Koniec epoki chciwości? #31 (1/2010)
Paul Mason, redaktor ekonomiczny głównego serwisu informacyjnego drugiego kanału brytyjskiej telewizji publicznej BBC Newsnigth, zadebiutował jako pisarz w roku 2006 książką Live Working or Die Fighting. Ta napisana z pasją i nieukrywanym, politycznym zaangażowaniem praca, opisująca współczesne konflikty klasowe w krajach Azji i Globalnego Południa oraz powstające w ich wyniku ruchy pracownicze na tle wybranych epizodów z historii europejskiego i północnoamerykańskiego ruchu robotniczego w XIX i XX wieku – zapewniła Masonowi status wschodzącej gwiazdy antyglobalizmu. W swej pierwszej książce brytyjski autor nie tylko dał dowód literackiego talentu i dobrej znajomości historii ruchu robotniczego; w opisywanych konfliktach opowiedział się też jednoznacznie po stronie współczesnych pracowników, organizujących się do walki o swe prawa. Unikając jednoznacznej (auto)definicji, Mason dał się też poznać jako zdecydowany zwolennik syndykalizmu w jego anarchistycznej odmianie, wykazując na przykładach z historii światowego ruchu robotniczego, że ilekroć funkcjonariusze partii komunistycznych zdobywali polityczną kontrolę nad samorządnymi organizacjami robotników – prędzej lub później kończyło się to zdradą ich interesów i zaprzepaszczeniem szansy na radykalną zmianę społeczną.
W tej sytuacji zapowiedź ukazania się kolejnej książki Paula Masona, poświęconej tym razem trwającemu od jesieni 2008 światowemu kryzysowi ekonomicznemu, wzbudziła zrozumiałe zainteresowanie. Ekonomiczne kompetencje autora, pozostającego z racji wykonywanej pracy w samym centrum wydarzeń, jakie we wrześniu 2008 roku wstrząsnęły podstawami światowej gospodarki oraz jego krytyczny stosunek do neoliberalnego status quo sprawiały, że wielu anarchistów czy antyglobalistów zaznajomionych z twórczością i poglądami autora oczekiwało, iż wraz z jego kolejną książką wolnościowa i prospołeczna krytyka panującego systemu wzniesie się na nowy poziom.
Książka Meltdown: The End of the Age of, Greed, która ukazała się nakładem wydawnictwa Verso w lutym 2009 roku częściowo spełnia te oczekiwania. Wrażenie robią jej pierwsze trzy rozdziały, stanowiące kalendarium załamania i upadku światowego systemu finansowego, od bankructwa nowojorskiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers 15. września 2008 roku po oddłużenie przez amerykański rząd i częściową nacjonalizację bankowego giganta Citigroup w dniu 21. listopada tego samego roku. Ta kronika wypadków, jakie w przeciągu niewielu ponad dwóch miesięcy doprowadziły światowy system finansowy na skraj unicestwienia, przekreślając obowiązujące przez ponad trzy dekady dogmaty neoliberalnej ekonomii, przypomina polityczny thriller. Podróżując w tłumie dziennikarzy ekonomicznych z całego świata między Waszyngtonem, Nowym Jorkiem a Londynem Mason, obserwuje ogłoszenie upadłości przez czwarty co do wielkości bank inwestycyjny na Wall Street, śledzi zakulisowe rozmowy, które kosztem 85 miliardów dolarów z publicznej kasy uratowały od bankructwa grupę AIG, największy koncern ubezpieczeniowy świata, by już kilka dni później lecieć do stolicy Wielkiej Brytanii, gdzie na skraju bankructwa stanęła grupa bankowa HBOS. Odtąd wydarzenia nabierają tempa – kolejne instytucje kapitałowe po obu stronach Atlantyku, powiązane siecią wzajemnych zobowiązań i udzielonych gwarancji finansowych, padają jedna po drugiej jak kostki domina. W przeciągu dwóch tygodni światowy system finansowy, ten skomplikowany krwiobieg globalnej gospodarki, zapewniający dopływ niezbędnych kapitałów wszystkim jej podmiotom, praktycznie wysycha, grożąc ekonomii kompletnym załamaniem. W ciągu niespełna tygodnia rozpada się gospodarka Islandii, oparta na rozwiniętym systemie bankowym, zapewniającym korzystne warunki lokat inwestorom z Europy. Łotwa, Ukraina, Węgry i Pakistan stają na krawędzi bankructwa, od którego ratują je udzielone w nadzwyczajnym trybie kredyty Międzynarodowego Funduszu Walutowego (na ratowanie gospodarek „krajów rozwijających się” instytucja ta przeznaczy w sumie 200 miliardów dolarów). W końcu do akcji wkraczają rządy Stanów Zjednoczonych i krajów Unii Europejskiej, tnąc na gwałt stopy procentowe i wykupując za setki miliardów dolarów aktywa upadających banków. Po dwóch miesiącach od bankructwa Lehman Brothers duża część światowych instytucji finansowych zostaje znacjonalizowana. Szacowana kwota strat, jakie poniosły banki na całym świecie w wyniku jesiennego kryzysu, wyniosła około dwóch bilionów dolarów. W tym samym czasie wartość akcji, notowanych na 54 największych giełdach świata, spadła o 32 biliony dolarów, czyli o ponad połowę w porównaniu z latem 2007 roku. Oznacza to, jak podaje Mason, iż ze światowych giełd wyparowała równowartość 6 miesięcy pracy całego rodzaju ludzkiego (wartość rocznej produkcji przemysłowej świata jest szacowana na 64 biliony dolarów). W ciągu ostatniego kwartału 2008 roku rządy największych gospodarczych potęg „wpompowały” w światowy system finansowy od 12 do 15 bilionów dolarów w formie dodatkowych kapitałów i gwarancji kredytowych. Ta gigantyczna suma pozwoliła na powstrzymanie katastrofy, nie rozwiązała jednak żadnego z problemów, które doprowadziły do niej jesienią 2008 roku.
