Koncepcje ewolucji społecznej Edwarda Abramowskiego i ich anarchistyczna krytyka #35 (2/2011)
Wiosną tego roku pewną sensację w polskich środowiskach anarchistycznych wzbudziło wydanie przez łódzkie stowarzyszenie Obywatele Obywatelom wyboru prac Edwarda Abramowskiego, zatytułowanego Kooperatywa i towarzyszący temu wydarzeniu ogólnopolski cykl spotkań, promujących spółdzielczość jako alternatywę dla neoliberalnej gospodarki rynkowej.
Źródłem kontrowersji, towarzyszących publikacji Obywatela było nie tylko to, iż na wydanie prac „duchowego ojca” polskich anarchistów zdecydowała się organizacja, której dotychczasowe relacje ze środowiskami anarchistycznymi były - ogólnie mówiąc - napięte (płaszczyzną ideową stowarzyszenia jest synteza silnego państwa, aktywnego w sferze gospodarczej z ekonomią społeczną i samorządowymi inicjatywami obywatelskimi). Dla wielu anarchistów nie do przyjęcia było przede wszystkim to, że tak wydanie prac Abramowskiego jak i towarzysząca mu kampania na rzecz odrodzenia spółdzielczości w naszym kraju sfinansowane zostały ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich - na wydanie Kooperatywy i cykl spotkań promujących spółdzielczą formę ekonomii społecznej Stowarzyszenie Obywatele Obywatelom uzyskało prawie 88 tysięcy złotych dofinansowania!
Fakt, iż państwo rządzone przez otwarcie neoliberalne władze finansuje publikację tekstów tak zaciekłego przeciwnika państwa i kapitalizmu, jakim był Abramowski, można by uznać za dowód swoistej dekadencji, właściwej państwom dobrobytu, których elity są na tyle pewne własnej dominacji, że w imię pluralizmu poglądów gotowe są wspierać własnych krytyków i alternatywne wizje społecznej organizacji. Z całą pewnością jest w tym ziarno prawdy - przyznanie grantu na publikację prac Abramowskiego świadczy, iż ministerialni urzędnicy nie uznają ich treści za wystarczająco wywrotowe, by zagrozić status quo (lub zwyczajnie nigdy nie słyszeli o nim i jego poglądach, a są zbyt leniwi, by sprawdzić w Wikipedii). Przede wszystkim jednak świadczy o pewnym renesansie zainteresowania ekonomią społeczną i spółdzielczością ze strony rządzącej opcji politycznej. Niestety, nie oznacza to, że politycy Platformy Obywatelskiej porzucili neoliberalizm, by poszukiwać nowego, bardziej sprawiedliwego systemu gospodarczego - zamiast tego znaleźli dla spółdzielczości i przedsiębiorstw społecznych nowe zastosowanie, doskonale pasujące do neoliberalnego modelu państwa, sprzeczne za to tak z założeniami „ojców spółdzielczości” jak i poglądami przeciwników kapitalizmu.
Według wizji neoliberałów, współczesna spółdzielczość zapewnić ma - dotowane przez państwo - zatrudnienie osobom, pozbawionym szans na znalezienie pracy w przedsiębiorstwach działających w oparciu o zasady wolnorynkowe: długotrwale bezrobotnym, pozbawionym kwalifikacji, starszym, czy wychodzącym z nałogów - słowem tym, których można zaliczyć do społecznych ofiar neoliberalnych reform. Wszyscy oni skorzystać mogą z dotacji i darmowych szkoleń, o ile zdecydują się na założenie spółdzielni socjalnej - w ten sposób znikną z rządowych statystyk osób wykluczonych i uprawnionych do zasiłków ze strony państwa lub opieki społecznej. Oto jak, promując spółdzielczość socjalną, za jednym zamachem państwo pozbywa się odpowiedzialności za osoby, jakie utraciły źródła utrzymania, najczęściej na skutek neoliberalnych reform gospodarczych prowadzonych przez to samo państwo, ogranicza w dłuższej perspektywie własne wydatki na pomoc socjalną, i buduje „kapitał społeczny” - zasób taniej siły roboczej na potrzeby prywatnych przedsiębiorstw, narzekających ostatnio na brak chętnych do podjęcia najgorzej płatnych zajęć. Dzięki spółdzielniom socjalnym osoby wykluczone, zwykle dotknięte długotrwałym bezrobociem i związanymi z nim patologiami: niezdolnością do podjęcia pracy czy alkoholizmem, na nowo wdrażają się w rygor zawodowych obowiązków, stając się, jak wcześniej, uczestnikami „rynku pracy” - potencjalnymi ofiarami firm, oferujących maksimum wyzysku za minimalną płacę.
Promując tę formę organizacyjną z pogranicza zatrudnienia i pomocy socjalnej, państwo dokłada starań, by spółdzielnie socjalne nie stały się nigdy zagrożeniem dla firm, działających na zasadach rynkowych, pozostając na zawsze uzależnione od merytorycznej i finansowej pomocy państwa czy organizacji „trzeciego sektora”. I tak - zasady przyznawania pomocy w postaci dotacji i szkoleń wykluczają z udziału w spółdzielniach socjalnych osoby już zatrudnione, opierając się na zasadzie „im głębsze wykluczenie, tym większa pomoc”. Reguła ta, słuszna z pewnością w przypadku pomocy socjalnej, w przypadku spółdzielni uniemożliwia integrację osób pracujących i wykluczonych w ramach podobnych przedsiębiorstw, pozbawiając je również na starcie wiedzy, kwalifikacji czy kompetencji społecznych osób pracujących. Pomijając już czysto praktyczne konsekwencje takiego stanu rzeczy, prowadzić to może do społecznej, czy przynajmniej rynkowej stygmatyzacji spółdzielni socjalnych i uznania ich za formę pomocy socjalnej, czy raczej zawodowej resocjalizacji osób wykluczonych niż za równoprawny podmiot, oferujący towary czy usługi na poziomie firm komercyjnych. Możliwość zatrudniania pracowników etatowych przez istniejące już spółdzielnie socjalne jest mocno ograniczona, podobnie jak środki przeznaczone na pomoc w zdobyciu przez nie kapitałów, niezbędnych dla rozwoju działalności spółdzielni.
Podsumowując tę krótką analizę aktywności władz na polu ekonomii społecznej, trzeba oddać głos samemu Abramowskiemu, którego poglądy na ingerencję państwa w życie społeczne i konsekwencje uzależnienia się jego mieszkańców od rządowej czy prywatnej filantropii były jasno określone. I tak, odnosząc się do tych spraw, Abramowski pisze: „Negacja państwa w życiu indywidualnym (…) byłaby wyrzeczeniem się tych wszystkich czynności, gdzie państwo jest potrzebne i wstrzymaniem się od wszelkiej pomocy udzielanej jego funkcjom. (…) Tym sposobem ludzie nauczyliby się zupełnie obywać bez pomocy władz i doszliby do zerwania wszelkich łączników solidaryzujących państwo z ich interesami osobistymi. (…) I ci, którzy przyjmują jałmużnę, i ci, którzy ją dają, doznawać muszą coraz częściej i silniej uczucia wstydu; jest to wstyd społeczny; wstyd za poniżoną godność ludzką: za okłamywanie siebie wobec zasad równości i braterstwa; za bezmyślne, złe i głupie podtrzymywanie niedołęstwa, kastowości, służalstwa, za zniewagę wyrządzoną solidarności ludzkiej, której jałmużna jest parodią.” (Piotr Frączak, Po co dziś czytać Abramowskiego w Kooperatywie).
