Wspominając złość – rozmowa ze Stuartem Christie #28 (1/2009)
Andrew Stevens z 3:AM Magazine (www.3ammagazine.com) rozmawia ze Stuartem Christie
Stuart Christie: Zawsze miałem swoją własną politykę publikowania, od Simian, Cienfuegos Press we wczesnych latach 70., przez Refract Publications w latach 80., Meltzer Press w 90., aż do obecnego ChristieBooks (1). Biblioteka Kate Sharpley opublikowała ostatnio bibliografię Johna Pattena, z opracowaniem naszych wydawnictw w latach 1969-1987, pod tytułem „Islands of Anarchy”. Mój pogląd zawsze był taki, że jeśli chcesz, by coś zostało opublikowane, w szczególności jeśli chodzi o historię ruchów anarchistycznych czy wolnościowych, reportaże, biografie czy cokolwiek innego, zrób to sam. Niewielu, a może nawet żaden komercyjny publicysta nie spojrzy na książki, które piszemy, a szczerze mówiąc, nie mam ochoty męczyć się ze sprzedawaniem im idei, a potem kłócić się o zawartość – co może, a co nie może być powiedziane, jaka powinna być długość czy numeracja stron w książce.
Publikowanie książek o anarchizmie nie jest zwyczajną propozycją komercyjną, przynajmniej jak na razie. W ChrisiteBooks, kiedy mnie stać na druk, wydaję mało-nakładowe edycje książek, maksimum 200 kopii, które według mnie powinny być domeną publiczną. Cena w sprzedaży detalicznej jest dość duża, wynosi ok. 30 funtów, ale dziś sam koszt druku i okładek to ok. 10 funtów, nie mówiąc już o kosztach pre-press (2).
Więc według ciebie w dzisiejszych czasach, kiedy po 30 latach zainteresowanie Angry Brigade wciąż trwa, nie znalazłby się szerszy rynek dla książki Gordona Carr (Gordon Carr napisał książkę o Angry Brigade – p.t.) czy romantyzmu w stylu Prady Meinhof?
Prawdopodobnie zapotrzebowanie na książkę Gordona Carr jest większe, ale nie mam pieniędzy, źródeł ani zapału, by zostać wydawcą na masowym rynku. Jeśli ktoś jest gotowy, by sfinansować handel książkami w miękkich oprawach, z pewnością to z nim przedyskutuję. Obecnie piszę 1-tomową wersje moich „pamiętników” (My Granny Made Me An Anarchist [„Moja babcia zrobiła ze mnie anarchistę” – p.t.]) dla Simon and Schuster (3), które mają zostać opublikowane we wrześniu/październiku tego roku. Książka będzie się odnosiła również do lat 1967-1975, które wiążą się m.in. z Angry Brigade i kontekstem tych wydarzeń. Z pewnością nie ukazuję Angry Brigade w świetle romantycznym, ale próbuję przedstawić to z politycznej perspektywy.
Zupełnie przypadkowo pracuję również obecnie nad dokumentem o wojnie domowej i rewolucji w Hiszpanii. Nazywa się „Red Years, Black Years” („Czerwone lata, czarne lata” – p.t.) i opowiada o historii Drugiej Republiki (1931-1936), anarchistycznego i robotniczego ruchu, oddziałów uderzeniowych na usługach pracodawców w latach 20., zbrojnego powstania w lipcu 1936 (chodzi o powstanie gen. Franco przeciwko rządowi republikańskiemu – p.t.); zwycięstwa CNT nad tym powstaniem w Katalonii, Aragonii, Lewancie i Kastylii oraz kolejnej społecznej rewolucji w latach 1936-1937; stalinowskich represjach i upadku Republiki, roli hiszpańskich anarchistów w organizujących ucieczki alianckich grupach w okupowanej przez nazistów Francji, ich roli w ruchu oporu i wyzwoleniu kraju, powojennych represjach Franco i masowych morderstwach od roku 1939 do późnych lat 40., o których zaczęło się mówić dopiero w ostatnich 2 latach. Na razie jesteśmy na wczesnym etapie, ale i tak film możemy skończyć dopiero, jeśli dostaniemy upoważnienie od jakiegoś kanału telewizyjnego lub dotację od prywatnej osoby.
Jeśli chodzi o stylistykę, umieszczasz wiele obrazków w swoich książkach…
Powodem zestawiania z właściwym tekstem obrazków (a także poezji, cytatów, piosenek) jest chęć nadania książce charakteru dokumentacji. Pozwala to „przywołać do życia” opisywanych ludzi, obiekty i sytuacje.