Przedstawiwszy przebieg najbardziej gwałtownej fazy kryzysu, w kolejnych trzech rozdziałach Mason skupia się na określeniu jego przyczyn. Za punkt wyjścia dla tych rozważań autor przyjmuje obalenie w roku 1999 ustawy Glassa-Steagalla, co zapoczątkowało żywiołowy wzrost potęgi amerykańskich banków inwestycyjnych i globalnych rynków finansowych. Ta uchwalona w roku 1933, w następstwie Wielkiego Kryzysu, ustawa zakazywała bankom detalicznym w USA inwestowania powierzonych im oszczędności w ryzykowne papiery wartościowe, zwłaszcza zaś akcje, co miało zapobiec powtórzeniu się sytuacji z późnych lat 20. XX w., gdy krach na Wall Street spowodował, że dziesiątki milionów zwykłych obywateli utraciło swe zainwestowane w akcje oszczędności, przez co załamanie na giełdzie wywołało w krótkim czasie katastrofalny kryzys „realnej” gospodarki. Wraz z ograniczeniami ustawy Glassa-Steagalla, do kosza trafiły też inne przepisy, zakazujące bankom prowadzenia działalności ubezpieczeniowej. W niecały rok później zaś amerykański kongres przyjął jednogłośnie kolejną ustawę, znoszącą istniejące ograniczenia w handlu instrumentami pochodnymi i zakazującą jakichkolwiek prób regulacji rynku instrumentów pochodnych w przyszłości. Mason dodaje, iż uchwalenie obu ustaw, deregulujących amerykański sektor bankowy, kosztowało lobbystów wynajętych przez firmy z tej branży 300 milionów dolarów, zaś pomysłodawca obu aktów prawnych, konserwatywny senator Phil Gramm, otrzymał wkrótce po ich uchwaleniu dotację wyborczą w wysokości 97 tysięcy dolarów od koncernu energetycznego Enron (żona senatora zasiadła zaś w jego radzie nadzorczej).
Mason jest przekonany, że deregulacja i konsolidacja amerykańskiego sektora bankowego u schyłku prezydentury Billa Clintona wraz z faktycznym zniesieniem kontroli nad jego działaniami była głównym, choć nie jedynym z czynników, które 10 lat później doprowadziły do wybuchu światowego kryzysu. Sama deregulacja, dokonana pod potężną presją samych banków i opłacanych przez nich lobbystów była zresztą, zdaniem autora, jedynie prawnym potwierdzeniem stanu faktycznego. Jak pisze Mason, dynamiczny rozwój potęgi banków i instytucji finansowych z Wall Street rozpoczął się co najmniej 20 lat wcześniej, gdy po neoliberalnej rewolucji Reagana i Thatcher w USA i Europie Zachodniej rozpoczęła się fala prywatyzacji na masową skalę z udziałem wielkich banków inwestycyjnych. Ich rozwój nabrał nowego impetu po roku 1989, gdy instytucje te zaangażowane w prywatyzację gospodarek Europy Środkowej i Wschodniej, jak również wraz z digitalizacją światowych giełd akcji i walut oraz ich gwałtownym rozwojem w epoce globalizacji. Wszystkie te czynniki sprawiły, że banki inwestycyjne, skupione wokół nowojorskiej Wall Street, stały się instytucjami finansowymi o globalnym zasięgu i ambicjach wykraczających daleko poza rolę, przypisaną im w ustawodawstwie doby Wielkiego Kryzysu. W tej sytuacji ich obalenie, otwierające bankom drogę do ekspansji na rynki instrumentów pochodnych i ubezpieczeń, a w konsekwencji do powstania globalnych kombinatów finansowych, było tylko kwestią czasu.