Trudno nie zgodzić się z jego opinią, dodać można jedynie, że promując na ograniczoną skalę spółdzielczość socjalną jako formę aktywizacji zawodowej osób wykluczonych, władze zwalczają istniejące już spółdzielnie pracy i usług, którym udało się przetrwać zmiany systemowe i „plan Balcerowicza”, dając pracę kilkudziesięciu tysiącom swych członków, jak również spółdzielnie mieszkaniowe które, pomimo wszystkich swych patologii, zapewniają wciąż milionom rodzin o niskich dochodach znośne warunki mieszkaniowe za rozsądną cenę, chroniąc przy okazji społeczne zasoby mieszkaniowe przed zakusami wielkiego biznesu (intencje obecnego rządu wobec spółdzielczości dobrze opisuje stanowisko Towarzystwa Spółdzielców z 18. czerwca tego roku, zamieszczone na portalu Zapomniane Wartości (1)).
Szkoda też, iż różne organy państwa, wspierające powstawanie spółdzielni socjalnych złożonych z bezrobotnych - w tym samym czasie blokują inicjatywy pracowników, próbujących ratować swoje zakłady pracy poprzez przekształcenie ich w spółdzielnie, jak to ma miejsce w przypadku poznańskich zakładów Cegielskiego, opatowskiego Collar Textil czy bielskiego szpitala psychiatrycznego. Wygląda na to, że aby spółdzielca mógł liczyć na pomoc Ministerstwa Pracy, najpierw musi zostać bezrobotnym alkoholikiem bez prawa do zasiłku.
Bez względu na polityczne motywacje, jakie stały za przyznaniem grantu na wydanie Kooperatywy, dzięki pochodzącym z niego środkom i pracy osób z Obywatela do wszystkich zainteresowanych trafił - w formie Kooperatywy - pierwszy od kilkudziesięciu lat wybór pism Edwarda Abramowskiego, warto więc wykorzystać ów fakt, by przypomnieć sobie idee autora Zmowy powszechnej przeciwko rządowi i zastanowić się, czy przez ponad sto lat - jakie upłynęły od ich spisania - nie straciły one na aktualności.
Dla wolnościowego socjalizmu, jakiego zwolennikiem w dojrzałej fazie swego ideowego rozwoju był Abramowski, centralnym pojęciem i zarazem podstawowym ogniwem organizacji społecznej było stowarzyszenie, „forma współżycia, stojąca poza organizacją państwową, (…) zdolna nie tylko do wykonywania wszelkich zadań społecznych, ale zarazem zabezpieczająca najlepiej i najszerzej wolności obywatelskie.” (2) Stowarzyszenia, jako forma organizacyjna, mająca zagwarantować jednostkom z jednej strony maksimum wolności osobistej, z drugiej zaś możliwość zaspokajania wspólnych potrzeb, opierać się miały na zasadach pełnej swobody przystępowania do nich nowych członków jak i opuszczania ich szeregów, powszechnego uczestnictwa w zgromadzeniach ogólnych, stanowiących najwyższą władzę „prawodawczą” stowarzyszeń, większościowego podejmowania decyzji i powszechnej inicjatywy ustawodawczej oraz wybieralności władzy wykonawczej (zarządów), posiadających ograniczony mandat do realizacji postanowień zgromadzenia ogólnego i ograniczoną w czasie kadencję. Zdaniem Abramowskiego, organizacja społeczna oparta na sieci stowarzyszeń, powołanych dla zaspakajania różnych potrzeb społecznych - nie tylko zabezpiecza wolność i prawa jednostki lepiej niż najdoskonalsza konstytucja państwa demokratycznego, lecz znacznie lepiej niż sztywna organizacja państwowa odpowiada stale zmieniającym się i coraz bardziej skomplikowanym wymogom życia nowoczesnych społeczeństw.
Podstawową formą stowarzyszenia ludowego miała stać się według Abramowskiego kooperatywa spożywcza, czyli spółdzielnia konsumentów. W swej koncepcji stopniowej transformacji systemu ekonomicznego od kapitalizmu do wolnościowego socjalizmu, przypisywał jej dwojaką rolę: z jednej strony kooperatywa spożywcza miała poprawić sytuację ekonomiczną szerokich rzesz swych członków tu i teraz, z drugiej zaś, w drodze koncentracji kapitałów ludowych i stopniowego opanowania rynków hurtowych i detalicznych - odebrać kapitalistycznym przedsiębiorstwom w sferze handlu (a następnie produkcji) podstawy egzystencji, doprowadzając do zastąpienia kapitalizmu przez społeczną gospodarkę socjalistyczną.
Z ekonomicznego punktu widzenia kooperatywa spożywcza przechwytywać miała tę część wartości dodanej nabywanych przez jej uczestników towarów, która powstaje na etapie ich dystrybucji od producentów do ostatecznych odbiorców a w systemie kapitalistycznym dzielona jest między właścicieli i pracowników przedsiębiorstw zajmujących się handlem. Podstawowy kapitał kooperatywy pochodzący z udziałów, wnoszonych przez jej założycieli, był w ten sposób systematycznie pomnażany, umożliwiając spółdzielni stopniowe przechwytywanie kolejnych ogniw łańcucha dystrybucji i związanych z nim udziałów w wartości dodanej sprzedawanych dóbr, aż do momentu, w którym podejmie ona własną produkcję. Aby ta akumulacja kapitału była możliwa, zasadą kooperatyw, jakich tworzenie propagował Abramowski były: sprzedaż towarów ich ostatecznym odbiorcom po - jak to określał - „normalnej cenie rynkowej,” odmowa sprzedaży na kredyt oraz ograniczenie (w idealnym przypadku zaniechanie) wypłaty dywidend uczestnikom kooperatywy na rzecz stałego podnoszenia ich kapitałów obrotowych.
Jedynym warunkiem przystąpienia do kooperatywy spożywczej było nabycie jej udziału, przy czym każdy członek nabyć mógł dowolną ilość udziałów, a płatności za nie rozłożone były na dogodne dla osób o niskich zarobkach raty. Udział w kapitale, nagromadzonym przez kooperatywę, był proporcjonalny do ilości posiadanych udziałów, w przeciwieństwie do liczby głosów na walnym zgromadzeniu udziałowców - tu Abramowski postulował, by bez względu na ilość udziałów każdy z kooperatywistów dysponował jednym głosem (w praktyce zasada ta nie zawsze była przestrzegana). Wysokość dywidendy od zakupów, wypłacanej spółdzielcom, miała być z kolei proporcjonalna do łącznej wartości zakupów, dokonanych przez nich w sklepie kooperatywy. W momencie wystąpienia z kooperatywy spółdzielca otrzymywać miał wypłatę swego udziału we wspólnym majątku.
Udział w kooperatywie miał, zdaniem Abramowskiego, przynosić jej członkom istotne korzyści. Przede wszystkim, dzięki bezpośredniej kontroli nad zakupem towarów do wspólnych sklepów i samym funkcjonowaniem tych placówek, dawał im dostęp do produktów o wyższej jakości, niż kapitalistyczny handel detaliczny. Ponadto, poprzez możliwość łatwego nabywania udziałów kooperatywy (w tym celu istniała możliwość bezgotówkowej zamiany dywidendy na udziały w spółdzielni), których wartość powinna wzrastać wraz z jej rozwojem, każdy ze spółdzielców uzyskiwał możliwość gromadzenia osobistych oszczędności, co przy ówczesnych zarobkach większości robotników było dla nich dotychczas niemożliwe.
Podstawowymi korzyściami dla klas pracujących, jakie wiązały się z powstaniem kooperatyw spożywczych, były jednak: możliwość nieograniczonej akumulacji kapitałów, pozostających pod kontrolą członków kooperatywy i demokratyczna edukacja spółdzielców.