Czasy, w których się urodziłeś, opisujesz jako erę baby-boomers (4), która zaistniała po erze Keynesowskiego konsensusu – jaki wpływ miało to na twoje późniejsze życie i poglądy?
Kiedy byłem wystarczająco duży, by zrozumieć przynajmniej odrobinę tego, co dzieje się na świecie, czyli w wieku 15-17 lat, dołączyłem do Partii Pracy Młodych Socjalistów. Kiedy doświadczyłem wszelkich kombinacji i walki o władzę, zwróciłem się przeciwko Partii i obudziły się we mnie wolnościowe instynkty. Wkrótce zdałem sobie sprawę, że mocne poczucie idealizmu, sprawiedliwości i uczciwości, jakie przywiodły mnie do socjalizmu – i które pomieszała Partia Pracy – co ilustruje Paragraf 4 jej Konstytucji („Zabezpieczyć owoce pracy rąk lub umysłów robotników i zapewnić najbardziej sprawiedliwą ich dystrybucję, co może być możliwe przy zachowaniu podstaw wspólnej własności środków produkcji, dystrybucji i wymiany oraz najlepszy, możliwy do osiągnięcia systemem kontroli każdego przemysłu i usług.”), były wykorzystywane do prymitywnych, lokalnych rozgrywek o władzę: agitacji wyborczych, umacniania partii, odbierania przestrzeni (5) i utrzymywania sekciarskiego porządku, narzuconego przez „górę”. Ostatecznością było to, że nie istniała żadna różnica pomiędzy partiami. Politycy parlamentarni to po prostu rządząca elita, próbująca zdobyć lub utrzymać władzę. Więc, jak widzisz, Partia Pracy nie była dla mnie. Wtedy bardziej zaangażowałem się w działalność w wolnościowo-socjalistycznej grupie Solidarność i – nastawionym na akcje bezpośrednie – szkockim Komitecie 100 (6), a stąd dotarłem do mojego naturalnego politycznego domu, anarchizmu.
Czy możesz powiedzieć coś o „świeckim kalwinizmie”, który jak sam mówiłeś – miał na ciebie wpływ?
Pomimo, że byłem ateistą, przypuszczam, iż moje wychowanie w wierze Kościoła prezbiteriańskiego pomogło mi o tyle, że u podstaw tej wiary leżą zasady suwerenności, możliwości doskonalenia się człowieka i wiara, iż działanie wbrew sumieniu nie jest ani bezpieczne ani słuszne.
Czy możesz powiedzieć parę słów o swojej działalności w Komitecie 100?
Zaangażowałem się w tę działalność przy okazji kampanii na rzecz zakończenia magazynowania amerykańskich rakiet Polaris w Holy Loch. Stacjonowanie podwodnej floty w Holy Loch – to bardzo poważne posunięcie. Umieszczało Glasgow w strefie najbardziej narażonej na atak sowieckich rakiet nuklearnych. W tym czasie panowało też mocne poczucie anty-amerykanizmu, co było głównie rezultatem agresywnej imperialnej polityki administracji Kennedy’ego. Myślę tu szczególnie o wspieranej przez CIA inwazji na Zatokę Świń w kwietniu 1961. Pomimo autorytarnego, marksistowskiego reżimu Castro, Kuba była w tym czasie kolebką rewolucji, był to też jedyny „kraj z jajami”, który mógł postawić się Ameryce. W każdym razie moje wolnościowe instynkty zaczęły się w tym okresie rozwijać i szybko rozczarowałem się zdominowanym przez gwiazdy i polityków CND (Kampania na Rzecz Rozbrojenia Nuklearnego – p.t.), a głównie obsesją tej kampanii na punkcie wpływania na Partię Pracy. Z tego powodu zaangażowałem się – wkrótce po jego utworzeniu w Glasgow – w bardziej wolnościowy i zorientowany na działanie szkocki Komitet 100, brałem też udział w większości demonstracji, prawie od czasu przybycia łodzi podwodnych. W rzeczywistości nie interesowałem się za bardzo obywatelskim nieposłuszeństwem i strajkami okupacyjnymi. Ta część działalności Komitetu 100 nie odniosła sukcesu, szczególnie za czasów mojej generacji, chociaż było wielu dobrych i odważnych ludzi, którzy łamali prawo, siedzieli w więzieniach i płacili mandaty. Bardziej angażowaliśmy się w pracę naukową oraz akcje bezpośrednie, typu określania i ujawniania lokalizacji sekretnych schronów rządowych i wojskowych instalacji w środkowej Szkocji itd.