Mason jest zdania, iż choć deregulacja sektora finansowego stworzyła prawne warunki, dzięki jakim amerykański (i globalny) sektor bankowy mógł wejść na drogę prowadzącą do samozagłady, sama w sobie nie mogła ona doprowadzić do kryzysu. Do jego wybuchu konieczna była określona sytuacja makroekonomiczna, związana z globalnym podziałem pracy i wynikającymi z niego przepływami pieniędzy oraz towarów. Wraz z faktyczną globalizacją gospodarki od początku lat 90. XX w. narastała asymetria w światowym przepływie dóbr i kapitałów – scentralizowane gospodarki krajów azjatyckich z Chinami na czele stały się głównymi dostawcami dóbr na rynki Ameryki Północnej i Europy, gdzie z kolei postępowała deindustrializacja i rozwój usług.
Przestrzegana przez rządy krajów azjatyckich zasada sztywnego powiązania kursów lokalnych walut z kursem dolara, jak również centralizacja ich gospodarek, opartych na niskich kosztach siły roboczej sprawiały, że uzyskały one trwałą przewagę kosztową nad Zachodem, a ich gospodarczo-administracyjne elity dysponowały (i dysponują) potężną nadwyżką kapitałów. Są one inwestowane tak w papiery wartościowe rządów Zachodu (co pozwala na utrzymywanie zawyżonego kursu dolara na światowych rynkach walutowych), jak i na zachodnich giełdach, za pośrednictwem sektora finansowego; w ostateczności zaś trafiają w postaci nadwyżki wolnych środków finansowych do konsumentów w najbogatszych krajach świata. Po drugiej stronie Pacyfiku i w Europie produkcja przemysłowa staje się nieopłacalna, a miliony pracowników sektora wytwórczego wypychane są z rynku pracy, bądź zasilają sektor usług, podejmując zatrudnienie za dużo niższą płacę (przeciętne wynagrodzenie pracującego mężczyzny w USA spada systematycznie od roku 1979). W tej sytuacji podtrzymanie konsumpcji w krajach rozwiniętych na poziomie, umożliwiającym uniknięcie recesji, a jednocześnie zapewnienie spokoju społecznego – wymaga dostępności taniego kredytu na masową skalę.
Zdając sobie sprawę z tej sytuacji, za pośrednictwem banków centralnych władze utrzymują stopy procentowe, a co za tym idzie koszty kredytu, na możliwie niskim poziomie. Produkcja przemysłowa zamiera, zachodnie giełdy pęcznieją od wolnych kapitałów, poszukujących możliwości zainwestowania z zyskiem. Gdy, z powodu niskich stóp procentowych, zakup rządowych papierów dłużnych staje się nieopłacalny, a wobec upadku przemysłu inwestycje w środki produkcji i rozwój potencjału wytwórczego nie mają sensu, na scenę wkracza sektor finansowy, uwolniony z ograniczeń, narzuconych przez administrację państwową, oferując nowe, nieznane wcześniej sposoby pomnażania kapitału dla najbogatszych i tani kredyt na zaspokojenie podstawowych potrzeb dla najuboższych.
W ten oto sposób wirtualna strefa obrotu papierów wartościowych przejmuje gospodarcze funkcje realnej ekonomii i rynku realnych dóbr. Mechanizm jest pozornie pozbawiony wad – poprzemysłowa gospodarka zastępuje wartość dodaną, pochodzącą z fizycznej produkcji określonych dóbr, marżą zysku ze spekulacji papierami wartościowymi, których cenę określa wolna gra sił rynkowych i których realnym pokryciem nikt nie zaprząta sobie głowy – przynajmniej dopóty, dopóki cały mechanizm działa bez usterek. Popyt na produkty systemu finansowego – tanie kredyty bez względu na finansową wiarygodność z jednej strony i możliwość ponadprzeciętnych zysków bez względu na ryzyko z drugiej – wymusza podaż nowych usług finansowych – kredytów hipotecznych subprime dla najbiedniejszych mieszkańców USA i całego systemu finansowych instrumentów pochodnych, opartych bądź to na spodziewanej wartości nieruchomości i kredytach hipotecznych, bądź na przyszłej wartości surowców i walut. Deregulacja systemu bankowego i rozluźnienie kontroli nad jego funkcjonowaniem, umożliwiła instytucjom finansowym podejmowanie ryzyka na niewyobrażalną wcześniej skalę, ukrytego przed ich akcjonariuszami w tworzonych na masową skalę firmach zależnych, składających się na równoległy system bankowy i poprzez wzajemne ubezpieczenia.