Kapitał, pochodzący z udziałów nabywanych przez spółdzielców i wartości dodanej, wytworzonej w kontrolowanym przez kooperatywę odcinku kanału dystrybucji dóbr, był najważniejszą bronią kooperatywy w walce z kapitalistyczną konkurencją, umożliwiającą jej nie tylko przetrwanie ataków z jej strony (Abramowski przytacza przykłady zorganizowanego bojkotu kooperatyw przez lokalnych kapitalistów i celowego zaniżania przez nich cen w celu odebrania klientów spółdzielczym sklepom). Pozwalał jej również, w korzystnych warunkach rynkowych, na stały rozwój od prostej dystrybucji detalicznej lokalnie zakupionych produktów przez zakupy hurtowe aż po zakupy bezpośrednio u producentów, a w końcu własną produkcję. Tak długo, jak długo sami spółdzielcy ograniczali pobierane dywidendy na rzecz podwyższania kapitału kooperatywy ta mogła się rozwijać, tym bardziej że w swym idealnym modelu, opisywanym przez Abramowskiego, nie korzystała z kredytów i w związku z tym nie była obciążona odsetkami od nich, zaś przechwytując kolejne szczeble łańcucha handlowej dystrybucji towarów, stale powiększała swe zyski. Warto w tym miejscu dodać, że praktyka działania kooperatyw spożywczych potwierdziła przewidywania Abramowskiego co do ich zdolności akumulacji kapitałów - dane na ten temat, przytoczone przez niego w tekście Kooperatywa jako sprawa wyzwolenia ludu pracującego, nie pozostawiają co do tego wątpliwości.
Równie ważna jak akumulacja kapitałów ludowych była, zdaniem Abramowskiego, edukacyjna rola kooperatyw spożywczych. W swych pracach, zebranych w Kooperatywie, poświęca on wiele miejsca tak brakowi kultury demokratycznej, podstawowej wiedzy ekonomicznej, jak i społecznych umiejętności współdziałania wśród przedstawicieli ówczesnej klasy robotniczej. Pisze o wysokich wymaganiach w tym zakresie, stojących przed członkami przyszłego społeczeństwa socjalistycznego. Według Abramowskiego, jeśli socjalizm nie ma się przerodzić w dyktaturę omnipotentnej biurokracji - konieczna jest gruntowna edukacja obywatelska i etyczny rozwój mas ludowych. Może się to dokonać jedynie poprzez uczestnictwo w społecznych przedsięwzięciach, wymagających tak osobistej inicjatywy jak i rozwiniętego poczucia solidarności, umiejętności zawierania kompromisów i rezygnacji z partykularnych korzyści na rzecz długofalowego interesu wspólnoty. Szkołą podobnych wartości miały być właśnie kooperatywy, które poza kompetencjami społecznymi wpajać miały swym uczestnikom wiedzę z zakresu ekonomii i organizacji, niezbędną, by z powodzeniem prowadzić wspólne interesy spółdzielców.
Abramowski przewidywał, iż w miarę swego rozwoju i wzrostu nagromadzonych kapitałów kooperatywy spożywcze będą wypierać przedsiębiorstwa kapitalistyczne z kolejnych fragmentów łańcucha produkcji i dystrybucji dóbr, a z czasem będą w stanie zastąpić państwo i prywatnych „dobroczyńców” na polu ubezpieczeń społecznych, ochrony zdrowia i edukacji.
I tak pierwszym krokiem na drodze walki z kapitalizmem miała być dla kooperatyw eliminacja hurtowych pośredników w handlu i organizacja zakupów bezpośrednio u producentów. W tym celu kooperatywy łączą się w związki terytorialne, obejmujące dany region lub kraj, by dzięki wspólnemu wykorzystaniu nagromadzonych kapitałów budować własną sieć transportu, składowania czy przetwarzania zakupionych po hurtowych cenach towarów, zyskując pozycję rynkową równą wielkim przedsiębiorstwom kapitalistycznym. Abramowski przytacza tu przykład kooperatyw angielskich, które dzięki powołaniu związku zakupów hurtowych (warto zauważyć, że podmiotami związku były poszczególne spółdzielnie, nie zaś ich uczestnicy) posiadały na początku XX wieku własną flotę handlową, port, sieć magazynów, młyny, kilka fabryk, a nawet własny bank, prowadzący rozliczenia z kontrahentami na czterech kontynentach - w Europie, Ameryce Północnej, Azji i Australii.
W miarę dalszego gromadzenia kapitałów, jak również opanowania i organizacji całego rynku krajowego przez spółdzielnie i ich związki, zajmujące się hurtowymi zakupami i dystrybucją towarów, kooperatywy spożywcze przystąpić miały do organizacji własnej produkcji, bądź to poprzez tworzenie własnych fabryk, bądź to poprzez wykupywanie zakładów pracy z rąk kapitalistów, którzy wraz z organizacją rynku pozbawieni zostaną spekulacyjnych dochodów i zbankrutują. Abramowski odrzuca więc w tym momencie opartą na pracy teorię wartości dodanej oraz tezę, że pracownicy mają prawo do udziału we własności zakładów pracy równego wartości kapitałów, wytworzonych przez nich samych i zagarniętych przez ich kapitalistycznych właścicieli. Zamiast uwłaszczenia pracowników Abramowski postulował, by środki produkcji stały się własnością kooperatyw spożywczych i ich związków - pracownicy fabryk mogliby stać się ich współwłaścicielami, o ile nabyliby udziały w kooperatywie, choć nie wykluczał również sytuacji, kiedy to majątek fabryczny byłby wspólną własnością spółdzielni pracowników fabrycznych i związku kooperatyw spożywczych, będących klientami zakładu. W Kooperatywie jako sprawie wyzwolenia… podaje on przykłady zorganizowanych w ten sposób kooperatywnych zakładów bawełnianych w Hebden Bridge czy kooperatywnej drukarni w angielskim Manchesterze twierdząc, iż „kombinacja taka daje znakomite rezultaty”.
Abramowski nie zajmuje jednoznacznego stanowiska w kwestii tego, kto powinien administrować produkcją kooperatywnych zakładów. W przypadku własności mieszanej, z mniejszościowym udziałem spółdzielni produkcyjnej i większościowym spółdzielni spożywców, daje zorganizowanym w kooperatywę pracownikom prawo do organizowania produkcji i decydowania o wszystkich sprawach fabryki wspólnie z kooperatywą spożywczą. Jeśli jednak chodzi o zakłady, będące wyłączną własnością kooperatyw spożywczych - jego poglądy nie są do końca jasne. O ile w rozdziale Kooperatywy jako sprawy wyzwolenia…, poświęconym wytwórczości kooperatyw spożywczych twierdzi, że te, jako „najzupełniej uzdolnione do tego zarówno przez swoją umiejętność i doświadczenie w sprawach handlowych, jak też przez gotowy rynek zbytu i kapitały” powinny bezpośrednio organizować produkcję kooperatywnych zakładów, wynajmując jedynie robotników do pracy w nich, o tyle w rozdziale tej samej pracy, poświęconym związkom zawodowym promuje zarządzanie produkcją przez samych pracowników, zorganizowanych w związki zawodowe (podobnie jak ma to miejsce w kapitalistycznej spółce komandytowej, gdzie udziałowcy kapitałowi nie biorą udziału w zarządzie zakładu).
Podobnie niejednoznaczne jest jego stanowisko w sprawie udziału pracowników w zyskach kooperatywnych zakładów. Uznając prawomocność samej zasady zysku, czyli nieopłaconej wartości dodanej, wytworzonej w procesie produkcji, Abramowski zaznacza jedynie, że w kwestii jego podziału między pracę a kapitał panują w ruchu spółdzielczym rozbieżności - o ile największy w Europie angielski związek kooperatyw odmawia pracownikom należących do siebie fabryk dywidend od wypracowanych przez nie zysków, inne związki - belgijski i szkocki - wypłacają im stosowne wynagrodzenia z tego tytułu.
Warto też dodać, iż Abramowski chłodno odnosił się do idei spółdzielczości pracy twierdząc, że brak kapitałów, niezbędnej wiedzy ekonomicznej i doświadczenia w prowadzeniu przedsiębiorstwa skazuje pracownicze kooperatywy na porażkę w konkurencji z kapitalistycznymi fabrykami.