Jedno działanie prowadziło do kolejnego, szczególnie po kryzysie kubańskim w październiku 1962, który miał bardzo poważny wpływ na dużą część mojej generacji, kiedy to zacząłem coraz wyraźniej dostrzegać, że problemem jest nie tyle broń, co kraje, które ją posiadają i najwyraźniej pragną użyć dla swoich własnych, geopolitycznych korzyści – nieważne za jaką cenę. Po kryzysie kubańskim zacząłem patrzeć na pewne kwestie z perspektywy anarchistycznej.
Jak ma się to do prądów kulturowych, funkcjonujących w tamtym czasie?
Jestem pewny, że nasze zaangażowanie w politykę, społeczeństwo i sprawiedliwość/uczciwość było częścią ogółu wydarzeń w tamtym czasie. Mówię o latach 50. i bardzo wczesnych 60. Był to apokaliptyczny świat, dowodzony przez przestarzałych i fałszywych polityków, którzy dbali tylko o siebie. Dynamizm i poparcie dla zmian wisiały w powietrzu. Zmienialiśmy społeczeństwo na nowe. Przyszłość była nasza. Wysunęliśmy się poza szczucie i kontrolę ze strony partii politycznych – w tym Partii Komunistycznej. Jeśli chodzi o kulturę, to możesz ją dostrzec w naszych ubraniach i sposobie uczesania, muzyce – skiflowych (rodzaj muzyki folkowej, popularny w latach 50.), folkowych piosenkach i rock’n’rollu, telewizji, kinie, satyrze… Przestaliśmy kłaniać się autorytetom, co ujawniło się w „Profumo”, „Private Eye” i „That Was The Week That Was”. Myślę, że wiele wspólnego miała z tym telewizja. W moim przypadku, był to najważniejszy element, ponieważ zapewnił mi wzorcowych bohaterów, którzy pokazywali – co naprawdę dzieje się na świecie: jak dokonać pewnych rzeczy, jak naprawić błędy. Zorro, The Lone Ranger.., wywrotowy Sierżant Bilko i inni. W telewizji oglądaliśmy też wiele wspaniałych, starych filmów, jakich nigdy nie zobaczylibyśmy w kinie. Niektóre z nich miały prawdziwie transcendentalne i poruszające momenty, pozwalające pojąć jak powinniśmy – i możemy – się zachowywać. Byli to ludzie, kierujący się pasją oraz ideami honoru i uczciwości. Jest ich zbyt wielu, bym mógł przywołać każdego, ale mam na myśli szczególnie Jimmy’ego Stewarta w „It’s a Wonderful Life” Franka Capry i Leslie Howard w „Pimpernel Smith”, gdzie zagrała skromną profesor Horatio Smith, zagorzałą anty-nazistkę (taka była też w rzeczywistości). Monolog Howards w finałowej scenie, gdzie staje naprzeciw szefa Gestapo na peronie kolejowym w rocznicę niemieckiej inwazji na Polskę 1939 roku sprawia, że włosy dosłownie stają mi na głowie. Jeśli chodzi o samo kino, to ówczesne filmy według mnie są ekspresją czasu, w którym powstawały. Kilka z nich: „High Noon”, „The Night of the Hunter”, „The Bridge on the River Kwai”, „The Wild One”, „The Blackboard Jungle”, prezentujący gwiazdę rock’n’rolla – Billa Haley’a, „Paths of Glory”, „Twelve Angry Men”, „The Manchurian Candidate”, „Dr Strangelove”, „Seven Days in May” – i oczywiście niezapomniany „Spartakus”. Na wielu polach wpływowy był także Mad Magazine, głównie jeśli chodzi o pomoc maleńkim mieszkańcom Glasgow w rozeznaniu się w amerykańskiej kulturze i dostrzeżeniu, że Amerykanie mogą też być wyrafinowanymi i krytycznymi ludźmi, a nie tylko prymitywnymi dewotami, prawicowymi megalomanami czy imperialistami. Sprawa „Lady Chatterley” (7) była również punktem zwrotnym, jeśli chodzi o osłabienie kontroli establishmentowego McCarthy’ego nad tym co mamy czytać, a czego nie. Także wygląd kolorowego dodatku do Sunday Times we wczesnych latach 60. był elementem postępowego rozwoju. Otworzył on nową erę w dramatycznym międzynarodowym foto-dziennikarstwie, które rozeszło się echem i wniosło wkład do naszej politycznej świadomości.
