Wspomnienie o Rafale… #33 (3/2010)
Rafała poznałem w styczniu 2005 roku przy okazji protestów przeciwko wizycie Władimira Putina na uroczystościach upamiętnienia 60. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz. Dzień po demonstracji, jaka miała miejsce w środę i została bardzo brutalnie stłumiona przez policję, spotkaliśmy się w kilkanaście osób wieczorem w barze wegetariańskim „Vega” przy ul. św. Gertrudy. By… przeprowadzić kolejny protest. Już mieliśmy stamtąd wychodzić, gdy nagle podjechało kilka „suk”, z których wysiedli policjanci w pełnym oporządzeniu anty-zamieszkowym. Każda osoba, jaka znalazła się na zewnątrz - została spisana. W związku z tym postanowiliśmy pozostać w środku. Stanęliśmy przy oknach z flagami Czeczeńskiej Republiki Iczkerii i kartkami z napisem PUTIN MORDERCA. Trwało to jakieś dwie godziny, o ile dobrze pamiętam. Wreszcie stwierdziliśmy, że nie ma sensu przedłużać tej farsy. Wychodzimy i dajemy się spisać. I wtedy Rafał mówi: „Jeżeli zatrzymają kogokolwiek, to dajemy się wszyscy zamknąć”. Powiedział to spokojnie, bez żadnej emfazy, jakby chodziło o umówienie się na piwo na sobotę. To było dla niego zupełnie naturalne. Pewne rzeczy były dla niego oczywiste i nie wymagały wyjaśniania. Opisane przeze mnie wydarzenie dobitnie pokazuje, że solidarność ludzi walczących o wspólny cel była dla niego niezwykle istotna. Gotowość narażania się za inną osobę wyraźnie kontrastuje z dominującym dziś skupieniem się na sobie, na zajmowaniu się własnymi, nieistotnymi problemami. Wydaje mi się, że jest to jeden z fundamentów, nadających cel naszej działalności. Okazując solidarność - okazujemy siłę i determinację. Dla mnie osobiście Rafał jest w tej kwestii niedoścignionym wzorem.
Gdy teraz myślę o Rafale, to przypomina mi się jeszcze jedna sytuacja, doskonale moim zdaniem oddająca jego postawę. Miało to miejsce, gdy był on już bardzo chory. Chyba z początkiem października. Byliśmy u niego razem z uczestnikami krakowskiej sekcji FA. Pojawiła się na tym spotkaniu kwestia planowanej eksmisji niepełnosprawnej staruszki. I wtedy Rafał stwierdził, że on też chce pojechać na blokadę, że weźmie wózek. Wtedy mu to wszyscy odradzaliśmy. Niebawem miałem okazję się z nim po raz kolejny spotkać. Przy tej rozmowie nie było nikogo. Wtedy znowu wróciliśmy do tego tematu. Ja mu powiedziałem: „Rafał, to nie jest najlepszy pomysł. Nie musisz tam jechać.” A on na to: „Ale Kuba, ja już sobie wszystko zaplanowałem. Pożyczam wózek i nie ma o czym gadać. Ja tak chcę i koniec!”. Wtedy sobie uświadomiłem, że przekonywanie go nie ma najmniejszego sensu, co więcej wtedy zdałem sobie sprawę, iż to on, a nie ja, ma rację. Rzeczywiście należy tak postąpić i już. Po prostu. Chciałbym na jego miejscu być w stanie podjąć taką decyzję. Nie sądzę, żeby było mnie na to stać. Ostatecznie do przeprowadzenia tej eksmisji nie doszło. Ważne jest to, że dla Rafała nie był to żaden szumny heroizm, tylko coś oczywistego. Nad czym nie trzeba się było rozwodzić. I tak było zawsze.
Rafał nigdy nie unikał stawania w pierwszej linii, gdy wymagała tego sytuacja. Pamiętam gdy do Krakowa przyjechał minister obrony narodowej z ramienia PiS - Radosław Sikorski. Miał mówić o polskiej obecności w Afganistanie. I poszliśmy na spotkanie z nim. Sikorski stał otoczony wianuszkiem dziennikarzy. Rafał ze spokojem zdjął okulary, żeby ich nie uszkodzić w czasie przepychanek z policją i zaczął krzyczeć: „Żadnej krwi za ropę”. A my z nim. W tym momencie rzucili się w naszą stronę policjanci i żandarmi. Wyprowadzili Rafała i jeszcze jednego kolegę na zewnątrz… Po krótkiej chwili obydwaj pojawili się z powrotem, jakby nic się nie stało.