Uzupełnieniem gospodarki spółdzielczej w koncepcjach Abramowskiego miały być kooperatywna bankowość i budownictwo mieszkaniowe, przy czym obie te funkcje pełnić miały kooperatywy spożywcze. Jako banki ludowe gromadzić miały one kapitały, należące do swych członków bądź też bezpośrednio, w formie udziałów, jak i poprzez wyspecjalizowane agendy, jak angielskie „banki groszowe” czy ludowe kasy oszczędnościowe, oferujące korzystniejsze od kapitalistycznych odsetki i lokujące nagromadzony kapitał w kooperatywach. Działalność kredytową prowadzić miały, oprócz tych podmiotów, również kasy wzajemnego kredytu i wzajemnego poręczenia, dysponujące kapitałem pochodzącym bądź to z udziałów ich uczestników, bądź z kredytów zaciągniętych na korzystny procent dzięki poręczeniu, udzielanemu kredytobiorcy przez wszystkich uczestników takiej kredytowej spółdzielni (na tej zasadzie zorganizowane były działające w Niemczech kasy Raiffeisena, dopóki nie przerodziły się w jeden z największych w Europie banków komercyjnych…). Kooperatywne budownictwo mieszkaniowe, rozwijające się w czasach Abramowskiego głównie w Anglii, miało zapewnić członkom kooperatyw tanie, wygodne mieszkania o wysokim standardzie higienicznym za cenę niższą niż lokale, wynajmowane przez kamieniczników. Organizacyjnie te spółdzielnie mieszkaniowe przypominać miały obecne Towarzystwa Budownictwa Społecznego.
Abramowski, uznający państwo za autonomiczny byt niezależny od kapitału, uważał zarazem jego istnienie za główną przyczynę społecznej bierności i rozpowszechnienia postawy, jaką określał jako „typ niewolniczy” - połączenia roszczeniowości z całkowitą niezdolnością do samodzielnego kierowania własnym życiem przez jednostki ludzkie. Dlatego też wyrugowanie państwa z dziedzin, takich jak pomoc socjalna, ubezpieczenia społeczne, ochrona zdrowia czy edukacja uznawał za konieczny warunek rozwoju demokratycznej kultury społecznej, niezbędnej w społeczeństwie wolnościowego socjalizmu. Zadanie to powierzył w swych koncepcjach kooperatywom spożywczym, które poprzez stopniową organizację własnych, opartych na dobrowolnym uczestnictwie i solidarności międzyludzkiej instytucji służącym zaspokojeniu tych potrzeb, stworzyć miały samorządną, spółdzielczą alternatywę dla państwowej i prywatnej „filantropii”. Organizacja kooperatywnych ubezpieczeń społecznych miała być podobna do spółdzielczej bankowości: kooperatywy spożywcze miały oferować swym członkom zasiłki w razie choroby lub wypadku, jak również emerytury po osiągnięciu określonego wieku. Uzupełnieniem ich oferty miała by być działalność towarzystw ubezpieczeń wzajemnych, których członkowie otrzymywali by odpowiednie świadczenia z nagromadzonych w nich składek. W ramach swej działalności, kooperatywy spożywcze miały by również przeznaczać część swych kapitałów na tworzenie „domów zdrowia”, sanatoriów czy ochronek dla dzieci, jak również szkół i bibliotek ludowych dla swych członków. W ramach działalności edukacyjnej Abramowski przewidywał także fundowanie przez kooperatywy stypendiów dla dzieci i młodzieży. Zdaniem Abramowskiego dzięki różnorodności powstających kooperatyw i ich demokratycznemu ustrojowi, organizowana przez nie edukacja miałaby pluralistyczny charakter, w przeciwieństwie do współczesnych mu szkół państwowych, kształcących młodzież w posłuszeństwie wobec państwa i według jednolitych, nie odpowiadających potrzebom rozwojowym młodych ludzi, programów.
W tekście Kooperatywa jako sprawa wyzwolenia ludu pracującego Abramowski wymienia również inne rodzaje stowarzyszeń ludowych, które wspólnie z kooperatywami spożywczymi doprowadzić mają do pokojowego przekształcenia gospodarki kapitalistycznej w kooperatywną gospodarkę socjalistyczną. Są to: związki zawodowe, spółdzielnie pracy (zwane przez niego stowarzyszeniami wytwórczymi robotników przemysłowych) i kooperatywy rolne.
W swoich koncepcjach społecznych i ekonomicznych, kluczową - obok kooperatyw spożywczych - rolę przypisuje właśnie związkom zawodowym. To one, zdaniem Abramowskiego, mają podobnie jak spółdzielnie konsumenckie pełnić w transformacji systemowej podwójną rolę: z jednej strony, poprzez codzienną walkę o prawa pracownicze walczyć z wyzyskiem i podkopywać ekonomiczne podstawy ustroju kapitalistycznego, z drugiej, poprzez organizację klasy robotniczej i prowadzoną działalność edukacyjną przygotowywać pracowników do przejęcia z rąk kapitału kontroli nad produkcją w przyszłej gospodarce socjalistycznej. Opisując działalność ówczesnych związków zawodowych na tym polu, Abramowski wyraża się ciepło o francuskim i włoskim syndykalizmie rewolucyjnym, dzieląc z jego zwolennikami przekonanie, iż to organizacja klasy robotniczej w związki zawodowe, zdolne do mobilizacji i ochrony swych członków, nie zaś ustawodawstwo państwowe stanowią najlepszą gwarancję obrony wywalczonych przez pracowników praw socjalnych. Z rewolucyjnymi syndykalistami łączy go również poparcie dla idei przekazania administracji nad zakładami pracy w ręce ich pracowników, zorganizowanych w związki zawodowe, jako metodzie ograniczenia społecznej roli kapitalistów na drodze do uspołecznionej gospodarki. Abramowski przywołuje tu przykład francuskich zakładów „komandytowych”, gdzie kontrakt zbiorowy między właścicielem a pracownikami określa ilość produkcji i łączną cenę pracy, niezbędnej dla jej wykonania, sama zaś organizacja zakładu pracy, zarządzanie jego codziennym funkcjonowaniem i podział puli płac pozostawione zostają działającemu w zakładzie związkowi zawodowemu. W ten sposób „władza przedsiębiorcy, właściciela, odrzucona jest poza warsztat.” (3) Zdaniem Abramowskiego, stopniowe przejmowanie przez związki zawodowe organizacji kapitalistycznych zakładów i pracy, spowoduje w sferze produkcji podobne konsekwencje jak działalność kooperatyw spożywczych w sferze dystrybucji i handlu - ograniczenie społecznej funkcji klasy kapitalistycznej aż do momentu, gdy jej istnienie straci całkowicie rację bytu. Jak pisze on w Kooperatywie jako sprawie wyzwolenia…: „Zestawiając z tą dążnością gospodarczą związków zawodowych dążności kooperatyw spożywczych do opanowania rynku i organizowania własnej produkcji możemy przewidzieć w ogólnych zarysach, ku jakim przeobrażeniom społecznym zmierza dzisiejsza demokracja stowarzyszeń ludowych i jak odbędzie się wyzwolenie, dokonane bez państwa i bez rewolucji, bez przymusowego wywłaszczenia i dyktatury proletariatu. Gospodarskie grupy profesjonalne, tworzące się w łonie związków zawodowych i przejmujące od kapitalistów całą administrację i organizowanie przemysłu, spotkają się z rynkiem ludowym, organizowanym przez kooperatywy spożywcze i kapitałami tych kooperatyw, poszukującymi lokowania się w przemyśle. Oba główne czynniki wszelakich przedsiębiorstw - rynek i fachowa organizacja - znajdą się w ręku stowarzyszeń ludowych: kapitalistom zaś pozostanie tylko stanowisko rentierów i tytuł właścicieli; społecznie będą klasą przeżytą i nieczynną.”
