O sztuce luster, czyli rozważania z dziedziny optyki #26 (1/2008)
czyli rozważania z dziedziny optyki (uwagi o książce L. Przychodzkiego).
Ponoć w lustrze można wiele zobaczyć: przyszłość, grożące niebezpieczeństwa, świat „po drugiej stronie”, a przede wszystkim prawdę o sobie. Albo wyolbrzymioną i karykaturalną (jeśli zwierciadło jest krzywe), albo smutną (np. utrata dziewictwa mogła spowodować zamazanie wizerunku), albo nawet tragiczną – diabelskie stwory nie odbijały się w lustrze (jak wampiry), bądź – spojrzawszy weń – umierały porażone sobą, jak Gorgona czy bazyliszek. Tyle mity i przysłowia. Wiedza bardziej aktualna czyni ze zwierciadła sprawdzian człowieczeństwa (prócz człowieka, tylko bodaj szympansy rozpoznają swoje odbicie).
Również sztuka jest swego rodzaju lustrem. Wszak powieść być miała „zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu”, czyli dokładnie i obiektywnie odzwierciedlać (no właśnie!) realną rzeczywistość, zwłaszcza społeczną. Natomiast o sztuce niemimetycznej czy fantastycznej zwłaszcza można powiedzieć to, co o oczach: że jest „zwierciadłem duszy”.
Widać podziela te poglądy o sztuce Lech L. Przychodzki, autor „Misterium tożsamości. Jerzego Jakubów drogi do gór i ludzi” (Jelenia Góra 2007, ss. 154), skoro wśród mott do jego eseju znajdują się zdania Georga Christopha Lichtenberga: „Książka jest lustrem. Gdy zajrzy do niej małpa, spomiędzy kart nie wyjrzy apostoł”.
Idąc tym tropem, można dostrzec pewną paradoksalność zarówno pisania, jak i recenzowania książek takich, jak Lecha L. Przychodzkiego, czyli wydawnictw o ludziach sztuki. Wszak artysta, tworząc, ujawnia siebie samego, przeglądając się w lustrze natury (stworzonej oraz tworzącej, czyli w tworach przyrody i dziełach swoich poprzedników); monografista artysty przegląda się w jego twórczości, a recenzent – w recenzowanej pozycji. Wygląda więc na to, że zabierając się do pisania mogę jako temat obrać trzy spojrzenia, ale to wybór pozorny. Pierwsze przecież nie jest moją sprawą, rozpoznało je już „Misterium tożsamości”; trzecie należy do ewentualnego czytelnika niniejszej recenzji. Mogę tylko opisać, jak – moim zdaniem – wygląda twarz Lecha Przychodzkiego, odbita w twórczości Jerzego Jakubów, czyli ustalić, co można o Przychodzkim powiedzieć na podstawie jego książki.
Na pewno to, że owa twarz istnieje. Świadczy o niej już sam wybór bohatera, gdyż Jerzy Jakubów nie jest grafikiem, rzeźbiarzem i malarzem bardzo znanym. Ma, owszem, swoją pozycję, zwłaszcza na Dolnym Śląsku, na pogórzu Sudetów i Karkonoszy, ale jest przede wszystkim przyjacielem Przychodzkiego. No i z pewnością nie jest kimś, na kogo obecnie jest moda, współczesnym politykiem czy idolem, których biografiści z różnych względów muszą czytelnikom opowiadać to, co ci drudzy chcieliby usłyszeć, ewentualnie budować wersje biografii nieomal że uchwalane przez partyjne gremia. (W tym miejscu dodam, że taki jak w książce Przychodzkiego stosunek krytyka i artysty, tego, kto opisuje i tego opisywanego, jest także jakąś gwarancją prawdziwości relacji.)
Nie jest to również twarz młodzieniaszka, jeśli przyjąć, że właśnie wiek decyduje o doświadczeniu w fachu. Struktura pracy wyraźnie wskazuje na wysoki poziom umiejętności jej autora. Książka jest mianowicie skomponowana z materii ściśle dopasowanych, choć z natury swojej różnorodnych. Sylwetka rzeźbiarza zbudowana jest jakby na skrzyżowaniu różnorodnych płaszczyzn (lub też we wnętrzu koncentrycznych kręgów) interpretacyjnych.
Książka zaczyna się od szczegółowego zarysu historii Dolnego Śląska, dokonanego ze szczególnym uwzględnieniem krzyżowania się na jego terenie wpływów polskich, czeskich i niemieckich. Przychodzki wskazuje też na występowanie społecznych problemów i istnienie określonej specyfiki życia na tych ziemiach (to swoista, inna niż na Podhalu góralszczyzna), pokazuje tradycje literackie i artystyczne, skłonności mieszkańców do nowinek i wynalazków. Potem kolejno następują:
1) historie rodziców rzeźbiarza – przesiedleńców ze Wschodu, a więc znów ludzi wyrosłych na styku kultur (tym razem – tragicznym);
2) zapis dwóch rozmów z Jerzym Jakubów, poświęconych jego inspiracjom, nauczycielom, a ogólnie mówiąc – historii jego życia i twórczości;
3) charakterystyka ekosystemu, warunków naturalnych Sudetów, Karkonoszy i okolic;
4) szczegółowa charakterystyka twórczości, połączona z analizą problemów jej pokrewieństwa z różnymi nurtami artystycznymi, z wydzieleniem jej okresów i podokresów itd.
