Listy do redakcji #23 (1/2006)
Dlaczego nie mogę już słuchać dziadka porządku?
Czasem myślę sobie, że jest to największe nieszczęście naszego świata:
wśród ludzi zajmujących najwyższe stanowiska mamy zbyt wielu nieboszczyków.
Kurt Vonnegut
Chciałem publicznie a osobiście podsumować pracę w ruchu „dziadka” (nazwanego kiedyś „papieżem”), z którym polemika jest raczej niemożliwa (wiedzą o tym ci, którzy go bliżej poznali). Czynię to więc tutaj.
Tekst jest odpowiedzią na pełen manipulacji i arogancji list Janego, opublikowany w nr.22 „Innego Świata” pod tytułem „Dlaczego nie mogę…”
Samo ukazanie się tekstu w „Innym Świecie” zdziwiło redakcję „Mać Pariadki”, ponieważ Jany sam wycofał ten tekst z pierwszych stron złożonego już numeru pisma, nie mówiąc, dlaczego. Odpowiedź uzyskaliśmy już w kilka tygodni później w nowym numerze „Innego Świata”. Publikacja tych wypocin tutaj nadaje im charakter tekstu cenzurowanego, co jest absurdem, ale dobrze brzmi w dyskredytacji oponentów, co też jest w stylu prowadzenia dyskusji przez Janego. Słowem – standard.*
Ale nie w tym rzecz…Reedycja „Mać Pariadki” nie jest problemem, z jakim boryka się Jany generalnie. Temu człowiekowi idzie o frontalny atak na cały ruch, a „Mać Pariadka” stała się tylko kolejnym elementem, który postanowił ostrzelać. Trudno z tym polemizować, a wręcz trzeba się zastanowić, czy jest sens. Retoryka Janego, w której kwestionuje wszystko, co się w ruchu dzieje, jest niewarta podejmowania. To dyskusja, czy szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta. Jeśli stoisz na pozycji pierwszej, Jany broni pozycji drugiej. Kiedy zaś jest na odwrót, Jany w swej argumentacji też jest na odwrót. Obawiam się, że tego typu myślenie zepchnęło go na manowce. W konsekwencji słychać z oddali jego słowa: „Nie czuję się już uczestnikiem ruchu”. Kiedy jednak przychodzi dogodny moment, z tej oddali odzywa się odgłos Krytyka Ruchu. Taką postawę najlepiej byłoby zlać, ale zdaje się, że ta praktyka stosowana od lat ma niemiłe konsekwencje. Tylko, dlatego podjąłem się napisania tego tekstu.
Jany lubi w swej krytyce odnosić się do rzeczy wielkich, najczęściej do szesnastowiecznych, albo tych z okresu pierwszej Solidarności. To go nobilituje, dotyczy to niemal jego wszystkich tekstów, włącznie z tym którym teraz polemizuje. Gani ruch za to, iż jest zacukany w swoich gettowych sprawach, że nie podejmuje zmiany świata na poważnie. Pewnie miałby i rację – niejedna osoba jest wobec niego krytyczna, ja również się do nich zaliczam. Jednak jak można na poważnie traktować krytykę ze strony człowieka, który rości sobie prawo do bycia nieomylnym? Przykłady na podtrzymanie tej tezy można by mnożyć. To nie problem zaatakować „Mać Pariadkę”, kiedy tworzy się ona w bólach od nowa. Pytanie jest jednak o to, gdzie sami się znajdujemy, gdy krytykujemy. Z jakiej pozycji Jany to robi – redaktora „Nierządu”, a może intelektualisty, który boi się publikować swoje teksty (wystawiając się na poważną krytykę) w wielonakładowej prasie?