W tym miejscu jednak w ekonomicznych koncepcjach Edwarda Abramowskiego pojawiają się niejasności. O ile, jak pokazuje powyższy cytat, w okresie przejściowym, gdy własność środków produkcji formalnie należeć będzie do kapitalistów, współistnienie związkowego samorządu fabrycznego (do którego sprowadza się idea zakładów „komandytowych”), organizujących produkcję na mocy wywalczonych układów zbiorowych i kooperatyw spożywczych, organizujących rynki zbytu dzięki posiadanym na własność środkom dystrybucji, odbywać się ma na partnerskich zasadach, o tyle w postulowanej przez niego gospodarce socjalistycznej sytuacja ma wyglądać zgoła inaczej. Jak wynika z odpowiednich fragmentów Kooperatywy jako sprawy wyzwolenia… to kooperatywy spożywcze mają stać się, po wyrugowaniu kapitalistów, właścicielami środków produkcji, co więcej, Abramowski nie ma nic przeciwko temu, by to one same organizowały produkcję w należących do siebie zakładach - w takim przypadku ich pracownicy byliby najemną siłą roboczą, zatrudnianą przez kooperatywę, jednak pozbawioną możliwości wpływu na organizację produkcji. Tam, gdzie udziały w uspołecznionej fabryce należeć będą zarówno do spółdzielni pracy, złożonej z zatrudnionych w niej robotników, jak i do kooperatyw spożywczych, zarządzanie wspólnym przedsiębiorstwem należeć ma do obu tych podmiotów: „przez swoje zamówienia na towary [kooperatywy spożywcze] otwierają spółce obszerny i trwały rynek zbytu; przez swoje uczestnictwo w administracji warsztatów, jako akcjonariusze spółki, dają jej pomoc swej inteligencji fachowej, wyrobionej długim i wszechstronnym doświadczeniem.” (4)
W swych projektach przekształcenia gospodarki kapitalistycznej w socjalistyczną gospodarkę stowarzyszeń, Abramowski marginalną rolę przypisuje spółdzielniom pracy, lub, jak je określa, „stowarzyszeniom wytwórczym robotników przemysłowych”. Jak twierdzi, „jak dotąd stowarzyszenia wytwórcze nie wykazały siły rozwojowej ani zdolności do przeobrażania stosunków społecznych. Znaczna ich większość albo ginie po kilku latach istnienia albo też (…) zamyka się na nowych członków i zaczyna przyjmować robotników najemnych, przeistaczając się w zwyczajną spółkę drobnych kapitalistów.” Doprawdy, trudno jest zrozumieć ten zarzut wiedząc, że autor, stawiając go spółdzielniom produkcyjnym, nie uważał jednocześnie zatrudniania pracowników przez kooperatywy spożywców, ba - nawet posiadania przez nich własnych przedsiębiorstw produkcyjnych, opartych o pracę najemną - za zagrożenie dla socjalistycznego charakteru ich działalności.
W przyszłym ustroju socjalistycznym Abramowski nie widział miejsca dla autonomicznych spółdzielni produkcyjnych, przewidując ich wcielenie do kooperatyw spożywczych poprzez wykup przez nie udziałów w „stowarzyszeniach wytwórczych robotników”. Jak pisał w Kooperatywie jako sprawie wyzwolenia… „[spółdzielnia produkcyjna] przestaje być samolubnym, zamkniętym towarzystwem kilkudziesięciu wspólników. Staje się (…) organem wytwórczym całej federacji (…) stowarzyszeń spożywczych, a jej warsztaty stają się własnością wielotysięcznych mas ludu zorganizowanego w tych stowarzyszeniach.” Konsekwencją uznania kooperatyw spożywczych za podstawę postulowanej, nowej organizacji społeczeństwa, było całkowite odrzucenie przez Abramowskiego koncepcji pracowniczej własności środków produkcji, nawet gdy środki te pochodzić by miały, jak w przypadku spółdzielni produkcyjnych, z kapitałów założycielskich, wniesionych przez samych pracowników i ze skumulowanej w tych przedsiębiorstwach dodanej wartości ich pracy. Jak pisze w Kooperatywie jako sprawie wyzwolenia…: „Pierwsi, którzy zakładali we Francji kooperatywy wytwórcze, stali na fałszywym stanowisku, uważając, że warsztaty i fabryki powinny stanowić wyłączną własność tych, którzy w nich pracują. Gdyby nawet taka reforma się udała, społeczeństwo nie byłoby jeszcze wyzwolone od przywilejów i wyzysku. Spółki robotnicze (…) prowadziłyby produkcję dla zysku swoich wspólników (…) w społeczeństwie wytworzyłaby się nowa klasa uprzywilejowana, robotnicza, oddzielona od reszty społeczeństwa swym monopolem właścicieli fabryk(…). Gospodarka nie byłaby zdemokratyzowana, nie byłaby w ręku wszystkich, nie rządziłby nią cały ogół zainteresowanych, tj. cały ogół spożywców, wszystkich ludzi. Zadanie to - zdemokratyzowania i uspołecznienia produkcji - rozstrzyga się dopiero w kooperatywach spożywców.”
Zgoła inne stanowisko zajmuje Abramowski, jeśli chodzi o rolnicze spółdzielnie produkcyjne i – generalnie - wszystkie inne formy aktywności stowarzyszeniowej i spółdzielczej na wsi. Pomimo, iż podobnie jak w przypadku robotniczych spółdzielni produkcyjnych rolnicy - spółdzielcy pozostają właścicielami swych gospodarstw i współwłaścicielami zakupionych przez spółdzielnię maszyn i urządzeń - a więc środków produkcji - Abramowski nie uznaje takiej sytuacji za niepożądaną, co więcej, uważa kooperatywy za podstawę przyszłego ustroju gospodarczego w rolnictwie i alternatywę tak dla upaństwowienia produkcji rolniczej jak i zachowania dotychczasowych stosunków społecznych na wsi, opartych na biedzie drobnych właścicieli ziemi i powszechnym wyzyskiwaniu ich tak przez dostawców niezbędnych towarów, jak i odbiorców ich produkcji.
Szansę na ich demokratyczną, oddolną zmianę, widzi Abramowski w powstaniu całego szeregu spółdzielni i stowarzyszeń rolniczych, których podstawowym celem ma być zapewnienie drobnym właścicielom ziemi korzyści dostępnych dla posiadaczy wielkich gospodarstw przy zachowaniu dotychczasowej struktury własności - małych gospodarstw, prowadzonych przez indywidualnych rolników. Bez względu na cel istnienia poszczególnych spółdzielni i stowarzyszeń, ich organizacja oparta miała być na tych samych zasadach, co „miejskich” kooperatyw spożywczych, a przystąpienie do nich nie oznaczałoby wniesienia do wspólnej puli całego majątku rolnika, a jedynie wykupienie określonego udziału. W Kooperatywie jako sprawie wyzwolenia… Abramowski wymienia cały szereg podobnych stowarzyszeń i spółdzielni rolniczych, funkcjonujących z powodzeniem w jego czasach w Europie Zachodniej. I tak, dzięki specjalnym spółkom wspólnego zakupu, indywidualni rolnicy mają możliwość nabywania nawozów i ziarna siewnego po cenach hurtowych i bezpośrednio od producentów (spółka taka działa więc na analogicznej zasadzie, jak kooperatywa spożywcza, przy czym nie akumuluje kapitałów pochodzących z różnicy cen hurtowych i detalicznych). Inne stowarzyszenia, powoływane przez drobnych rolników, zajmują się z kolei wspólną sprzedażą produkcji ich gospodarstw z pominięciem pośredników handlowych i po korzystniejszych cenach. Wraz z rozwojem wiejskiego kooperatyzmu pojawiać się mogą spółdzielnie, łączące obie te funkcje i akumulujące rolnicze kapitały z przeznaczeniem na zakup maszyn, niedostępnych wcześniej dla posiadaczy małych gospodarstw rolnych, zatrudniające profesjonalnych doradców rolniczych, budujące spółdzielcze młyny, mleczarnie i inne zakłady przetwórcze, pozwalające im na przechwytywania kolejnych ogniw łańcucha produkcji rolnej z rąk pośredników i kapitalistów aż do momentu, gdy kooperatywna produkcja rolna zetknie się z kooperatywną dystrybucją i handlem w formie miejskich spółdzielni spożywców. Podobnie jak w ich przypadku, Abramowski przewiduje, że wiejskie kooperatywy wraz ze swym rozwojem przejmować będą nie tylko gospodarcze funkcje firm kapitalistycznych czy banków, w formie spółdzielczych kas kredytowych, lecz również społeczne funkcje państwa, organizując własne kasy ubezpieczeń wzajemnych, rent i emerytur, edukację, a nawet sądownictwo w formie dobrowolnych sądów polubownych.
