckiego herosa Gwidona) z Jahwe. Ten ostatni miał być pozostałością u Izraelitów po przejęciu od Kanaaneńczyków bóstwa gromu.
Tezy Gravesa wydają się być spójne, lecz to za mało aby traktować je jako w pełni zasadne. Związki pomiędzy kulturami w czasach zamierzchłych z pewnością istniały, być może dochodziło między nimi także do przemieszania w warstwie religijnej. Choć ta druga kwestia, nie wydaje się aż tak prawdopodobna, ze względu na to, że w kulturach etnicznych czy antycznych ważką rolę pełniła wierność przekazu tradycji, zwłaszcza tradycji duchowych. Bardziej możliwe wydaje się występowanie analogii w sposób samoistny. W szeregu kulturach świata, w ich mitach odnajdziemy mnóstwo zbieżnych pojęć, zdarzeń, tradycji, rytuałów. Nie musi to rzecz jasna dowodzić globalnym kontaktom kultur w starożytności i zamiłowaniu do tworzenia synkretyzmu na bazie religii. Dowodzi to raczej temu, że szereg kwestii w odniesieniu do rozwoju duchowego (a także wynikłego z tego – religijnego) jest identycznie postrzegana w wielu różnych zakątkach i czasach. To wspólne pojmowanie, jest natomiast wynikiem identycznych doświadczeń (a być może i praktyk) duchowych – co z kolei dowodzi temu, że wyzwolenie jest wszędzie podobnie postrzegane, ale różnie opisywane, nazywane, lecz bardzo często polegające na tym samym doświadczaniu i przekraczaniu tego co nazwiemy Absolutem. Graves nie zagłębia się jednak w te warstwy wiedzy, raczej od nich stroni. Lecz wiernie stojąc przy swej specjalności językoznawcy , redukuje swoje pole postrzegania złożoności tematu. Raz nawet twierdzi, że w kulturze indyjskiej, nie było wiedzy duchowej, która nie występowałaby też w Europie. Natomiast o stanie „samadhi” (stan najwyższej koncentracji, lub osiągniecie „natury umysłu”), określa mianem …stanu psychopatycznego, duchowym orgazmem /…/ jaki poprzedza atak epilepsji… Jeśli samadhi określić mianem stanu psychopatycznego, to w istocie adeptów takiego stanu nie brak w Europie. Jeśli zaś idzie (już bardziej poważnie) o tradycje duchowe istniejące w Indiach, to trudno przyrównywać do niej euro-amerykańską współczesną (głównie) pop kulture New Age’u. Tym bardziej trudno o znalezienie ciągłości w tradycjach duchowych Europy, w ciągu ostatnich kilkunastu wieków – z tego prostego względu, że jeśli nawet bogactwo tych tradycji było takie jak w Indiach, to przez wspomniany nie krótki okres czasu – były wyniszczane i wypaczane.
Zaskakującym jest także, że Graves jako poeta i filolog nie zauważa – nie istotności – pojęcia płciowości Absolutu, pragnąc usilnie „upłciowić”. Absolut w myśl niemal wszystkich tradycji duchowych, jest poza werbalnymi możliwościami jego opisu (podobnie jak praktyka zmierzająca do jego osiągnięcia). Taniec, muzyka czy poezja, w swych pierwotnych aspektach, były tylko próbami przybliżenia się do tego opisu. W odniesieniu do tego i mitologie są tylko poetyckimi próbami tegoż opisu. A zatem i płciowość jest umowna. Na takiej samej zasadzie jak poetyckie próby odniesienia płciowości do Kosmosu czy Natury.
Graves nie bierze również pod uwagę zagadnień związanych z odkryciami archeologicznymi (nie mylić odkryć z ich interpretacjami), oraz kwestiami historycznymi. Na przykład jeśli chodzi o Celtów wiadomo raczej na pewno, że główną ich trasą migracji przez Europę były drogi lądowe. Przyjmując argumentację R. Gravesa należałoby przyjąć, że pierwszymi miejscami rozkwitu kultury celtyckiej powinny być Wyspy Brytyjskie, a z tego co wiadomo było nieco odwrotnie.
Oczywiście nie można wykluczyć, że na blisko 2000 lat p.n.c. Pelazgowie bądź ich potomkowie dotarli do ówczesnej Hiperborei – noszą nazwę Tuath de Danaan, tam wymieszali się z osiadłą ludnością, lecz z kulturą celtycką mogli mieć do czynienia dopiero w kilkaset lat później gdy dotarła ona na wyspy z kontynentu. Chociaż i to nie jest najistotniejszą kwestią, ponieważ głównym zagadnieniem pozostaje to, czy kultury te miały charakter matriarchalny.