W efekcie tych procesów w krajach Zachodu powstała sieć finansowych powiązań i zależności, gdy wierzytelności jednych firm z sektora bankowego stały się zabezpieczeniem zobowiązań innych, a papiery wartościowe obciążone poważnym ryzykiem, po ich uprzednim ubezpieczeniu, sprzedawano jako całkowicie bezpieczne – wszystko to w celu prowadzenia transakcji na skalę przewyższającą wielokrotnie tę, na jaką pozwalały posiadane kapitały. Wszystko po to, by inwestorzy mogli się cieszyć obiecanym zyskiem, a gra mogła toczyć się dalej. Stworzony system miał, o czym dziś wiadomo, wybitnie niestabilny charakter – nawet niewielka zmiana zewnętrznych parametrów, w jakich funkcjonował, mogła doprowadzić do katastrofalnych następstw.
Przedsmak tego, co może się wydarzyć, dał rok 2002 i krach na rynku firm internetowych, którego wartość w ciągu 2 lat spadła o połowę. Prawdziwa katastrofa rozpoczęła się jednak dopiero w lecie 2007 roku, gdy wzrost cen ropy naftowej na światowych rynkach i popyt na surowce ze strony rozpędzającej się gospodarki Chin spowodowały wzrost inflacji w USA i zmusiły bank centralny tego kraju do podniesienia stóp procentowych z 2.5 do 4.5% w ciągu 2006 roku. Wkrótce potem, w ciągu pierwszego kwartału 2007 roku, załamał się rynek kredytów subprime w USA, a większość firm detalicznych weń zaangażowanych – ogłosiła bankructwo. Ich upadłość uderzyła z kolei w instytucje równoległego sektora bankowego, zaangażowanego w spekulacje na rynku ryzykownych kredytów hipotecznych na kwotę 58 bilionów dolarów. Gdy działające w sektorze równoległym fundusze hedgingowe jeden po drugim zaczęły zwracać się do swych banków-matek o pokrycie wielomiliardowych strat na rynku kredytowym, dla wielkich graczy stało się jasne, iż nadszedł czas, by zwinąć interes i ratować z równoległego systemu bankowego to, co jeszcze w nim zostało – a jak się okazało, zostało bardzo niewiele. W połowie 2007 roku gotówka stała się na rynku finansowym najbardziej poszukiwanym towarem, a dostępne źródła kredytu praktycznie wyschły. Na rynku kredytów zapanowała nuklearna zima. Przez kolejne 13 miesięcy, poprzedzających falę bankructw globalnych instytucji finansowych we wrześniu 2008 roku, trwało liczenie wielomiliardowych strat, jakie poniosły one na rynku kredytów hipotecznych i rozliczanie winnych chybionych inwestycji. Mimo wysiłków rządów i banków centralnych na całym świecie, pompujących pieniądze do sektora finansowego, nie udało się już ożywić rynku międzybankowych pożyczek. Banki (z mizernym skutkiem) zmuszone zostały więc do poszukiwań nowych inwestorów lub stopniowego „przejadania” posiadanych jeszcze kapitałów. Stopniowo najsłabsze z nich wypadały z gry i bankrutowały. Jednocześnie na rynku surowców pęczniała ostatnia bańka spekulacyjna przed załamaniem systemu: kto tylko posiadał jeszcze żywą gotówkę, inwestował ją w ropę naftową, gaz, rudy metali, w końcu w ryż i soję, windując ich ceny o ponad 100% w przeciągu pół roku, przy całkowicie biernej postawie rządów i instytucji, regulujących rynki surowców. Umiejętnie stymulowany przez banki inwestycyjne popyt na surowce i żywność, sprowadził głód na miliony mieszkańców Trzeciego Świata, pozwolił jednak przedłużyć o kilka miesięcy agonię zachodniego systemu finansowego.
W końcu banki i fundusze inwestycyjne zmuszone zostały do spieniężenia posiadanych surowców na pokrycie bieżących rachunków. Bańka na rynku surowców pękła późnym latem 2008 roku. 14. września nowojorski bank Lehman Brothers ogłosił upadłość. 23. października tego samego roku podczas przesłuchania przed komitetem Izby Reprezentantów Alan Greenspan, wieloletni szef amerykańskiego Banku Centralnego i guru neoliberalizmu stwierdził: „Popełniłem błąd zakładając, że działające we własnym interesie banki i inne instytucje finansowe będą najlepiej jak to możliwe chronić interesy swych akcjonariuszy”.