Jaki był główny powód twojej „wycieczki do Hiszpanii” i zaangażowania w zamach na generała Franco?
Bezpośrednim powodem, dla którego pojechałem do Hiszpanii w 1964 roku – był sądowy wyrok śmierci przez uduszenie garotą, wykonany w sierpniu roku 1963 na dwóch młodych anarchistach: Joaquinie Delgado i Francisco Granado, w odwecie za akcję, w której nie uczestniczyli i nikogo nie zabili – chodzi o atak bombowy na sekretną kwaterę główną policji oraz unii faszystowskiej. Hiszpańska wojna domowa i rewolucja odegrała ważną rolę w kulturze politycznej i historii zachodniej Szkocji. Wielu ludzi z tych terenów – a w sumie z całej Szkocji – dołączyło do milicyjnych kolumn Brygad Międzynarodowych, by zwalczać faszyzm. W szkockim sektorze przemysłowym istniała silna anarchistyczna tradycja klasy pracującej, a poświęcenie czy osiągnięcia rewolucji społecznej i rewolucjonistów w Hiszpanii w latach 1936-1939, stały się pewnego rodzaju legendą w czasach kiedy dorastałem. W 1963 i 1964 Franco doprowadził do powtórzenia tego wszystkiego. Zwiększyły się represje, wielu związkowców objęły aresztowania, brutalnie ich traktowano, torturowano, więziono i w niektórych przypadkach – mordowano. Kraje europejskie nic sobie z tego nie robiły, a my sami odrzucaliśmy prymitywną bushowsko-blairowską koncepcję inwazji. Zrobiłem to więc z tego samego powodu, co George Orwell w 1936, bo w tamtym czasie i w tamtej atmosferze, była to jedyna honorowa rzecz, którą można było zrobić.
Co sądzisz o kampanii takich osób jak Bertrand Russell na rzecz uwolnienia cię?
Reżim Franco był znienawidzony przez ogół politycznego spektrum, oczywiście z wyjątkiem administracji USA, radykalnej prawicy i tradycjonalistów oraz fundamentalistów w Kościele Katolickim. Aresztowanie mnie oraz skazanie przez frankistowski polowy sąd wojenny było przez wielu postrzegane jako jeden z ostatnich skutków hiszpańskiej wojny domowej lub jako wydarzenie przypominające, że ostatni z państw Osi dyktator jest ciągle wśród nas. Było to jak niedokończona robota. Otrzymałem duże wsparcie przedstawicieli różnych środowisk, głównie zwykłych ludzi, którzy rozumieli, co zrobiłem w ramach walki z faszyzmem i niesprawiedliwością. Ale dostałem również wsparcie od europejskich intelektualistów jak Jean Paul Sartre i – jak powiedziałeś – Bertrand Russell, chociaż był on zdeklarowanym pacyfistą. Russell był w swoim życiu mocno zaangażowany w różne międzynarodowe ruchy anarchistyczne, a wielu z jego najlepszych przyjaciół to anarchiści, chociaż nie jestem pewny czy on sam by się tak nazwał. Ale jego działania, jak się mówi, miały takie „tendencje”. Był on też świetnym działaczem kampanii o „słuszne sprawy”, a jego pomoc ludziom takim jak ja, nie była jednorazowa. Pamiętaj, że wspierał więzionych anarchistów już za czasów represji bolszewickich w Rosji, prowadził kampanię w sprawie Sacco i Vanzetti’ego, pisał listy poparcia dla wydania brytyjskiej wizy dla Emmy Goldman. Nikt z tych ludzi nie był pacyfistą. Ja sam działałem też w Komitecie 100 (założył go Bertrand Russell – p.t.), więc ta sprawa może też mieć coś wspólnego z pomocą dla mnie. Wydaje mi się jednak, że głównym powodem wsparcia był panujący wtedy anty-frankizm.
Wkrótce po uwięzieniu w Hiszpanii zostałeś ponownie oskarżony o aktywność terrorystyczną. Czy sądzisz, że twój poprzedni wyrok miał negatywny wpływ na sprawę Angry Brigade?