Bardzo istotne jest to, że Rafał łączył w sobie cechy zarówno aktywisty, który nie unika radykalnych działań, uczestnicząc w nich ze spokojem i niezwykłą odwagą, jak i teoretyka, publicysty i historyka ruchu anarchistycznego. We wszystkich tych rolach sprawdzał się doskonale. Nie będę się tutaj zachwycał jego książkami, bo to nie ma żadnego sensu, ponieważ każdy może po nie sięgnąć i je przeczytać. Ważniejsze jest to, co nieuchwytne. A to może przetrwać tylko w naszych wspomnieniach. Gdy zostałem poproszony o napisanie wspomnienia o Rafale - miałem pewne wątpliwości, bo jest sporo osób, które znały go dłużej i lepiej, ale ze względu na to, o czym przed chwilą wspomniałem, wahania szybko minęły. Trudność polega też na tym, że pamiętam jak dziś, gdy 1. sierpnia rozdawaliśmy reprint anarcho-syndykalistycznej gazety z okresu Powstania Warszawskiego na krakowskim rynku, jak 1. września podczas wizyty Putina w Polsce pikietowaliśmy rosyjski konsulat i nie daje mi spokoju myśl, iż to już zamknięta karta, że już nie będzie okazji do tego, by razem wziąć udział w jakiejś akcji. Myślę, iż tak naprawdę nie dopuszczam w dalszym ciągu do siebie tej myśli. Cały czas myślę o Rafale w czasie teraźniejszym. Niewątpliwie jego śmierć stanowi wielką stratę dla ruchu anarchistycznego w Polsce. Ale tak naprawdę - nie to jest najważniejsze. Rafał był po prostu wspaniałym człowiekiem. I już! Wszystko inne jest wobec tego wtórne. Z Rafałem można było porozmawiać na każdy temat. I rozmowy te zawsze były wartościowe i ciekawe, niezależnie od tematu. Cholernie mi ich brakuje.
Cechą Rafała, która przychodzi mi do głowy w pierwszej chwili, gdy o nim myślę, jest jego niezwykła empatia. U nikogo innego nie spotkałem się z czymś podobnym. Rafał, gdy mówiło mu się o swoich problemach, zawsze bardzo uważnie słuchał i często dawał rady lub też starał się pomóc, na ile mógł. Gdy rok temu w wakacje miałem problem ze znalezieniem pracy w szkole, wspomniałem mu o tym. Potem zadzwoniłem do niego w jakiejś innej sprawie, a on mi mówi: „Jest etat dla historyka w jednym z liceów, składaj papiery.” Pamiętam też inną rozmowę telefoniczną z Rafałem, pierwszą po jego operacji we wrześniu zeszłego roku. Rafał po zrelacjonowaniu mi swojego stanu zdrowia zaczął się dopytywać o przebieg mojego przesłuchania w prokuraturze, które miało miejsce kilka dni wcześniej. I jeszcze przepraszał, że jak mu o tym mówiłem pierwszy raz, to nie poświęcił temu zbyt wiele uwagi. Wcześniejsza rozmowa miała miejsce dzień przed jego operacją. Pomoc wzajemna nie była dla niego tylko czczym frazesem. Gdy w zimie potrzebowaliśmy pieniędzy na pomoc prawną dla jednego z antyfaszystów i zadzwoniłem do niego, żeby spytać czy mogę tę kwotę pożyczyć z pieniędzy przeznaczonych na jego leczenie, to zanim skończyłem wyjaśniać o co chodzi, Rafał powiedział krótko: „Tak, oczywiście zgadzam się”.
Niesamowite wrażenie robiło na mnie również jego poczucie humoru, któremu dawał wyraz w ciężkich nieraz sytuacjach. Pamiętam jak rozmawiałem z Rafałem przez telefon we wrześniu zeszłego roku, gdy już ruszyła zbiórka pieniędzy na jego dalsze leczenie. Powiedziałem mu wtedy, że zaczęły wpływać spore kwoty, a on na to: „Nie ma wyjścia. Skoro ruch tyle we mnie inwestuje, to znaczy, że muszę wyzdrowieć”. I takim go będę zawsze pamiętał…
Jakub Rudnicki