To swoiste memento dla neoliberalizmu, wygłoszone przez człowieka, który poświęcił 40 lat życia promowaniu idei deregulacji i wolnego rynku, rozpoczyna trzecią część pracy Paula Masona, poświęconą krytycznej historii neoliberalnej doktryny ekonomicznej i alternatywom dla promowanego przez nią modelu gospodarczego. Podsumowując trwający od wczesnych lat powojennych rozwój teorii neoliberalnej, zakończony wcieleniem jej w życie na początku lat 80. XX w. przez ekonomicznych doradców Reagana i Thatcher, a następnie prawie 30-letni okres jej niepodzielnych rządów, autor wymienia 5 podstawowych „grzechów” neoliberalizmu: wzrost nierówności społecznych w krajach rozwiniętych, zastąpienie gospodarki opartej na wysokich dochodach modelem opartym na wysokim zadłużeniu gospodarstw domowych, nadmierny rozwój sektora finansowego kosztem sfery realnej produkcji, wzrost niepewności podmiotów rynkowej gry i związane z nim rozbicie tradycyjnych struktur społecznych, w końcu utowarowienie i prywatyzację dóbr, jakie dotychczas uznawano za wspólną własność korzystających z nich społeczności, jak dostęp do wody pitnej czy kod genetyczny popularnych roślin uprawnych. Równie dużo miejsca poświęca jednak Mason pozytywnym konsekwencjom rządów doktryny neoliberalnej, w tym ograniczeniu ubóstwa w krajach Trzeciego Świata, jak również obyczajowej liberalizacji w krajach rozwiniętych i większej dostępności dóbr, uznawanych dawniej za luksusowe, dla członków klasy robotniczej w tych krajach dzięki taniemu kredytowi.
Przedstawiwszy swój bilans neoliberalizmu w jego szczytowej fazie rozwoju, autor omawia pokrótce krytykę tej doktryny ze strony neoliberalnych „dysydentów”, jak Jeffrey Sachs (rzeczywisty autor tzw. „Programu Balcerowicza”) czy Joseph Stiglitz. Ci prominentni ekonomiści, zajmujący przez wiele lat eksponowane stanowiska w Banku Światowym i Międzynarodowym Funduszu Walutowym, w efekcie wyniesionych stamtąd doświadczeń przeszli na pozycje umiarkowanej krytyki doktryny neoliberalnej. Ich głównym zarzutem wobec polityki obu instytucji jest sztywne wcielanie w życie założeń Kompromisu Waszyngtońskiego, czyli narzucanie państwom, dotkniętym kryzysem ekonomicznym rozwiązań, chroniących interesy inwestujących w nich firm z krajów rozwiniętych za ceną pogłębienia ekonomicznej stagnacji i drastycznego obniżenia poziomu życia ich mieszkańców. Jak pisze Mason, tym, co skłoniło obu wybitnych ekonomistów do porzucenia współpracy z międzynarodowymi instytucjami finansowymi i związania się z reformistycznym skrzydłem ruchu antyglobalistycznego było uświadomienie sobie faktu, że tak Bank Światowy, jak i MFW, będące strażnikami neoliberalnego porządku w światowej gospodarce są w rzeczywistości jedynie wykonawcami polityki zagranicznej USA, poprzez którą rząd Stanów Zjednoczonych dąży do utrzymania pozycji światowego hegemona. Przy okazji omawiania poglądów Sachsa i Stiglitza – Mason krytykuje zresztą ruch antyglobalistyczny za nadmierne skupienie się na sprawach zadłużenia Trzeciego Świata, imperialistycznych praktyk Banku Światowego i MFW i problemach zmian klimatu, przy jednoczesnym ignorowaniu zagrożeń, jakie dla światowej gospodarki stworzyła deregulacja systemu bankowego i brak kontroli nad działalnością instytucji finansowych. Zarzuty te, prawdziwe być może w odniesieniu do reformistycznego skrzydła ruchu, świadczą o ignorowaniu przez autora stanowiska jego bardziej radykalnych elementów, które od dobrych 10 lat zwracały uwagę na zagrożenia, wynikające z hegemonii neoliberalnego kapitalizmu.
Ostatni podrozdział tej części książki poświęcony jest opisowi funkcjonowania amerykańskiej elity finansowo-administracyjnej w przededniu kryzysu, jednak podawane przez Masona informacje nie wnoszą zbyt wiele do wiedzy na ten temat, dostępnej od czasu publicznego ujawnienia biznesowych powiązań ekipy Georga W. Busha.
Dzięki opisanemu powyżej, prostemu zabiegowi z zanegowaniem istnienia radykalnej krytyki kapitalizmu, w ostatnim rozdziale swej pracy Mason może snuć własne rozważania nad alternatywą dla neoliberalizmu i sposobami wyjścia z kryzysu bez konieczności osadzenia proponowanych rozwiązań w szerszej (i bardziej radykalnej) krytyce systemu kapitalistycznego. By utwierdzić czytelników w fałszywym przekonaniu o tym, że kryzys zaskoczył zupełnie antyglobalistycznych krytyków systemu, brytyjski dziennikarz rozpoczyna swe rozważania nad sposobami wyjścia z kryzysu od krótkiej relacji z waszyngtońskiego szczytu G20 w listopadzie 2008 roku, któremu, ku zaskoczeniu samych polityków, nie towarzyszyły masowe protesty uliczne. Jak pisze Mason: „w tym momencie większość politycznie aktywnych ludzi na świecie wciąż nie wierzyła w prawdziwe rozmiary kryzysu (…). Dotyczyło to również organizacji pozarządowych. Podczas gdy w ciągu tygodnia pół miliona amerykańskich robotników straciło pracę, głównym hasłem ulotek rozdawanych przez antyglobalistów było „Nie zapomnijcie o pomocy dla Afryki”.