Ostatecznym celem, do którego, zdaniem Abramowskiego, ma doprowadzić rozwój stowarzyszeń ludowych w przedstawionych powyżej formach - ma być powstanie Rzeczpospolitej Kooperatywnej, syntezy swoiście rozumianego państwa minimum, zachowującego wybrane funkcje związane z zapewnieniem bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego oraz niezależnej od niego, powszechnej i demokratycznej organizacji stowarzyszeń społecznych, odpowiedzialnej za produkcję i dystrybucję towarów, ubezpieczenia społeczne, bankowość, edukację i ochronę zdrowia.
W kompetencjach państwa mają pozostać „rzeczy wymagające niezbędnie organizacji przymusowej i powszechnej, jak np. bezpieczeństwo publiczne, sprawy kodeksu cywilnego i karnego, komunikacja, obrona kraju - w ogóle to, czemu inicjatywa prywatna i stowarzyszenia nie mogą podołać dla powszechnego dobra.”
W Rzeczpospolitej Kooperatywnej stowarzyszenia, połączone w sieć organizacji i związków, „obejmą (…) całe społeczeństwo i wszystkie jego potrzeby wytwórcze, wymienne i kulturalne zaspokajać będą” zaś „każdy obywatel kraju znajdzie się na stanowisku współwłaściciela kapitałów i przedsiębiorstw wspólnych, mogącego bezpośrednio wpływać na cały bieg spraw wszystkich z tym związanych i na samą administrację.” Postulowany przez Abramowskiego model gospodarki socjalistycznej opiera się więc na istnieniu sieci organizacji spółdzielczych, gdzie kooperatywy spożywcze odpowiedzialne byłyby za organizację produkcji przemysłowej i dystrybucję wytworzonych dóbr, kooperatywy rolne organizowały by produkcję rolniczą, zaś różnorakie towarzystwa wzajemnego ubezpieczenia, pomocy i kredytu, powiązane z kooperatywami spożywczymi lub rolnymi, przejęły by funkcję prywatnych banków, prywatnych i państwowych szkół, zakładów opieki zdrowotnej jak również zakładów ubezpieczeń społecznych. W ustroju kooperatywnym wolnorynkową konkurencję w przemyśle i handlu zajęło by planowanie produkcji i konsumpcji na szczeblu poszczególnych kooperatyw i ich związków. Poprzez dobrowolne przystąpienie do wielu kooperatyw i stowarzyszeń, odpowiedzialnych za zaspokajanie konkretnych potrzeb każdego obywatela Rzeczpospolitej Kooperatywnej miałby on równy wpływ na decydowanie o ich funkcjonowaniu (za sprawą demokratycznej konstytucji stowarzyszeń i kooperatyw) jak również udział w społecznym majątku (proporcjonalny do wysokości udziałów wniesionych do ich kas i wypracowanych przez nie dochodów). Udział ten byłby mu wypłacany w momencie opuszczenia danej kooperatywy, do czego miałby w każdej chwili prawo. W ten sposób, zdaniem Abramowskiego, w momencie przejęcia wszystkich społecznych funkcji kapitalizmu przez system kooperatywny „ustrój kapitalistyczny, oparty na wyzysku i konkurencji, zemrze spokojną, naturalną śmiercią, bo nie będzie dla niego miejsca w społeczeństwie.”
Oceniając program transformacji od kapitalizmu do wolnościowego socjalizmu stowarzyszeń, zaproponowany przez Edwarda Abramowskiego zaznaczyć trzeba, że jego ewolucyjny charakter był tak źródłem jego siły, jak i nie dających się usunąć słabości. Podobnie jak współcześni mu anarchosyndykaliści czy zwolennicy kolektywistycznych (czy komunistycznych) nurtów anarchizmu, Abramowski zakładał, iż ekonomiczne i socjalne instytucje nowego społeczeństwa rozwijać się będą wewnątrz systemu kapitalistycznego, by zastąpić go w momencie osiągnięcia odpowiedniego poziomu organizacji i kompetencji. Dzięki temu, w chwili upadku kapitalizmu istnieć będą instytucje, gotowe przejąć wszystkie jego funkcje społeczne, zapewniając zaspokojenie podstawowych potrzeb obywateli Samorządnej Rzeczpospolitej. Jak zauważył Gaston Laval, w swej pracy poświęconej organizacyjnym aspektom anarchistycznej rewolucji w Hiszpanii, strategia taka zapewniała anarchizmowi zdecydowaną przewagę nad bolszewicką wersją komunizmu, udowodnioną w praktyce po wybuchu Rewolucji Hiszpańskiej. Bolszewicka strategia koncentracji na walce politycznej i budowy ograniczonej liczebnie, zdyscyplinowanej organizacji partyjnej przy równoczesnym zaniedbywaniu szerokiej, demokratycznej organizacji społecznej czy związkowej sprawiała, że wszędzie tam, gdzie rewolucja dokonywała się pod kontrolą partii komunistycznej następował chaos, spowodowany brakiem oddolnych struktur czy organizacji, mogących przejąć od pokonanych kapitalistów administrowanie życiem społecznym i gospodarczym. Aby opanować sytuację, za każdym razem konieczna okazywała się militaryzacja rewolucyjnej administracji, terror, a w końcu przywrócenie na stanowiska mniejszej lub większej części funkcjonariuszy starego reżimu.
W przeciwieństwie do anarchistów, postulujących obalenie zarówno systemu jak i państwa w drodze rewolucji społecznej, Abramowski opowiadał się ze ewolucyjnym przejściem do kooperatywnej gospodarki socjalistycznej, co, jak się niebawem okaże, stanowiło piętę achillesową jego koncepcji transformacji społecznej.
Zakładając, iż transformacji społeczna odbędzie się na drodze pokojowej, poprzez wyparcie przedsiębiorstw kapitalistycznych przez podmioty gospodarki społecznej najpierw ze sfery dystrybucji, a następnie produkcji, Abramowski zmuszał kooperatywy do podjęcia walki z kapitalizmem na warunkach, wytworzonych przez sam kapitalizm, pokonania go jego własną bronią. Miało to dla jego programu społecznego daleko idące konsekwencje. Przede wszystkim kooperatywy, na których spoczywał główny ciężar przyszłego starcia były pod każdym względem przedsiębiorstwami kapitalistycznymi, tworzącymi swój kapitał podstawowy z udziałów, wnoszonych przez swych członków i pomnażającymi go przez akumulację wartości dodanej, wytworzonej w procesie dystrybucji lub produkcji towarów. Udział kapitałowy wnoszony do kooperatywy (nie np. praca na jej rzecz) był podstawą prawa do współdecydowania o jej sprawach, jak również uczestnictwa w wypracowanych przez nią zyskach - zasada ta odnosiła się do wszystkich rodzajów proponowanych przez Abramowskiego kooperatyw. Z punktu widzenia ich członków jedyną istotną różnicą między spółdzielniami Abramowskiego a kapitalistycznymi spółkami akcyjnymi było to, że bez względu na liczbę udziałów (a w przypadku kooperatyw spożywczych sumę dokonanych w nich zakupów) każdy ze spółdzielców dysponował jednym głosem podczas walnego zgromadzenia. Wysokość udziału we wszystkich innych korzyściach, związanych z uczestnictwem w kooperatywie, proporcjonalna była do zainwestowanego w niej kapitału. Im więcej udziałów posiadał spółdzielca, tym większą część wspólnego majątku posiadał - i otrzymywał w gotówce - opuszczając kooperatywę. Im więcej zakupów w niej zrobił, tym większą premię otrzymywał przy okresowych rozliczeniach. Podobne zasady obowiązywały również w kooperatywach budowlanych, gdzie od ilości wykupionych udziałów zależała wysokość czynszu za spółdzielcze mieszkanie, a nawet w niektórych kooperatywnych towarzystwach ubezpieczeń społecznych, związanych z kooperatywami spożywczymi, gdzie wysokość świadczenia zależała, w pewnym stopniu, od stażu w spółdzielni czy łącznych wydatków w spółdzielczym sklepie. W tej sytuacji kooperatywy Abramowskiego, z punktu widzenia ich udziałowców, reprodukowały jedynie dzielące ich różnice w zamożności, zamiast je zmniejszać.