Minęły 3 lata od mojego wyjścia z frankistowskiego więzienia i aresztowania przez prawicowy, konserwatywny rząd Edwarda Heatha. Zostałem aresztowany, ponieważ Special Branch, brytyjska policja polityczna, oznakowała mnie jako „przypuszczalnego kandydata” w śledztwie w sprawie Angry Brigade. Miałem wiedzę, doświadczenie i kontakty, ipso facto byłem podejrzany. To, że w dzień po aresztowaniu czwórki głównych podejrzanych pojawiłem się w ich domu, też miało jakiś wpływ. Policja i strona oskarżająca miały nadzieję, że poprzednie skazanie mnie w Hiszpanii przesądzi o sprawie, ale sąd myślał inaczej. Myślę, że to miało zupełnie odwrotny efekt i prawdopodobnie skłoniło sąd do postępowania na moją korzyść. Wiedzieli oni o stopniu inwigilacji i prześladowań, jakim byłem poddawany po powrocie z Hiszpanii. Nadinspektor Habershon, oficer prowadzący śledztwo w sprawie Angry Brigade, zmienił tą sprawę niemal w vendettę, co zauważył sąd – i dlatego też oczyścił mnie z wszelkich zarzutów, w tym posiadania dwóch detonatorów, które policja podłożyła w moim samochodzie. Według mnie, ważną i pozytywną rzeczą, jaka wyszła na jaw przy okazji sprawy Angry Brigade było – oprócz tego, że przydzielono nam obrońców, którzy mogli wypowiadać się publicznie – to, że sąd zabłysnął jako ostatni obrońca sprawiedliwości ponad prawem. Kiedy sąd daje sobie radę, wszyscy dajemy radę.
Czy postrzegasz Angry Brigade jako specyficzną, brytyjską odpowiedź polityczną na tamte czasy – czy jako pewną formę współzależną z innymi, niesławnymi europejskimi grupami?
Nie. Nie wierzę, że Angry Brigade odzwierciedla jakąś charakterystyczną, narodową formę. Pamiętaj – oprócz Grupy Pierwszego Maja, która miała długą historię działalności, zakorzenionej w oporze przeciwko Franco – wszystkie inne grupy zaczęły się pojawiać w roku 1969, np. Tupamaros West Berlin, i 1970 – Grupa 2. Czerwca, Frakcja Czerwonej Armii, Weather Underground, Czerwone Brygady, Grupa Akcji Partyzanckiej – i Angry Brigade. Wszystkie rozwinęły się jako następstwo maja 1968, państwowych represji, niezadowolenia z nędzy moralnej i etycznej jakości ludzkiego życia oraz prawdopodobnie głównego powodu – czyli powszechnego dostrzegania nadchodzącej wojny klas, wszystko to zaostrzyło się jeszcze spowodowaną przez Nixona eskalacją wojny w Wietnamie i inwazją na Kambodżę. Jestem przekonany, że żaden człowiek z tych grup nie miał zamiaru zabijać czy ranić niewinnych ludzi, a już na pewno nikt z Angry Brigade. To samo tyczy się też Grupy Pierwszego Maja. Jej członkowie nie byli zaangażowani w żadne akcje kryminalne, typu rabowanie banków. Zbierali się po to, by dokonać tego, czego mieli dokonać – bez zabijania i ranienia ludzi – a potem wracali do swoich codziennych zajęć, aż do następnego razu. Problemy dla grup jak 2. Czerwca, RAF, Czerwone Brygady itd. rozpoczęły się wraz z ich zejściem do podziemia, które było rezultatem strzelanin podczas spartaczonych akcji w bankach czy śmierci od wybuchów bomb, prawdopodobnie na początku tylko przypadkowych. Ale te rzeczy miały poważne skutki.
Wraz z zejściem do podziemia, aktywiści pozbawiali się idealizmu i poczucia rzeczywistości, które było głównym czynnikiem motywującym, a środki, jakie miały służyć osiągnięciu celów, stały się celami same w sobie. Wtedy zaczyna się nieunikniona spirala przemocy. W przypadku Czerwonych Brygad jestem przekonany, że byli infiltrowani bardzo wcześnie – prawdopodobnie już ok. 1974/1975 – przez jedną lub więcej włoskich służb wywiadowczych na usługach Amerykanów. Na przykład morderstwo na Aldo Moro w maju 1978 było jednym z najbardziej szalonych i głupich aktów kryminalnych, które służyły jedynie włoskiej prawicy i Amerykanom.
Na całe szczęście grupa Angry Brigade nie poszła tą drogą. Nie dlatego, że była grupą brytyjską, ale dlatego, że mocno trzymała się rzeczywistości. Mieli też szczęście, że nie przyszło im do głowy się zbroić.