Dyskusja, „Po co gazeta, po co Mać?” toczy się od lat. Kiedy Ance i Galowi chciało się ją robić, problem przycichał. Ruch miał gazetę, na której łamach można było się wypowiedzieć, poinformować, czegoś się dowiedzieć, polemizować. Ruch miał coś, co stanowi istotny punkt odniesienia. Czasem były dobre numery, czasem złe, ale nikt nie kwestionował sensu wydawania samej gazety. I to jest właśnie w tym zatrważające. Wpisuje się w konwencję polemik/i Janego z ruchem. Mać była taka i sraka, ale wykorzystywanie jej do swych wywodów nie stanowiło żadnych problemów. Czuję, że tak było wtedy i jest dziś, bo zanim była Mać, był WiP i polemika Janego z sensem jego działań. „Po co walczyć z armią, skoro po obaleniu państwa jej nie będzie”. Była krytyka NGO’sów. „Darmozjady, które chcą utuczyć się za cudzą kasę”. W ramach, czego dostało się Obywatelskiej Lidze Ekologicznej (w przenośni i dosłownie), za kampanię rowerową w Gdańsku. Inicjatywa Pracownicza, „po co robić nowy związek zawodowy, skoro można przejąć jakiś istniejący”. Były też przypadki, kiedy adorowało się ruch do podjęcia pewnych działań tak jak wybory samorządowe, w konsekwencji czego, gdy stary doświadczony anarchol Piotr Rachwalski, dostał się do Rady Miasta Wągrowiec, można było usłyszeć – „wiedziałem że tak się to skończy”. Najgorsze jest w tym to, że wszystkie te ataki są personalne w wymowie wobec ludzi, którzy podejmują działania inne, niż Jany sobie wydumał. Zawsze w polemice u Janego można odczuć ambicjonalną nutę. Zawsze jest tak, że wszystko musi się odnosić do tego co on mówił, co on zrobił, co on pisał. Kiedy jednak idzie to o krok dalej i zaczyna żyć własnym życiem, albo może się udać bez jego udziału, spotyka się z ostrym atakiem z jego strony. Tego typu retoryka ze względu na, jakby na to nie patrzeć, silną osobę jej głównego kreatora, stała się retoryką dominującą w ruchu. Mało się robi, dużo się gada, przede wszystkim krytycznie. Przez te lata tak się to zapętliło, że krytykuje się krytykę samej krytyki. Co na nieszczęście również ja robię w tej chwili.
Niestety ruch utknął w niebezpiecznym miejscu. Czasem wydaje mi się, że to rodzaj areny, na której nic się nie dzieje, ale wszyscy wyczekują, aż się coś wydarzy, by mieli kwestię do rozważania. Kiedy się pojawia coś, cokolwiek – Mać Pariadka, Inicjatywa Pracownicza, pomoc dla Czeczenów, kampania rowerowa, staje się to sposobnością do krytyki. Nie ma tu miejsca na uczciwą dyskusję, tak, by była ona inspiracją do czegoś na plus. Od kiedy pamiętam, mistrzem tej ceremonii był mister Waluszko. Gdy myślę o tym, co czytałem a co wyszło spod jego pióra, zawsze było to przesiąknięte pretensjonalizmem i roszczeniowością. Zawsze czuć w tym patos i żądanie idealności. Słuchając tego, kiepsko na tym wyszliśmy jako ruch, kiepsko wyszedł także sam Jany. Zawsze marzyło się mu mieszkanie w komunie funkcjonującej na zasadach wspólnoty i żyjącej jako samowystarczający organizm. Niestety, nawet tego nie podjął. My podjęliśmy. Wyszedł nam „tylko” Rozbrat. Niesamowystarczalny kolektyw, czerpiący prąd z elektrowni a wodę z wodociągów, ale żyjący od dwunastu lat, podejmujący od czasu do czasu kulturalną działalność. Takie NIC, a takie COŚ, że spina to i determinuje do działania cały region. Miała być wspólnota, stało się zrzeszenie, ale to już wyszło w praniu. Mamy to jednak, tu i teraz. To samo dotyczy „Mać Pariadki”. Jeśli nie stać nas na „Le Monde Libertarie”, czy „Umanita Nova”, miejmy choć tyle, na ile nas stać. Może zainspiruje to kogoś, by zrobił coś lepszego. Może samo stanie się zajebiste, bo znajdą się ludzie, którzy ”rozwiną się w marszu”. Takiego patrzenia nam potrzeba, dziadziu Waluszko. Jeśli nie zrozumiemy, że jesteś trupem i że takie listy, jak ten, na który odpisuję właśnie, powinny być publikowane tylko w „Nierządzie”, to ruch urodzi kolejnych, malkontentów, którzy będą się żywić tym, że są ważni sami dla siebie.
Papież umarł, żadnych więcej papieży.