Postulowane przez teorię Abramowskiego (jak i praktykę działania współczesnych mu kooperatyw) akumulowanie wspólnych kapitałów w celu powiększania własnego udziału w rynku detalicznym i stopniowego przejmowania kolejnych ogniw łańcucha produkcji i dystrybucji towarów, powielało zasadę działania przedsiębiorstw kapitalistycznych, stojąc jednocześnie w sprzeczności z postulatami zaangażowania kooperatywnych kapitałów w działalność nie przynoszącą zysków, jak zakładanie szkół, przedszkoli (ochronek), zakładów opieki zdrowotnej czy pomoc finansowa dla bezrobotnych czy strajkujących robotników. W kapitalistycznych realiach rynkowych kooperatywy, dysponujące wolnymi kapitałami, borykały się nieustannie z dylematem: inwestować we własny rozwój czy wypełniać swą społeczną misję. Decyzja zależała od stopnia ideowości kooperatywistów, jednak działalność społeczną większości ówczesnych kooperatyw można porównać do działań „odpowiedzialnych społecznie” firm kapitalistycznych.
Fundamentalne słabości koncepcji Abramowskiego, zakładającej kapitalistyczne powiązanie własności i władzy w spółdzielniach, stają się jasne wraz z rozwojem kooperatyw, gdy z przedsiębiorstw, korzystających wyłącznie z pracy wszystkich swych członków (korzystających z całości wytworzonej wartości dodanej, bądź jako pracownicy, bądź jako właściciele kooperatywy) stają się one pracodawcą dla najemnej siły roboczej, pozbawionej kapitałowych udziałów w spółdzielni. Pojawia się w tym miejscu elementarny dla kapitalizmu konflikt interesów pracy i kapitału.
Źródłem kapitału kooperatywy, niezbędnego dla przetrwania i rozwoju w wolnorynkowych realiach, staje się część wartości, wytworzonej przez jej pracowników najemnych, która nie powróciła do nich w postaci płac. Im niższa cena pracy (im niższa płaca, dłuższe godziny pracy, wyższe normy wydajności) tym wyższe zyski kooperatywy, tym więcej kapitałów gromadzi się w jej kasach. Zaś akumulacja kapitału była wszak podstawowym ekonomicznym zadaniem kooperatyw, sukces na tym polu był warunkiem powstania Rzeczpospolitej Kooperatywnej. Ta sprzeczność interesów spółdzielni i jej pracowników dotyczyła oczywiście zarówno kooperatywnych sklepów, jak i zakładów pracy, będących własnością kooperatyw spożywczych (warto w tym miejscu przypomnieć, że Abramowski był przeciwnikiem pracowniczej własności środków produkcji, nawet w przypadku spółek i spółdzielni pracowniczych zalecał wykupywanie ich udziałów przez kooperatywy spożywcze) W tej sytuacji konflikt (uspołecznionego) kapitału i pracy był wyłącznie kwestią czasu.
Historia ruchu spółdzielczego potwierdza przewidywania teorii. Już za życia Abramowskiego konflikt klasowy objął kooperatywy. Jak podaje W. Mariański w tekście Sprawa pracownicza w polskiej spółdzielczości spożywców (5): „W Anglii, klasycznym kraju kooperacji, mimo umów ze związkami zawodowymi, w jednym tylko roku 1921 byliśmy świadkami 28 strajków w spółdzielniach”. Około roku 1910 czas pracy w spółdzielczych sklepach na terenie Królestwa Polskiego sięgał 16 godzin, zaś dopiero w roku 1913, po interwencji spółdzielczej centrali, pracownicy spółdzielni objęci zostali ubezpieczeniem emerytalnym. Jak pisze Mariański, na początku I wojny światowej „wynagrodzenie pracowników [spółdzielni], według ostatnich norm z roku 1917 było niżej niż głodowe. Pensja 79% pracowników nie przekraczała 150 marek (75 funtów chleba) miesięcznie, gdy bardzo „głodowe” obliczenie Fr. Sokala, biorące pod uwagę normy trzykrotnie niższe od minimalnych norm przedwojennych, wynosiło dla Warszawy 306 marek miesięcznie. A obok tego jaskrawa różnica w uposażeniach, dochodząca niekiedy do tego, iż jeden pracownik brał 7 razy więcej od drugiego, przy czym pensja najwyższa nie była wygórowana, natomiast najniższe pensje były po prostu nieprawdopodobne.” Sytuację zatrudnionych w spółdzielniach poprawiło dopiero powstanie na początku lat 20. XX w. związku zawodowego pracowników spółdzielni.
Czy Abramowski zdawał sobie sprawę ze słabości swych koncepcji społecznych? Być może tak, bowiem poświęcone uspołecznionej produkcji przemysłowej rozdziały jego prac zawierają wiele, wzajemnie się nieraz wykluczających, propozycji rozwiązania tego zagadnienia. Raz opowiada się on za pełną (właścicielską i administracyjną) kontrolą kooperatyw spożywczych nad zakładami produkcyjnymi, raz zdaje się być zwolennikiem mieszanej własności środków produkcji, gdzie udziały w przedsiębiorstwach społecznych posiadają tak kooperatywy spożywcze, jak i spółdzielnie wytwórcze, złożone z ich pracowników, wspólnie administrujące sprawami produkcji, by za chwilę z entuzjazmem wypowiadać się o dokonaniach francuskich syndykalistów, przejmujących całkowicie z rąk kapitału organizację i administrowanie pracą w ramach przedsiębiorstw komandytowych. Pewnym jest jedynie, że Abramowski wierzył, iż przemiany mentalności samych spółdzielców w procesie uspołecznienia produkcji i dystrybucji pozwolą rozwiązać problem relacji pracy i kapitału w gospodarce społecznej na zasadach równości i poszanowania praw wszystkich stron. W ten sposób zbliżał się ideologicznie do pozycji współczesnych nam zwolenników ekonomii partycypacyjnej, którzy w przeciwieństwie do np. anarchokomunistów odrzucają zasadę pracowniczej kontroli środków produkcji na rzecz systemu, gdzie tak producenci, jak ich dostawcy czy konsumenci wspólnie zarządzają zakładami produkcyjnymi.
