Puzzle z różnych miejsc #33 (3/2010)
Rok zdaje się 2001, koniec września, na poznańskim Rozbracie trwa kolejna Abramowszczyzna. Był to chyba pierwszy dzień imprezy, choć męczył mnie już kac, którego próbowałem leczyć kolejnymi browarami… W Kulawym Mule pojawiło się wówczas pewne novum - kolorowe drinki o dziwnych, jak na to miejsce, nazwach (Uwodziciel, Słodkie Oczko itp.). Z racji swego klasowego położenia, nie przyzwyczajony byłem do picia burżuazyjnych wynalazków - ale z drugiej strony, kolejne piwka tylko coraz bardziej męczyły, zamiast podnosić na nogi. Wtedy to stojący przy barze Rafał, widząc me obrzydzenie na widok szklaneczki z wisienką, rzekł do mnie, iż to właśnie ja, jako członek klasy pracującej uprawniony jestem do czerpania przyjemności z wypracowanych, a wykwintnych dóbr przemysłu alkoholowego… Swą ideową szczerością przekonał mnie bez dwóch zdań i w chwilę potem stukaliśmy się już szklaneczkami, wypełnionymi podejrzanie kolorowym alkoholem. Tamtą noc zakończyliśmy chyba gdzieś nad ranem, racząc się długimi pogaduchami na tematy różne i wódką - już czystą - która chyba bardziej pasowała do „nocnych Polaków rozmów”.
***
Siedzę w przedziale wagonu drugiej klasy w drodze do Wałbrzycha. Na dworcu w Krakowie zauważam nagle, iż do mojego pociągu wsiada również Rafał. Myślę sobie: lepszego kompana na długą podróż pociągiem los nie mógł mi zesłać. Było to zdaje się jakieś 10 lat temu. Ja podążałem na organizowane w Wałbrzychu przez Qbę Ekonfrontacje, Rafał zaś jechał dalej, do Jeleniej Góry a potem do Wolimierza na Międzynarodowy Festiwal Alternatywnych Społeczności Wiejskich. Podróż nam minęła wyśmienicie, jednak trzeba było się rozstać. Rafał namawiał mnie bym jechał z nim, ale głupio mi było zawieść tych, z którymi umówiony już byłem w Wałbrzychu… Los jednak nadal nad nami czuwał. Na Ekonfrontacjach zjawili się również Jany i Sanczo. Po wieczornych konsultacjach ruszyłem z nimi na drugi dzień z rana w stronę Wolimierza, gdzie oczywiście od razu skumaliśmy się z Rafałem. W ciągu tych dwóch dni, na terenie byłej stacji kolejowej, zaadaptowanej przez Teatr Klinika Lalek, działo się naprawdę sporo różnych rzeczy. Nie czas tu i miejsce, by o tym pisać. W pamięci jednak pozostały wieczorne rozmowy w anarchistycznym (i nie tylko) gronie, piesze wycieczki i urok okolicy… Gdy widziałem się z Rafałem ostatni raz, na obozie federacyjnym w Beskidach w 2009 roku, zapytał mnie - czy nadal w Wolimierzu organizowane są podobne spotkania? Najwidoczniej i w jego pamięć atmosfera festiwalu wryła się bardzo głęboko… Z chęcią bym, Rafał, pojechał raz jeszcze do Wolimierza…
W drodze powrotnej rozstaliśmy się z Sanczem w Jeleniej Górze a ja dałem się namówić Rafałowi i Janemu na wycieczkę do Wlenia, by obejrzeć ruiny jednego z najstarszych zamków na ziemiach polskich. W ten sposób dowiedziałem się o poza-anarchistycznych zainteresowaniach Rafała…
***
Poznaliśmy się chyba w Jaworznie, 1. maja 1996 roku. Takie mam najwcześniejsze wspomnienie o Rafale. Były to czasy, gdy o dusze młodych i niedoświadczonych jeszcze polskich anarchistów walczyli libertarianie ze śląskiego An Arche i „komuniści” z Ruchu Radykalno-Postępowego. Mnie ciągnęło wówczas bardziej w lewo, ale wtedy nawet dzisiejszy naczelny „Obywatela” był lewakiem jak się patrzy . Pojechałem więc na organizowaną przez RR-P Guevariadę (były to 2-3-dniowe spotkania, poświęcone historii i sprawom dzisiejszym ruchu radykalnie lewicowego i anarchistycznego), wcześniej zahaczając o śląskie obchody Święta Pracy. Pierwsza demonstracja miała miejsce w Katowicach (firmowały ją RR-P i PPS), zakłócili ją później „prawiczki” z Ligii Republikańskiej, do których przyłączył się nawet Jacek Sierpiński z An Arche. Jednak w pamięci utkwiła mi bardziej ta druga, zorganizowana w Jaworznie przez krakowską Federację Anarchistyczną i ludzi z Grupy Inicjatywnej Partii Robotniczej, działający w ramach RR-P. To tam widzieliśmy się pierwszy raz… Tam też poznałem się z Markiem Kurzyńcem, który notabene dwa dni później wystąpił z wykładem o Czeczenii w ramach wspomnianej Guevariady. To był ten nasz pierwszy raz, później było więcej, w wielu innych miejscach, w tym samym kraju…
***
Raz tylko byłem u Rafała w domu. Ale nie tym, w którym mieszkał przez ostatnie lata i skąd odszedł… Na ulicy Gontyna, całkiem niedaleko Cmentarza Salwatorskiego, gdzie Rafał ma swą ostatnią kwaterę. Było to przy okazji robienia wywiadu do „Innego Świata”. Z tym wywiadem były później różne perypetie… Gdy Rafał dostał go do autoryzacji - miał dużo wątpliwości. W pewnym momencie stanęło nawet na tym, iż nie chciał publikacji w ogóle, ale w końcu zmienił zdanie i na łamach 14. numeru pisma wywiad się ukazał. Do dziś uważam, że jego nieopublikowanie byłoby błędem. Jakby nie patrzeć, to kawał historii polskiego ruchu anarchistycznego.