W istocie w odniesieniu do kultury Pelazgów, Sumerów, czy Celtów można śmiało stwierdzić, że u ludów tych zarówno kobieta w życiu społecznym jak i jej rola w religii była duża. Prawdopodobnie równie duża była wśród wielu innych kultur istniejących w tym czasie, ale czy brak dyskryminacji roli kobiety, jej niemal (ponieważ nie we wszystkich dziedzinach życia, co wydaje się być akurat naturalną sprawą) równorzędne traktowanie z mężczyzną – zasadne będzie określić mianem „matriarchatu”?
Doktryny Gravesa (daleko bardziej rozbudowane i sensowniejsze aniżeli ich protoplasty J. Bachofena) znalazły wielu propagatorów. W Polsce do jednego z nich można zaliczyć Jerzego Prokopiuka, między innymi autora wstępu do polskiego wydania „Białej Bogini”.
W swych wypowiedziach na temat matriarchatu nie skupia się tak bardzo na zagadnieniach związanych z historią, lecz religioznastwem. Pisze, że postać głównego Boga o męskich cechach, wyemancypowała się z czasem, stając na równi Bogini, stając się już nie jej synem, a partnerem (np. Siwa-Siakti). Sugestia taka wydaje się zasadna tylko w momencie gdy za pewnik uznamy hipotezę, że praformą wszelkich kultur był matriarchat, oraz że za w pełni uzasadnioną uznamy domniemaną chronologię powstawania mitów (choćby Rigvedy). Tym samym J. Prokopiuk opowiada się za teorią ewolucji mitów, w których kierunek zmian następował od dominacji kultu Bogini w stronę dominacji kultu Boga. Przykładem tej doktrynalnej walki i degradacji Bogini na łonie mitów greckich ma być zejście / zepchnięcie Demeter do świata podziemnego. Innym elementem tej doktryny jest stwierdzenie, że wraz z dominacją męskiego boga pojawił się patriarchalny politeizm. Jeśli idzie o kosmogoniczne ujęcie tematu – J. Prokopiuk Wielką Boginię utożsamia z Jednością, Dwójnią, Wielością, Prajednią.
Przyjrzyjmy się zatem mitom, zwłaszcza tym kosmogonicznym. W odniesieniu do zejścia do podziemi jako symbolu degradacji funkcji Wielkiej Bogini (Demeter), to czy formą degradacji były inne mitologiczne wątki podróży do światów podziemnych? We wszelkich mitach o takim wątku (występujących w Tracji, Grecji, Japonii, syberyjskim szamanizmie) – akt ten związany jest z podróżą do / przez świat śmierci. Czyli symbolizuje przekroczenie granicy dualnego postrzegania świata (na życie i śmierć jako osobne i oddzielne od siebie elementy). Jak zatem interpretować mit o zmuszeniu Demeter (Bogini płodności Ziemi, rolnictwa) do zejścia do podziemi. Przede wszystkim Demeter nie należałby traktować jako Bogini Ziemi, ponieważ taką rolę posiadała jej matka Gaia. Demeter posiadała tylko kilka z aspektów istnienia Ziemi jako „globu”. Demeter zeszła do świata podziemnego, lecz po to, by później z niego się odrodzić. Tym samym kult, który wiązał się z jej postacią miał charakter nie tylko odradzania się przyrody. Trudno go także charakteryzować (jak to się powszechnie czyni) jako rytuał nieśmiertelności, jest to raczej ryt przekroczenia bariery życia / śmierci. Aby to w pełni zrozumieć należy omówić mity kosmogoniczne.
W mitach tych początek światów, podobnie jak ich koniec (analogia z życiem / śmiercią nie przypadkowa) związany jest z wyłonieniem się z prajedni – chaosu – pustki. Bez względu na to jak ją w zależności od kręgu kulturowego nie nazwiemy, prajednia ta wbrew temu co twierdzi m.in. J. Prokopiuk nie ma cech jakiejkolwiek płciowości. Jest najczęściej apłciowa, lub jeśli zawiera się w określonej substancjonalności, nie ma ona cech dualnych. Na tą ostatnią kwestię zwraca uwagę sama nazwa – Prajednia.
>Zarówno R. Graves, J. Prokopiuk oraz jak należy przypuszczać większość zwolenników „patriarchatu” czy matriarchatu związana jest jednak z dualnym poglądem zarówno na siły kreacji świata jak i jego przejawianie się. Postawa taka w pełni motywuje postawy „matriarchalne” czy „patriarchalne” lecz zupełnie nie pasuje do niemal wszystkich mitów kosmogonicznych, a także szeregu tradycji duchowych.