Uznanie zasady połączenia własności i kontroli (oraz ochrony własności w gospodarce społecznej) w przypadku spółdzielczości rolnej, doprowadziło Abramowskiego do zgoła przeciwnych , niż w przypadku przemysłu, postulatów organizacyjnych. Mimo że uznawał on za pożądane nabywanie gospodarstw rolnych przez spółdzielnie spożywców, zatrudniające w nich pracowników najemnych, za podstawę gospodarki rolnej Rzeczpospolitej Kooperatywnej uznawał istniejące, indywidualne gospodarstwa rolne, będące własnością poszczególnych rolników, zorganizowane w sieć różnego rodzaju kooperatyw wiejskich: spożywczych, produkcyjnych, przetwórczych czy kredytowych. W myśl jego koncepcji gospodarczych uspołecznienie dystrybucji i produkcji przez kooperatywy spożywcze jako właścicieli majątku ludowego miało się ograniczyć do miast i przemysłu - z zachowaniem na wsi autonomicznej struktury spółdzielczej, opartej o indywidualną własność ziemi. Koncepcjom tym można oczywiście zarzucić, iż podobnie jak w przypadku kooperatyw spożywczych reprodukowały jedynie istniejący podział na bogatych i biednych rolników (dochody z kooperatywnych młynów, mleczarni czy innych zakładów przetwórczych miały bowiem być proporcjonalne do wkładu kapitałowego poszczególnych spółdzielców a w przypadku produkcji na sprzedaż od ilości dostarczonych surowców), nie rozwiązując przy tym nierówności w podziale ziemi: problemu wielkich folwarków kapitalistycznych i bezrolnych chłopów. Faktem jest jednak, że spośród spółdzielczych projektów, jakie w czasach Abramowskiego kiełkowały tak licznie w Europie, to właśnie kooperatywy rolne wykazały się największą zdolnością do przetrwania na kapitalistycznym rynku, a wiele z nich istnieje do dzisiaj.
Czytając po niemal stu latach od jego śmierci prace Edwarda Abramowskiego wiemy już, że wiele z jego przewidywań co do dalszego rozwoju ruchu spółdzielczego się nie sprawdziło, a społeczne koncepcje ewolucyjnego obalenia systemu kapitalistycznego zawierały w sobie sprzeczności, które musiały zniweczyć ich realizację. Wiemy już, iż braterstwo i międzyludzka solidarność, jakie miały rozwijać się w kooperatywach przegrały z presją wolnego rynku i „mentalnością sklepikarską”, której tak nienawidził Abramowski. W Anglii, ojczyźnie kooperatyw spożywczych, wielomilionowy ruch spółdzielczy utracił w końcu kontrolę nad spółdzielczą biurokracją i milionowymi kapitałami, zgromadzonymi w rozwiniętym systemie spółdzielni spożywczych, ich związków i zrzeszeń, banków, magazynów i zakładów wytwórczych. Alienacja spółdzielczych elit i logika wolnego rynku przekształciła w końcu spółdzielnie w zwyczajne spółki handlowe z rozdrobnionym akcjonariatem, prowadzące do dziś sieć supermarketów na Wyspach Brytyjskich. Klasowe spółdzielnie spożywców, zakładane na kontynencie europejskim przez partie socjalistyczne podzieliły los masowego ruchu robotniczego, zredukowanego z czasem do roli społecznego zaplecza partii lewicowych. Zresztą, nawet gdyby stało się inaczej - gdyby sektor spółdzielczy zdołał podporządkować sobie i uregulować kapitalistyczny rynek a następnie produkcję - wątpliwe jest, by przyniosło to oczekiwane przez Abramowskiego „wyzwolenie ludu pracującego.” W sektorze spółdzielczym już w czasach Abramowskiego silne były tendencje centralistyczne, a wraz z akumulacją spółdzielczych kapitałów i powstaniem całej, skomplikowanej sieci społecznych firm i instytucji bezpośrednie sprawowanie kontroli nad nimi przez członków poszczególnych kooperatyw stawało się bardziej ideologicznym postulatem niż rzeczywistością. O ile więc nie pojawiły by się antybiurokratyczne, oddolne inicjatywy samych spółdzielców, ostatecznym efektem kooperatywnego uspołecznienia gospodarki byłoby pojawienie się jakiegoś wariantu kapitalizmu państwowego, z biurokratyczno-administracyjnymi elitami spółdzielczości w roli klasy posiadającej.
Czy zatem społeczne koncepcje Edwarda Abramowskiego się nie sprawdziły? Tak postawione pytanie świadczy o niezrozumieniu dynamiki i sposobów działania oddolnych ruchów społecznych, do których należał i wciąż należy ruch spółdzielczy. Podobne ruchy nie mają i nie powinny mieć jednej, z góry ustalonej doktryny, określającej raz na zawsze, w najdrobniejszych szczegółach, jak powinien funkcjonować system społeczny, do jakiego zmierzają, ani jak go osiągnąć. Ich aktualne koncepcje walki i wizje przyszłej organizacji społeczeństwa są jedynie wypadkową stanu wiedzy, doświadczeń i sytuacji społecznej w konkretnym momencie ich historycznego rozwoju. W miarę upływu czasu podlegają one zmianom. Oddolne ruchy społeczne, wolne od jakiejkolwiek „jedynie słusznej ideologii”, odrzucają te idee czy formy organizacyjne, które utraciły aktualność lub zwyczajnie nie sprawdziły się w praktyce, adaptując na ich miejsce nowe, lepiej odpowiadające zmieniającym się realiom walki. Ktokolwiek próbuje przenosić wprost idee, odpowiadające pewnemu historycznemu etapowi rozwoju świadomości tych ruchów na dowolnie określoną przyszłość, na czasy „po rewolucji” skazany jest na konkluzję, iż proponowane przez nie rozwiązania nie miały prawa się sprawdzić.
Nie inaczej jest z dorobkiem Edwarda Abramowskiego. Jeśli ktoś szuka w jego pracach gotowych, uniwersalnych przepisów na to, jak powinna funkcjonować społeczna gospodarka, rozczaruje się dochodząc do wniosku, że proponowane przez niego rozwiązania w tym zakresie nie prowadzą do zadowalających rezultatów, lub w najgorszym razie zmarnuje czas i energię, próbując odtworzyć w XXI wieku kooperatywy, odpowiadające na wyzwania kapitalizmu sprzed stu lat. Abramowski był psychologiem i praktykiem spółdzielczości, potężnego, oddolnego, stale się zmieniającego ruchu społecznego przełomu XIX i XX wieku, nie zaś ekonomistą i filozofem. Pisząc o ówczesnych kooperatywach, oceniając perspektywy rozwoju poszczególnych ich rodzajów, opierał się przede wszystkim na praktyce spółdzielczości takiej, jaką znał. Nie oceniał kooperatyw pod kątem ich ideowej „prawomyślności” - lecz pod kątem tego, czy w realiach kapitalizmu przełomu wieków są w stanie pełnić funkcje społeczne, do jakich zostały powołane: zapewnić swym członkom odzież i pożywienie dobrej jakości w przystępnych cenach, ubezpieczenie starości i wypadków, wygodne i tanie mieszkania, możliwość edukacji ich dzieci.
Dzięki temu zostawił po sobie najlepszy w polskiej literaturze opis „złotego wieku” ruchu robotniczego, gdy nie padł on jeszcze ofiarą bolszewickiej ideologii, gdy poprzez organizacje związkowe i zwycięskie strajki zmuszał kapitalizm do coraz większych ustępstw, a bogactwo różnorakich spółdzielni, towarzystw i związków kulturalnych, oświatowych czy sportowych powstających każdego roku w przyfabrycznych osiedlach dawało świadectwo twórczego potencjału klasy robotniczej. Zostawił też pytania, dotyczące organizacji przyszłego, wolnego społeczeństwa, których nie sposób uniknąć i wiarę, że ludzie pracy zrzeszeni w dobrowolne, demokratyczne stowarzyszenia są w stanie znaleźć na nie odpowiedź.
Wila
Przypisy:
(1) http://zapomnianewartosci.pl/stanowisko-towarzystwa-spoldzielcow-wobec-zamierzen-zniszczenia-spoldzielczosci/;
(2) E. Abramowski, Społeczne idee kooperatyzmu, [w] Kooperatywa, Łódź, 2010;
(3) E. Abramowski, Kooperatywa jako sprawa wyzwolenia ludu pracującego, [w] Kooperatywa, Łódź 2010;
(4) Tamże;
(5) http://zapomnianewartosci.pl/sprawa-pracownicza-w-polskiej-spoldzielczosci-spozywcow-w-marianski/.
Edward Abramowski, Kooperatywa. Polskie korzenie przedsiębiorczości społecznej, wybór i opracowanie R. Okraska, Stowarzyszenie Obywatele Obywatelom, Łódź 2010.