Rafał nie był stałym współpracownikiem „Innego Świata”. Wiem jednak, iż pismo szanował, może tylko dlatego, że przez tyle lat się ukazywało? Tego już się nie dowiem… Zawsze jednak coś do „Innego…” podrzucał, coś doradził, dopowiedział… Tego mu nie zapomnę!
Gdy zmierzaliśmy na cmentarz, by pożegnać Rafała, Michaś poprowadził ludzi troszeczkę krajem-bokiem, przez ulice Gontyna, by pokazać im „legendarne” miejsce spotkań krakowskiej Federacji Anarchistycznej, adres pierwszego biura polskiego Anarchistycznego Czarnego Krzyża a przede wszystkim dom, gdzie żył kiedyś Rafał…
***
W mej pamięci Rafał pozostanie na zawsze jako człowiek, który nie wstydził się tego, że jest anarchistą! Ale był on też anarchistą, jaki mimo wyznawanych przez siebie idei, potrafił również słuchać i rozmawiać, nawet z tymi, z którymi mu nie było po drodze. Tak było np. w Lublinie, gdzie obaj braliśmy udział w 2. edycji Tektura Festu w panelu dyskusyjnym nt. polskiego anarchizmu. Obok nas siedzieli jeszcze Lele, który koordynował spotkanie, Andrzej Filus - anarcho-katolik z Akcji Katolickiej (!) i Włodek Gogłoza - anarcho-kapitalista i wydawca anarcho-indywidualistycznego pisma „MindFuck”. Taki skład mógł wróżyć niezłą burzę, ale obywało się bez ekscesów i z pełną kulturą, choć do wspólnej konkluzji raczej nie doszliśmy… Każdy obstawał przy swoim, ale wtedy Rafał powiedział właśnie coś w stylu, iż nie możemy wstydzić się słowa „anarchizm”! Że nie ma sensu rozmywanie naszego przesłania, szczególnie gdy usiłują czynić to media. Poparł to przykładem z akcji anty-NATO-wskich z Krakowa, gdzie jakaś dziennikarzyna chciał już w swym tekście pisać nie o anarchistach, ale o jakichś bliżej niesprecyzowanych wolnościowcach, czy kimś podobnym. To oczywiście spotkało się z ostrą reprymendą ze strony anarchistów.
***
Zeszłoroczny obóz Federacji Anarchistycznej w Beskidach był miejscem naszego ostatniego spotkania. Niedługo po obozie wieści o powrocie choroby Rafała dotarły i do mnie…
Był dla mnie idealistą, który realnie patrzył na świat. We wspomnianym wcześniej wywiadzie dla „IŚ” Rafał powiedział, iż „jest anarchistą, ponieważ jest przeciwnikiem utopii”. To dużo mówi o nim i o jego życiu. Ale był też sympatycznym kumplem, z którym można było gadać i przegadać niejedną noc.
Nie będę ukrywał, iż będzie mi Rafała brakować. Pewnie powie to każdy, kto znał go choć troszeczkę. Nie byliśmy przyjaciółmi, bo to za duże słowo na naszą znajomość, ale właśnie jego odejście odczułem jak stratę przyjaciela. I jako przyjaciel-anarchista pozostanie w mym sercu i pamięci… Żegnaj więc, przyjacielu!
Janusz Krawczyk