Przechodząc do analizy przyczyn kryzysu i sposobów na uniknięcie w przyszłości katastrof na podobną skalę, Mason zaczyna od stwierdzenia, iż era neoliberalizmu w światowej ekonomii dobiegła końca. Następnie, uznawszy, że teorie konwencjonalnej ekonomii nie nadają się do opisu sytuacji, w jakiej znalazła się światowa gospodarka, przypomina postacie i dorobek dwóch ekonomistów spoza mainstreamu, których poglądy na rozwój kapitalistycznej gospodarki i naturę kryzysów stanowią podstawę jego własnych wniosków w tym zakresie: Nikołaja Kondratiewa i Hymana Minskiego.
Pierwszy z nich był sowieckim ekonomistą i zwolennikiem „rynkowego socjalizmu”, straconym w późnych latach 30. XX w. za stwierdzenie, że rozwój gospodarki kapitalistycznej ma charakter długookresowych cykli, gdzie po okresie prosperity następuje kryzys i recesja, nie prowadzące jednak do „ostatecznego kryzysu” i załamania systemu. Drugi, pracując do śmierci w roku 1996 na Uniwersytecie Washingtona w St. Louis, rozwinął teorię, według której pozbawiony regulacji i nadzoru system kapitalistyczny jest z natury niestabilny, a wolna gra sił rynkowych prowadzi nieuchronnie do powstania bąbli spekulacyjnych na rynkach poszczególnych dóbr. Minski twierdził również, że zastosowanie przez rząd monetarystycznych środków walki z inflacją w sytuacji, gdy duża część zasobów systemu finansowego zainwestowana jest w spekulację, prowadzi nieuchronnie do krachu, zakończonego utratą zainwestowanych środków na wielką skalę. Jak słusznie zauważa Mason, odpowiada to dokładnie sytuacji w USA bezpośrednio przed wybuchem ostatniego kryzysu. Minski twierdzi, iż jedynym sposobem wyjścia z takiego kryzysu jest zasilenie gospodarki w środki finansowe przez rząd, nawet kosztem wysokiego zadłużenia państwa. W dłuższej perspektywie, uniknięcie cyklicznych kryzysów finansowych jest jego zdaniem możliwe jedynie przez wprowadzenie gospodarki mieszanej, w którym uspołeczniony sektor finansowy będzie pod kontrolą władz pełnił funkcję służebną wobec opartej na wolnorynkowych zasadach „realnej” gospodarki.
W dalszej części pracy Mason przedstawia trzy możliwe scenariusze rozwoju sytuacji: powrót do „przedkryzysowej” gospodarki, opartej na wysokim zadłużeniu i niskich płacach, całkowite porzucenie dotychczasowego modelu wysokiej konsumpcji i wzrostu gospodarczego, wreszcie, wprowadzenie w wyniku doświadczeń ostatniego kryzysu całkowicie nowego modelu światowej ekonomii, opartego na stabilnym wzroście globalnej produkcji przemysłowej dzięki wykorzystaniu technologii informatycznej, wysokich płacach i redystrybucji dochodów, jak również państwowej kontroli nad systemem finansowym.
Brytyjski dziennikarz jednoznacznie deklaruje się jako zwolennik trzeciego scenariusza, poświęcając następnie sporo miejsca teoretycznym rozważaniom na temat tego, czy częściowa nacjonalizacja brytyjskich banków podczas ostatniego kryzysu może być początkiem ich przekształcenia w przedsiębiorstwa użyteczności publicznej, działające pod kontrolą państwa i dostarczające za niewielką opłatą usług finansowych dla mieszkańców kraju. Mimo, że sami urzędnicy brytyjskiej administracji państwowej w wywiadach z Masonem jednoznacznie stwierdzili, iż nacjonalizacja banków ma charakter przejściowy, a rząd nie zamierza wykorzystywać wynikającej z posiadanych w nich udziałów władzy do ingerencji w funkcjonowanie tych instytucji, dziennikarz nie traci entuzjazmu dla koncepcji Minskiego, przedstawiając wizję przyszłości kapitalizmu, gdzie państwowe banki detaliczne i sektor ubezpieczeniowy, zapewniające usługi finansowe społeczeństwu i długookresową stabilność gospodarce, koegzystować będą z prywatnymi funduszami inwestycyjnymi, poddanymi ściślejszej niż dotychczas kontroli. Mason jest przy tym przekonany, że postulowane zmiany są możliwe do wprowadzenia w ciągu najbliższych 10 lat, jak również o tym, iż staną się one początkiem nowej ery wzrostu gospodarczego, opartego na wysokich płacach i odrodzeniu światowego ruchu pracowniczego po złamaniu potęgi ponadnarodowych instytucji finansowych.
