Edypskiego przypadki… #18 (1/2003)
„23 listopada 1970 roku w rzece Chicago znaleziono ciało Stanisalausa Edypskiego, lat czterdzieści sześć, zamieszkałego przy West Irwing Park Road. Zgodnie z raportem laboratorium policyjnego, śmierć nie nastąpiła przez utopienie, lecz w wyniku obrażeń głowy i karku, zadanych tępym narzędziem.(…) Wymyślono teorię, że to byli koledzy ogłuszyli denata drewnianymi krzyżami, gdy popadł z nimi w jakiś konflikt. Dalsze śledztwo ujawniło, że Edypski był robotnikiem budowlanym, który jeszcze całkiem niedawno lubił swoją pracę i zachowywał się jak każdy normalny, przeciętny człowiek, pomstując na rząd, przeklinając leniwych darmozjadów korzystających z opieki społecznej, nienawidząc czarnuchów, wykrzykując sprośności w stronę co ładniejszych babek, przechodzących obok placu budowy, a kiedy ich przewaga liczebna osiągała bezpieczną proporcję ośmiu na jednego przyłączał się do innych robotników w średnim wieku, którzy atakowali i bili młodych ludzi, noszących długie włosy, pacyfy i inne nieamerykańskie stygmaty. Jakiś miesiąc wcześniej wszystko się zmieniło. Zaczął pomstować nie tylko na rząd, ale także na szefów – czasami przemawiając wręcz jak komunista, a kiedy ktoś pieklił się na darmozjadów żyjących z opieki społecznej, Stan zauważył: „A czy wiecie, koledzy, że nasz związek nie pozwala dawać im pracy, więc co mają robić, by nie korzystać z opieki społecznej? Kraść?” Raz nawet, kiedy kilku rozbawionych facetów z budowy wystawiło palce i wydawało mało eleganckie odgłosy w stronę mijającej ich osiemnastolatki, powiedział:
-Ej, czy wy nie rozumiecie, że to ją może zawstydzić i przestraszyć…!
Co gorsza, jego włosy z tyłu głowy osiągnęły zadziwiającą długość, a żona opowiadała przyjaciółkom, że on już nie ogląda telewizji, tylko siaduje wieczorami w fotelu i czyta książki. Policja potwierdziła to, a jego niewielka biblioteka – zebrana w ciągu zaledwie miesiąca – okazała się zaiste niezwykła, ponieważ zawierała dzieła z dziedziny astronomii, socjologii i mistycyzmu wschodniego. Pochodzenie gatunków Darwina, powieści detektywistyczne Raymonda Chandlera, Alicję w krainie czarów, a także tekst, napisany na poziomie uniwersyteckim i poświęcony teorii liczb, w którym rozdział na temat liczb pierwszych był mocno popisany na marginesach. Imponujące, a na dodatek wzruszające ślady umysłu, który zaczął rozkwitać po czterech dziesięcioleciach stagnacji i potem został nagle zdeptany.(…)”
R. Shea, R.A.Wilson „Oko w piramidzie” – I tom Iluminatus!
Historia Edypskiego od razu przypomina mi o tych wszystkich buntowniczych tekstach anarchistów, mówiących o tym jak to okropni są pracodawcy i ten ich kapitalizm, a rzadko wspominających o relacjach między pracownikami.
Z kumplami z pracy można wiele zdziałać, chłopaki pomogą przy wszelkich próbach unikania roboty, zawsze się znajdzie ktoś kto skoczy po małe co nieco, a z czasem to można się nawet wspólnie szefowi postawić i wykrzyczeć co tam komu leżało na wątrobie. Oczywiście najpierw trzeba zostać zaakceptowanym przez grupę z którą przyjdzie nam pracować, pokazać, że jest się w porządku człowiekiem a nie jakaś hieną lub donosicielem. Wszelkie nasze „inności”(a’la Edypski) utrudniają lub przedłużają ten proces, czasem czyniąc go wręcz niemożliwym. I teraz można by jeszcze przeciągać tę historię, rozpisując się na temat sposobów bumelowania, dowcipów robionych sobie i szefostwu oraz całej masie innych opowiastek o kulturze robotniczej. Z takich opowiastek można by nie jedną książkę napisać i każdy kto choć trochę popracował mógłby dodawać do niej nowe rozdziały. Szybko jednak dokument ów stałby się pomocą naukową na lekcjach historii, bo świat w niej opisany odszedł, lub właśnie odchodzi do lamusa. Nie jest to oczywiście myśl odkrywcza, a jednak wracając ponownie do lektury agitacyjnych papierów, pełnych sloganów z ubiegłego wieku, dochodzę do wniosku, że nie wszystko jest dla wszystkich tak oczywiste.