Co myślisz o cały tym fenomenie mody na terror i Pradzie Meinhof?
Było z tym dużo zabawy, no nie? Przypuszczam, że zaczęło się to co najmniej od koszulek i plakatów z Chrystusem, stylizowanym na Che Guevarę z lat 60. Właśnie to sytuacjoniści nazywali „rekonwalescencją”. Mogę tylko skonstatować, że ostatnio nie widziałem żadnych koszulek z moim zdjęciem. Ale z drugiej strony, moje książki są być może częścią tego procesu. Nie przejmuj się, są zbyt duże, by włożyć je do tylniej kieszeni markowych jeansów.
Jaki jest w tym świetle twój pogląd na sytuację 30 lat temu?
No cóż, wszystko co mogę powiedzieć, to to, że wtedy nie mogliśmy wiedzieć tego, co wiemy dzisiaj. Rzeczy możliwe do osiągnięcia 30 lat temu – i sposób w jaki można było je osiągnąć – nie będą działały dzisiaj. Czasy się zmieniają, a wraz z nimi taktyki i strategie. Wartość symbolicznych protestów jest zaniżana od połowy lat 70. poprzez zbrodnicze kampanie IRA i ETA z niewinnymi ofiarami, aż do krucjato-podobnej masakry 11. września i zamachów w Madrycie. Filozofia i postawa tych ludzi jest dokładnie taka sama jak dowódcy starej, frankistowskiej Legii Cudzoziemskiej, generała Millana Astraya, którego stałym hasłem było „Viva la muerte!” („Niech żyje śmierć!”). Jego słynny wybuch gniewu nastąpił po wysłuchaniu niezwykle odważnej przemowy do elity nowego reżimu Franco, wygłoszonej w 1936 przez Miguela de Unamuno, czołowego hiszpańskiego intelektualistę:
„Zawsze, bez względu na to, co mówią przysłowia, byłem prorokiem na swojej własnej ziemi. Wygracie, ale nie przekonacie, ponieważ przekonywać oznacza wmawiać. A aby wmówić, potrzebujecie tego, czego wam brak – powodu i uzasadnienia walki. Myślę, że nawoływania byście pomyśleli o Hiszpanii są bezowocne. Skończyłem.”
Kiedy Unamuno usiadł, Millan Astray poderwał się i krzyknął „Muera la inteligencia!” („Śmierć inteligencji!”).
Celem autorów zamachów staje się szerzenie terroru wśród dużej ilości populacji, co jest strategią wywoływania napięcia poprzez masakry niewinnych przechodniów w przypadkowych miejscach. Ci ludzie nawet nie starają się wybrać na cel pojedynczych, polityczno – wojskowo – przemysłowych liderów. Ale dobrą rzeczą jest fakt, że pojawiły się nowe formy protestów przeciwko kapitalizmowi, które są stale rozwijane i przystosowują się do zmiany sytuacji. Nowe dzieciaki na blokadach znajdują bardziej innowacyjne i przykładne sposoby, by wkurzyć złych gości, niż wysadzanie ich czy ich domów.
Przypisy:
(1) Nazwy anarchistyczny domów wydawniczych, w których pracował Christie;
(2) Faza produkcyjna książek, mająca przystosować materiały do druku;
(3) Jeden z 4 największych anglojęzycznych wydawców;
(4) Baby boomer – termin stosowany w odniesieniu do osób, urodzonych w czasie trwania wyżu demograficznego po II wojnie światowej;
(5) Christie używa sformułowania „office-grabbing”, chodzi prawdopodobnie o wykorzystywanie lokali, utrzymywanych przez inne organizacje do prowadzenia własnej działalności partyjnej;
(6) Działająca w Wielkiej Brytanii organizacja antywojenna, funkcjonowała w latach 1960-1968. Działała poprzez różne formy obywatelskiego nieposłuszeństwa, na największą w tamtych latach skalę;
(7) „Lady Chatterley’s Lover” – jedna z bardziej kontrowersyjnych noweli angielskiej literatury, zawierająca śmiałe opisy scen erotycznych. Kiedy książka została opublikowana w Wielkiej Brytanii w 1960 roku, wydawcę podano do sądu za złamanie „Ustawy o nieprzyzwoitych publikacjach”. Ostatecznie uznano, że książka nie łamie prawa, co poskutkowało znaczną liberalizacją cenzury rynku książek.
Tłum: Mateusz Pietryka