Oceniając ekonomiczne poglądy Masona, zacząć należy od stwierdzenia, że, pomimo, iż autor włożył wiele trudu w to, by stworzyć wrażenie ich oryginalności, opierając je na wyciągniętych z lamusa koncepcjach Minskiego, jego propozycje są w zasadzie powtórzeniem poglądów i postulatów lewicy Keynesowskiej, widzącej w interwencji państwa sposób na złagodzenie cyklicznych wahań wzrostu gospodarczego i uniknięcie kryzysów. Tak w ostatnim rozdziale pracy Masona, jak i w całej jego książce, widoczny jest też sentyment za New Deal z lat 30. XX w., nadzieja, że obecny kryzys doprowadzi do uchwalenia przez rządy krajów rozwiniętych pakietu regulacji prawnych na miarę tych, które stworzono w USA w następstwie Wielkiego Kryzysu, dając podwaliny pod prawie 40 lat wzrostu gospodarczego (trudno też nie zauważyć, iż cała historia doktryny neoliberalnej została przez niego przedstawiona jako historia polemiki ekonomistów Szkoły Chicagowskiej z wnioskami, jakie władze USA wyciągnęły z Wielkiego Kryzysu).
Jeśli koncepcje społecznej gospodarki rynkowej opartej o znacjonalizowany sektor finansowy, prezentowane przez autora Meltdown uznać można śmiało za reformistyczne, to jego optymizm co do szans wprowadzenia ich w życie, jest już zwykłą naiwnością. Trudno uwierzyć, że autor, znający z pierwszej ręki zasady działania amerykańskiego (i brytyjskiego) systemu finansowego i poświęcający ponad 150 stron swej książki na opisanie jego praktyk, opartych na dążeniu do zysku za wszelką cenę i systematycznym powiększaniu zakresu swej władzy naprawdę wierzy, iż przedstawiciele finansowej elity, którzy właśnie wymusili na rządach krajów rozwiniętych 12 bilionów dolarów haraczu dobrowolnie przekształcą swe finansowe imperia w przedsiębiorstwa użyteczności publicznej, po czym spakują się i wyjadą na wieczne wakacje. Podobnie naiwne jest przekonanie autora, że rządy gospodarczych mocarstw, od 30 lat konsekwentnie wdrażające w życie dogmaty neoliberalnej ekonomii, wyrażą nagle „wolę polityczną” całkowitego ich odrzucenia i powrotu do polityki interwencjonizmu i regulacji. Nie trzeba być fanatycznym marksistą, by rozumieć, iż „wola polityczna” państw jest niczym innym jak produktem kompromisu między sprzecznymi interesami dominujących w nich klas i grup społecznych, a grupa skupiona wokół finansowych elit, związanych z systemem bankowym należy wciąż do najpotężniejszych – wystarczy do tego uważna lektura książki Masona. I wreszcie sprawa najważniejsza: system ekonomiczny oparty na regulacji rynków i państwowym nadzorze nad sektorem finansowym, postulowany przez autora, został już raz wprowadzony w krajach rozwiniętych, w następstwie Wielkiego Kryzysu lat 30. XX w. i funkcjonował w nich aż do końca lat 70., gdy ostateczne ciosy zadały mu kryzys naftowy i rosnąca potęga polityczna wielkich prywatnych instytucji finansowych – jego ostateczny demontaż w latach prezydentury Clintona Mason uznaje za główną przyczynę obecnego kryzysu. Skoro więc ówczesna, Keynesowska polityka gospodarcza okazała się niezdolna do zapobieżenia cyklicznym kryzysom kapitalistycznej gospodarki, by w końcu zostać ostatecznie zarzucona na polityczne zamówienie wielkiego kapitału, jaka jest gwarancja, że postulowany system „społecznej bankowości” nie podzieli jej losów, gdy tylko kapitaliści odzyskają grunt pod nogami? Na to pytanie książka Masona nie daje jakiejkolwiek odpowiedzi.
Dziwić może również to, iż autor, który tak dokładnie analizuje ekonomiczne przyczyny politycznej (i gospodarczej) potęgi sektora finansowego skupionego wokół Wall Street przedstawia historię rozkwitu doktryny neoliberalnej w kategoriach czysto akademickich, jako zwycięstwo jednej koncepcji ekonomicznej nad inną i w całkowitym oderwaniu od politycznego kontekstu, gdzie neoliberalizm jest zwyczajną ideologią klasy panującej, uzasadniającą najlepiej jej aspiracje do władzy.