Niepłciowość Prajedni podkreślają zarówno mity nordyckie, greckie, celtyckie, ale także indyjskie, syberyjskie, chińskie, afrykańskie czy indiańskie. Dopiero z owej prajedni powstają dualne siły. Przy czym mają one charakter komplementarny, nie zaś antagonistyczny. Innymi słowy muszą funkcjonować razem, aby dopełniać koło przemiany życia / śmierci. Dopiero postawa dualizmu antagonistycznego, która powstała w obrębie judaizmu, co przejęło w dużym stopniu chrześcijaństwo i postchrześcijaństwo doprowadziło do rozwoju doktryn w ramach których możliwe jest zaistnienie tak skrajnych koncepcji jak: patriarchat i matriarchat.
O niedualność Absolutu, który powoływał do życia nie tylko dualne siły (jang – jin w Chinach, gła-dya u Bambara, etc.) ale także dualne pary Bóstw znajdziemy odwołania w rozmaitych przekazach. Należą do nich znane „ Neti Neti” z Upaniszad, które odnosi się do określenia Absolutu, koła życia / śmierci – twierdząc – ani tak, ani tak. W 129 hymnie Rigvedy znajdziemy opis powstania dualnych Bogów, lecz hymn ten kończy się pytaniem – a co było przed Bogami?n W Popol Vuh Majów Bogowie-stwórcy wyłaniają się z prajedni, Absolut stoi poza domeną płciowości w Islamie, także w pierwotnych kosmogoniach afrykańskich jest on poza domeną poznania ludzkiego. Graficzny zapis komplementarności przemiany opartej na przejawach „płciowości” znajdziemy w kole jang-jin, w symbolach swastycznych. Czy można zatem uważać, że pierwotne przekazy wiedzy duchowej, skupiałyby się na jednym z wyrwanych elementów Wyrwanym z koła przemiany ? To sugeruje doktryna matriarchatu. Taki wizerunek ma dominująca w kulturze zachodu kultura patriarchalna. Czy możliwe byłoby zaistnienie kultury dominacji jednego z pierwiastków w kulturach, które jednocześnie uważały Prajednię jako zespolenie dwóch pierwiastków, a Absolut jako wyjście poza owe zespolenie. Ponieważ przy tym wszystkim należy brać pod uwagę także to właśnie zagadnienie – koło przemiany jang-jin, zespolenie Siwy i Siakti, symbol zespolenia jakim jest „gwiazda dawida”, etc. Nie są symbolami Absolutu. Są one częścią jego funkcjonowania. Zjednoczenie z Absolutem, Bogiem Najwyższym, osiągnięcie Nirwany – zawsze wiąże się z wyjściem poza ten dualny obszar.
Czym zatem jest matriarchat ? – Mówiąc najoględniej wydaje się on doktryną równie zasadną jak patriarchat. Być może jest on nawet konsekwencją tego ostatniego, co i tak niestety nie prowadzi bynajmniej do harmonii.
Postrzeganie historii kultur poprzez pryzmat „patriarchatu” czy „matriarchatu” wydaje się być rezultatem subiektywizmu obserwacji, wynikłego z przyjętych postaw. Wspomnianym „obserwującym” w tym ujęciu najczęściej jest jeśli nie zachodnia nauka, to zachodnia kultur. Obie te frakcje doktrynalne powstały na bazie takiego, a nie innego bagażu cywilizacyjnego. Trudno zatem aby cywilizacja stojąca na gruncie antagonistycznego dualizmu – jako postawy wyjściowej do obserwacji – mogła ocenić otaczającą ja zjawiskowość w inny aniżeli nie skrajnie dualny sposób.
Nauka zachodnia co nieraz już udowodniła, lubuje się w tworzeniu definicji (nie tylko pojęć), których nie da się zdefiniować, ale także jak widać pojęć, które nie istnieją. Czy istnieje więc między rolą kobiety i mężczyzny inna relacja jak współistnienie z położeniem nacisku na drogę wychodzącą poza ten (nawet jeśli) komplementarny układ – w stronę Absolutu.
Różnice płci dostrzegały wszelkie kultury, dostrzegały one także różnice w mentalności i naturalnych predyspozycjach tych płci. Kobieta pewne role i funkcje spełnia lepiej od mężczyzny inne gorzej, takie są prawa natury, które każdy, kto nie odciął się jeszcze skutecznie od przyrody – jest w stanie zaobserwować. Pogląd taki nie wyklucza jednak sytuacji, gdy czasem kobieta lepiej wykonuje męskie prace i wice wersa. Taką złożoność dostrzegano także w kulturach antycznych i etnicznych dzięki czemu możliwe było (jeśli było to bez szkody dla społeczności czy rodziny) uczestniczenie kobiety czy mężczyzny w funkcjach, które z natury nie należały do ich predyspozycji.
Ponieważ w życiu (wzorem natury) jak to w życiu – bywa różnie. Dostrzegali to starożytni i „dzicy”, poddając się harmonii tego zjawiska. Co robimy my, dzieci kultury zachodniej? Niech na to pytanie odpowiedzą zwolennicy „matriarchatów” i „patriarchatów”.
Rafał „Qba” Jakubowski