Powróćmy jednak do naszych rozważań fizjonomicznych.
A więc zza „Misterium tożsamości” wygląda też twarz człowieka bardzo dobrze wykształconego w dziedzinie filozofii i historii sztuki. Ze szczerym podziwem czytałem uwagi o rozmaitych technikach rzeźbiarskich, semiotyczne i porównawcze analizy poszczególnych dzieł. Nie tylko, że nie odbiegały od poziomu profesjonalnej krytyki sztuk plastycznych (nie mówię, że dogłębnie znam się na niej, ale przecież parę książek z tej dziedziny miałem w ręku), ale też dowodziły, że Przychodzki ma niebanalne pomysły interpretacyjne. Szczególnie mi się spodobała analiza „Karkonoskich hybryd”, które Przychodzki potraktował nie tyle jako efekt dążenia do dekoracyjności samej, co do uzyskania szczególnej jej iluzji (ss. 100-102). Takie wyważanie proporcji między hiperrealizmem a symbolizmem to bardzo perfekcyjna robota myślowa.
Ale przede wszystkim Przychodzki jest tajemniczy. Jego twarz – przynajmniej ta filozoficzno-metodologiczna – ukryta jest w cieniu. No bo w swoim podejściu do spraw artysty i sztuki płynnie łączy autor pierwiastki dosyć sprzeczne. Jest trochę takim postsymbolicznym neopozytywistą.
Teza główna, którą stawia – a mianowicie, że artysta jest zależny od przestrzeni, na której żyje, oraz od historii, która jest jego (i grupy, do której należy) udziałem – posiada zasadniczo pozytywistyczną proweniencję. Zwłaszcza rozważania o górskiej przyrodzie i przestrzeni, obecnej jakoś w dziełach Jerzego Jakubów, bardzo przypomina myślenie, które pewne cechy utworów i kierunków artystycznych wywodziło np. z klimatu, kolorytu nieba itd. Z kolei dostrzeżenie związku między biegiem historii – a dziełem nasuwa na myśl analogie z następstwami myślenia pozytywistycznego – marksizmem i różnorodnymi odmianami socjologii sztuki.
Ale z drugiej strony wskazywanie przez Przychodzkiego analogii między przestrzenią kulturową, a dziełami, nawiązuje bardziej do strukturalizmu, a więc do czegoś z pozytywistycznym podejściem zgoła nie do pogodzenia. No i zupełnie nie mieści się w paradygmacie pozytywistycznym to, jak Przychodzki odnosi się do zauważonych przez siebie analogii.
Otóż on ich nie ustala, on je tylko sugeruje! Nie potrafi i nie chce (dobrze, bo skutki byłyby żałosne…) pokazać jakiś jednoznacznych relacji między np. kotłem wielokulturowym Dolnego Śląska, a pomysłem stworzenia „Cygańskiej Drogi Krzyżowej”, albo pomiędzy jakąś osobliwością szaty roślinnej regionu a motywami dekoracyjnymi. Autentyczny pozytywista tak by zapewne uczynił, przy okazji upraszczając beznadziejnie kwestie genezy jakiegoś rozwiązania czy dzieła (a poniekąd i fantazjując, bo byłyby to teorie nie do udowodnienia)…
Mówiąc ogólnie: z omawiania przez Przychodzkiego różnorodnej tematyki przy okazji opisu sztuki Jerzego Jakubów – wynika, że wszystkie te zjawiska historyczne, przyrodnicze, kulturowe i estetyczne łączą się z sobą w jakimś jednym kontinuum, z którym sztuka artysty nas komunikuje. A to już podejście symboliczne!
Nie jest ono jednak symboliczne w sensie ścisłym, gdyż kontinuum owe nie jest zdefiniowane jako przestrzeń pozazmysłowa, idealna. Dlatego podejście Przychodzkiego do sztuki określam raczej jako postsymboliczne (jak pamiętamy, z pierwszym członem: „neopozytywistno-”).
A więc – sumując – o Lechu Przychodzkim, który patrzy na życie i twórczość Jerzego Jakubów, artysty, grafika i rzeźbiarza, można powiedzieć, że jest autentyczny i niebanalnie myślący, a także, że jest w swym myśleniu różnorodny – jak to człowiek epoki niestabilnej i przejściowej, w której żyjemy. No i Przychodzki zmusza do myślenia, o czym – jak mam nadzieję – na moim przykładzie przekonał się czytelnik powyższej recenzji…
Wojciech Kajtoch
Lech L. Przychodzki, Misterium tożsamości. Jerzego Jakubów droga do gór i ludzi, wyd. Alex, Jelenia Góra 2007, wyd. I, koncept graficzny książki: Jacek J. Wałdowski & L. L. Przychodzki
Wojciech Kajtoch (ur. 1957) – wykładowca w Ośrodku Badań Prasoznawczych Uniwersytetu Jagiellońskiego (Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej). Uczy retoryki dziennikarskiej, stylistyki i kultury języka polskiego, a niekiedy gatunków dziennikarskich i teorii komunikowania masowego. Interesuje się też zinami (jest współtwórcą jedynej dotąd na rodzimym gruncie „Antologii zinów 1989-2001”), językiem subkultur i młodą literaturą. Poza granicami kraju najbardziej znany jako krytyk literatury SF.