Marek Sancho Piekarski
*Jak powinien dziś wyglądać ruch anarchistyczny, jego idea ogólna i działania wzorcowe? Ruch taki powinien wzorować się na tym, co było. Nazwa musi wyrażać jej charakter i agitować sobą (np. Ruch Społeczeństwa Alternatywnego, bo Federacja Anarchistyczna, to za bardzo nie). Nazwa ma być wizytówką ruchu na zewnątrz, musi być nieszablonowy w myśleniu i twórczy w działaniu. Musi bezwzględnie demaskować rzeczywistość. Ruch powinien dotykać problematyki wolności jako Absolutu, czerpać wiedzę i doświadczenie przede wszystkim z XVI wieku. Jeśli jest inaczej trzeba to ostrzelać, zdyskredytować, upokorzyć. Kiedy jednak tym którzy podjęli się takiego bałwochwalczego dziania i w dodatku im się nie odechciało, a działanie przynosi efekty, trzeba się pod to podpiąć i mówić jako kolejny „oczywisty” akt szerzenia anarchii.
Pomiędzy taktyką a ideologią
Bodźcem do napisania tego listu do redakcji „Innego Świata” była moja mailowa korespondencja z Krawatem sprzed roku. Obok wielu tematów wokół których kręciły się nasze dyskusje, jednym z podstawowych była rocznica rewolucji 1905 roku oraz wpływ owej rewolucji (lub ewentualny brak takiego wpływu) na późniejsze losy ruchu anarchistycznego. Niestety jak to często bywa, wszystko wówczas na mailowej dyskusji się skończyło. Zresztą obserwując niezależne media z ubiegłego roku nie sposób nie zauważyć, iż rocznica rosyjskiej rewolucji przeszła prawie bez echa (jeśli się mylę to wszystkich „pokrzywdzonych” z góry przepraszam). W „Innym Świecie” znalazło się jedynie historyczne opracowanie poświęcone owym wydarzeniom autorstwa Jarosława Tomasiewicza. Zabrakło jednak głębszej refleksji i przemyśleń z punktu widzenia dnia dzisiejszego. Oczywiście ten tekst jest już nieco spóźniony, ale jak się mówi „lepiej później niż wcale”.
Rewolucję 1905 roku rozpatruję jako próbę generalną przyszłej rewolucji 1917 roku(1). Rocznica tej rewolucji jest doskonałą okazją by jeszcze raz się przyjrzeć udziałowi anarchistów także w tej drugiej rosyjskiej rewolucji. Szczególnie uwzględniając fakt, iż anarchiści brali czynny udział w obydwu rewolucjach (bardziej czynny chyba nawet w roku 1917, niż w 1905) tym niemniej wpływ ich na ówczesne wydarzenia i klimat polityczny nie był współmierny do ich aktywności społecznej. We wszystkich niemal podstawowych wydarzeniach omawianego okresu anarchiści brali udział. Wielu przywódców rewolucyjnych w ten czy inny sposób było powiązanych z anarchistami czy anarchizmem. Anarchiści byli zarówno po stronie bolszewickiej, jak i w opozycji do niej. Najbardziej znanym anarchistą tamtego okresu był oczywiście Nestor Machno. Legendarny przywódca chłopskiej rebelii na południu Ukrainy, jeden z nielicznych, którzy próbowali (ze zmiennym skutkiem) anarchistyczne ideały wcielić w życie. Poza nim warto wymienić takich przedstawicieli nurtu jak: Georgij Rogow (jeden z przywódców powstania przeciwko rządom Aleksandra Kołczaka na Uralu); Jakub Trapicyn (dowódca anarchistycznej armii na Dalekim Wschodzie, który walczył z armią admirała Kołczaka, z japońską interwencją, a w późniejszych fazach wojny domowej także z komunistami. Często był też porównywany do bat’ki Machno). Anarchiści (obok eserowców) brali czynny udział w chłopskich rebeliach oraz podczas powstania w Kronsztadzie.