Kończąc tę listę zarzutów wobec pracy brytyjskiego dziennikarza wyrazić należy żal, że tak mało miejsca poświęcił on roli instytucji i porozumień międzynarodowych w pierwszej fazie kryzysu. Jak się wydaje, wydarzenia z września zeszłego roku zastały Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy całkowicie nieprzygotowane do stawienia czoła sytuacji, w jakiej znalazł się system finansowy krajów rozwiniętych. Wszystkie działania antykryzysowe w tym okresie podejmowane były przez rządy poszczególnych państw, które nie uznały nawet za stosowne skonsultowania podejmowanych akcji z władzami obu instytucji. Zgromadzony przez MFW „fundusz antykryzysowy” w wysokości 200 miliardów dolarów wypada skromnie na tle kwot, jakie na walkę z kryzysem przeznaczyły poszczególne rządy, został też zgromadzony zbyt późno, by odegrać jakąkolwiek rolę w powstrzymaniu finansowej katastrofy jesienią zeszłego roku. Można się zastanawiać, na ile ewidentna słabość obu instytucji w obliczu kryzysu jest „zasługą” polityki Georga W. Busha, który, mówiąc oględnie, nie był przesadnym entuzjastą ponadnarodowych instytucji i wielostronnych porozumień, opartych na kompromisie, faktem jest jednak, iż podczas ostrej fazy kryzysu obie te instytucje znalazły się na bocznym torze. Jeśli ta utrata przez nie dawnego znaczenia będzie mieć charakter trwały, będzie to chyba jedyne, pozytywne następstwo obecnego kryzysu.
Podobnie ma się zresztą sprawa z Unią Europejską, która jako instytucja nie odegrała w walce z kryzysem praktycznie żadnego znaczenia. Rządy poszczególnych państw członkowskich podejmowały antykryzysowe działania na własną rękę i bez oglądania się na unijnych partnerów, a nieraz ze szkodą dla ich gospodarek. Również zwołany w zimie zeszłego roku „antykryzysowy” szczyt UE zakończył się spektakularną klapą po tym, jak kraje rozwinięte pod przewodnictwem Niemiec, (gdzie zaczynała się akurat parlamentarna kampania wyborcza) stanowczo odmówiły pomocy finansowej swym wschodnioeuropejskim partnerom, z Węgrami na czele (przed ostatecznym załamaniem gospodarkę tego kraju uratowała w końcu pożyczka z MFW).
Pamiętając o wszystkich niedociągnięciach książki Masona i krytykując jego ocenę perspektyw rozwoju sytuacji pamiętać musimy, że ukończył on pisanie Meltdown w lutym zeszłego roku, gdy rządy państw rozwiniętych nie otrząsnęły się jeszcze z szoku, jakim był upadek amerykańskiego systemu bankowego a ich działania skupione były raczej na powstrzymywaniu ostatecznej katastrofy niż na wyciąganiu z niej wniosków. Rok, jaki upłynął od napisania książki, przyniósł wydarzenia, jakich autor zwyczajnie nie mógł brać pod uwagę w swych analizach stanu światowej gospodarki. Trudno więc oceniać, jak wyglądałaby jego praca, napisana z perspektywy lutego 2010 roku. Wiele mógłby tu wyjaśnić zapis poświęconej kryzysowi światowemu debaty Paula Masona z Johnem Hollowayem, autorem książki Change the world without taking power, zorganizowanej przez magazyn Mute podczas ostatnich targów książki anarchistycznej w Londynie. Niestety, zapis tej interesującej dyskusji jest jak na razie niedostępny.
Paul Mason jest przede wszystkim dziennikarzem ekonomicznym i jego książka, spisana „na gorąco” w czasie najostrzejszej fazy obecnego kryzysu jest przede wszystkim kronikarskim zapisem jego przebiegu, jak również wydarzeń, które do niego doprowadziły. Sam autor zdaje sobie z tego doskonale sprawę, pisząc we wprowadzeniu do swej pracy, że jego celem nie jest spisanie ostatecznego bilansu światowego kryzysu, a raczej uporządkowanie faktów i informacji na jego temat.
Należy ocenić, iż z tego zadania Mason wywiązał się wzorowo. Jego praca może być nieocenionym źródłem informacji na temat funkcjonowania światowego systemu finansowego w okresie poprzedzającym kryzys, jak również na temat przebiegu najostrzejszej fazy gospodarczego załamania. Źródło to jest tym cenniejsze, że sam Mason jest dziennikarzem korporacyjnych mediów o uznanej renomie i niekwestionowanej rzetelności, a więc nie sposób zaprzeczać wiarygodności podawanych przez niego informacji z powodu ideologicznych uprzedzeń ich autora. Co się tyczy poglądów ekonomicznych autora i jego przewidywań przyszłego rozwoju wypadków, ich ocena zależeć będzie w dużym stopniu od poglądów samych odbiorców. Pozostając wierny tradycji rzetelnego dziennikarstwa, Mason oddzielił jednoznacznie w swej książce fakty od komentarzy i ocen, pozostawiając każdemu z czytelników możliwość wyciągnięcia własnych wniosków.
Wila
Paul Mason, Meltdown: the End of the Age of Greed, Wyd. Verso 2009