Wszechobecna i jakże modna elastyczność świata pracy, odbija się na relacjach między ludzkich w nim zachodzących. Umowa na stałe to dziś rzecz trudna do osiągnięcia, przeważa tymczasowość zatrudnienia (lub jak kto woli elastyczność), częsta wymiana ludzi, lub przenoszenie ich na inne stanowiska. Nie trzeba chyba dodawać, że nie sprzyja to zawieraniu bliższych znajomości. Każdy zaczyna troszczyć się o siebie gdy w firmie 90% pracowników zatrudniona jest na umowę zlecenie, którą można łatwo zerwać lub nie przedłużyć. Standardem staje się też wymuszanie na pracownikach zakładania własnej działalności gospodarczej, oraz rozbijanie zakładu na kilkanaście spółek, dzięki czemu trudniej jest o współpracę całej załogi. Ludzie stają się sobie obcy, a cała ich solidarność zaczyna się sprowadzać do solidarnego wyjścia na piwo po pracy to i tak można zaliczyć już jako niezły wyczyn. Wiadomo, że na takiej sytuacji korzystają pracodawcy, bo obcy sobie ludzie nie są skorzy do zakładania związków zawodowych, czy jakiejkolwiek formy protestu. Atmosfera w firmie staje się często nieznośna, bo tam gdzie każdy dba jedynie o swoje, łatwiej o nadgorliwców wypełniających skrupulatnie rolę kontrolerów celem ułatwienia sobie zawrotnej kariery. Ludzie popadają w totalną niemoc, w takich bowiem warunkach trudniej o konsolidację. Apatia jest podtrzymywana również przez tych pracowników, którzy traktują swoją pracę jako jedynie dorywcze i tymczasowe zajęcie (np. uczniowie, studenci) – po co więc cokolwiek zmieniać, jeśli obecne warunki traktuje się jako przejściowe. I gdzie tu miejsce dla strajków generalnych albo akcji bezpośrednich? Typowe związki zawodowe kapitulują w dzisiejszych realiach.
Czas więc myśleć o innej strategii i dostosowaniu się do nowych warunków. Edypski miał pecha, bo być może uwierzył, tak jak wierzą w to różnej maści miłośnicy klasy robotniczej, w jej wyłączne superlatywy, zapominając o wadach. Teraz jednak klasa robotnicza nawet ze swoimi wadami odchodzi w zapomnienie i zostają jedynie pojedynczy pracownicy, którzy coraz rzadziej poczuwają się do wspólnego działania – zwłaszcza gdy są sobie coraz bardziej obcy. A nawet kiedy uda się skonsolidować ludzi okazuje się, że trzeba jeszcze sobie nawzajem wytłumaczyć, że walka będzie teraz wyjątkowo trudna. Globalny kapitalizm narzuca nowe warunki i stare strategie oporu zaczynają być mało skuteczne. Oczywiście nie ma co popadać w totalny fatalizm i z rezygnacją rozkładać ręce. Utęsknione realia minionego wieku nie wrócą, więc może nie ma już co utyskiwać. Patrząc na to jak wzrasta znaczenie przemysłu usługowego i rozrywkowego, wypada sobie darować działania ukierunkowane jedynie na robotników – podparte wiarą w ich superlatywy i przewodnią rolę. Warto pamiętać o zmianach jakie dokonały się w relacjach między ludzkich nie tylko w środowisku pracy, ale całym obszarze społecznym.
Edypski nie został zrozumiany przez swoich robotniczych kompanów. Nie oznacza to jednak, że należy rezygnować z własnych poglądów, na rzecz akceptacji przez grupę. Zwłaszcza grupy represyjnej która nas tłamsi i hamuje rozwój własnego ja. Warto szukać wspólnego języka i porozumienia z innymi, bo nasza indywidualność ma małe szanse rozwoju w dzisiejszym świecie. Jesteśmy skłonni do upraszczania rzeczywistości poprzez wiarę w to, że obecny stan rzeczy jest wynikiem działania jedynie pewnej uprzywilejowanej elity (np. pracodawców, polityków), a nie także na naszej kolaboracji z systemem. Do zmierzenia się z dzisiejszą rzeczywistością potrzebne jest porzucenie archaicznej retoryki i zaprzestanie bujania w obłokach dawnych klasowych bojów. Pozostaje oczywiście jeszcze opracowanie nowych form oporu, tam gdzie stare stają się nieskuteczne – to jednak już temat na oddzielny tekst.
Łukasz Weber