Dlaczego mimo tak szeroko zakrojonej działalności ich wpływ na współczesne wydarzenia był ograniczony? Dlaczego jest zatarty ich ślad w historii? Przyczyn jest chyba kilka. Jeśli chodzi o ślad historyczny to nie na ostatnim miejscu była propaganda radziecka. Mimo, że władza radziecka nigdy oficjalnie nie potępiła anarchizmu jako ideologii(2) to na wszelkie sposoby próbowała zdyskredytować ruch i jego działaczy. Byli bowiem groźniejsi niż inni oponenci polityczni: eserzy, mieńszewicy czy nawet monarchiści. Anarchiści ze swoją wizją społeczeństwa bezpaństwowego bardziej godzili w scentralizowane (etatystyczne) podstawy władzy komunistycznej niż wszyscy pozostali. Właśnie dlatego radziecka propaganda przedstawiała anarchistów jako wiecznie pijanych warchołów, rabujących ludność cywilną(3). Nota bene nieoficjalna rehabilitacja ruchu białogwardzistów nastąpiła w ZSRR już w latach 70., a pewne przesłanki tego procesu można zaobserwować jeszcze wcześniej (warto tu przypomnieć takie dzieła radzieckich literatów jak „Biała Gwardia” Michaiła Bułhakowa czy „Cichy Don” Michaiła Szołochowa czy trylogię Aleksieja Tołstoja, które ukazywały białogwardzistów częściej jako ofiary okoliczności niż ideologicznych przeciwników). Cóż obie opcje – „biała” i „czerwona” – stały na straży silnego, scentralizowanego państwa rosyjskiego. Nieduża różnica polegała tylko na formach zarządzania imperium. „Biali” byli za ustrojem kapitalistycznym (czyli przekazaniem większości bogactw wąskiej grupie społecznej), „czerwoni” bogactwa upaństwowili, czyli de facto oddali w ręce biurokratów.
Tyle jeśli chodzi o ślad historyczny. Natomiast przyczyn klęsk zorganizowanego ruchu anarchistycznego należy szukać gdzie indziej. Od momentu wybuchu rewolucji (luty 1917 r.) ruch anarchistyczny znalazł się w nieco kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony mieli dosyć duże poparcie wśród radykalnie nastrojonych robotników i to właśnie anarchiści zapoczątkowali lipcowe wydarzenia w Petersburgu w 1917 roku, które później zawłaszczyli sobie bolszewicy. Z drugiej strony nie mieli wystarczająco charyzmatycznych liderów o zasięgu ogólnokrajowym, którzy w okresach rewolucyjnych są często ważniejsi niż głoszone postulaty. Baza ideowa także nie była w najlepszym stanie. W większości swej anarchiści rosyjscy odwoływali się do dokonań XIX wiecznych klasyków. Kropotkin, który powrócił do Rosji latem 1917 roku, w życiu publicznym i politycznym nie brał prawie żadnego udziału.
Drugą poważną przyczyną klęski ruchu było to, co zazwyczaj jest uważane za podstawowy atut anarchizmu Czyli niechęć do wszelkich instytucji państwowych i totalne olewanie wielkiej polityki. Ówcześni liderzy anarchistów: Grigorij Maksimow, Ilja Blejchman (Sołncew), Aleksandr Szapiro, Justyn Żuk i inni nie brali praktycznie żadnego udziału w ówczesnych organach władzy (nawet jeśli chodzi o rady delegatów robotniczych i żołnierskich). Całkowicie prawie poświęcili się pracy na rzecz organizacji robotniczych. Właśnie z tego powodu anarchiści (podobnie jak lewicowi eserowcy(4)) bez zastrzeżeń poparli bolszewicki przewrót w październiku 1917 roku. Program bolszewików w 1917 roku miał wiele podobieństw z postulatami wysuwanym przez anarchistów. I bolszewicy, i anarchiści występowali za władzę rad(5), czyli za oddolną samorganizację ludności. Jeden z ówczesnych umiarkowanych bolszewików twierdził nawet, że Lenin pretenduje na tron po Bakuninie. Było oczywiście jedno podstawowe „ale”, które dzieliło bolszewików i anarchistów. Bolszewicy jako naśladowcy Marksa byli za scentralizowanym zarządzaniem gospodarką, a więc in fact za silnym centralnym rządem. Właśnie dzięki temu „małemu” szczegółowi wielu anarchistów później przypłaciło życiem. Pierwszy poważniejszy atak na anarchistów bolszewicy przeprowadzili jeszcze wiosną 1918 roku, kiedy były rozbrojone oddziały Czarnej Gwardii w Moskwie.
Trzecią przyczyną były wewnętrzne waśnie i brak wewnętrznej spójności w ruchu. Machno z niedowierzaniem odnosił się do tzw. miastowych anarchistów (jego armia w większości składała się z chłopów) i wszelkimi sposobami starał się ograniczyć ich wpływy w swoim ugrupowaniu. Dlatego nie zwrócił szczególnej uwagi na represje wobec anarchistów ze strony władzy radzieckiej. Zresztą walki wewnętrzne nie były tylko domeną anarchistów – podobnie działo się i w innych obozach politycznych.
O ile przyczyny przegranej anarchistów są wiadome to jeszcze na moment chciałbym zatrzymać przy źródłach bolszewickiego zwycięstwa. Co sprawiło, że ugrupowanie nie cieszące się dużą popularnością wśród ludności zdołało utrzymać się u władzy i kompletnie zniszczyć konkurencję?(6) Cel uświęca środki, stawianie celów taktycznych przed celami strategicznymi, znamienna zdolność do zmieniania barw i odcieni, leninowska przebiegłość polityczna, której zabrakło jego oponentom. Poglądy Lenina były bardziej elastyczne (często je zmieniał pod wpływem sytuacji) w odróżnieniu od poglądów anarchistów czy eserów, a nawet opozycji wewnątrz partii bolszewickiej. Według Lenina tak samo marksistowski był wojenny komunizm jak i NEP. Z drugiej zaś strony maszyna terroru, doprowadzona do perfekcji przez naszego rodaka Dzierżyńskiego.
Zdaję sobie sprawę, że tekst mój jest zbyt krótki i ogólnikowy, aby objąć tak szeroki temat jak rewolucja rosyjska i jej wpływ na ruch anarchistyczny. Chciałem tylko zasygnalizować pewne kwestie, które wydają mi się być aktualne i w dniu dzisiejszym. Z jednej strony uważam, że anarchiści jeśli chcą mieć szerszy społeczny oddźwięk swoich poglądów muszą stać się mniej dogmatycznymi i bardziej bliżej ludu . Nie nawołuję tu w żadnym wypadku do bolszewizmu, który doprowadził do powstania jednego z najbardziej zbrodniczych reżimów w dziejach ludzkości. Z drugiej strony trzeba zastanowić się nad naszymi sojuszami z komunistami. Scenariusz z Rosji powtórzył się później w Hiszpanii. Dlatego czy aby nasi obecni niektórzy towarzysze nie robią tego samego błędu co ich poprzednicy? Gdy się po raz drugi następuje się na te same grabie można to jeszcze uznać za przypadek, jednak jeśli to robimy notorycznie – zakrawa to na chroniczną głupotę…
Antoni Pacuk Radczenko
(1) Specjalnie w tym miejscu używam liczby pojedynczej, ponieważ rewolucja 1917 roku zaczęła się dla mnie 23 lutego i zakończyła się w raz z końcem wojny domowej tzn. mniej więcej w 1922 roku. To co komuniści nazywali „wielką rewolucją październikową” było niczym innym jak zwyczajnym zamachem stanu. Zresztą właśnie tej nazwy („przewrót” a nie „rewolucja”) bolszewicy (np. Lew Trocki) używali jeszcze na początku lat 20. XX wieku.
(2) Nawet rozbrajając oddziały Czarnej Gwardii, Dzierżyński w swym orędziu twierdził, że nie są to kroki wymierzone w anarchizm i anarchistów, tylko w element kryminalny, który wkradł się w szeregi anarchistów.
(3) Mamy tutaj swoisty przykład bolszewickiej paranoi. Z jednej strony krytyka i dyskredytacja ruchu. Z drugiej strony dosyć swobodny dostęp do wybranych dzieł klasyków anarchizmu (Kropotkin, Bakunin). W 1921 roku Lenin nawet chciał pochować Piotra Kropotkina w murze kremlowskim i na koszt państwa radzieckiego. Nie zgodzili się na to anarchiści i „anarchistycznego księcia” pochowano z dobrowolnych składek.
(4) Różnice pomiędzy bolszewikami i anarchistami w roku 1917 naprawdę były bardzo nieznaczące. Oba ugrupowania występowały za szeroką samorządnością, federacją gmin i kolektywów, za wolnością jednostki.
(5) We władzy rad anarchiści widzieli zalążki przyszłego ustroju anarchistycznego.
(6) W wyborach do rosyjskiej Konstytuanty (Uczereditelnoje Sobranije) w 1917 roku bolszewicy zebrali tylko nieco ponad 20% głosów. Największym ugrupowaniem w zgromadzeniu byli prawicowi eserzy, którzy zdobyli około 45 % ogółu głosów.