Maska anarchii – Percy Bysshe Shelley #19 (2/2003)
Kiedyś zasnąłem w Italii
I od strony morza przemówił do mnie głos
Z wielką siłą popychając mnie
Bym poszedł w kierunku wizji, jakie przynosi Poezja.
Idąc tą drogą spotkałem Morderstwo
Na twarzy miało maskę jak Castlereaght
Wyglądało dostojnie, choć ponuro;
Siedem psów biegło za nim;
Wszystkie spasione, zadowolone były
Ze swego losu,
Albowiem każdy do pożarcia dostawał
Po jednym, po dwa ludzkie serca,
Które Morderstwo, zza szerokiego płaszcza wyciągało.
Następne szło Oszustwo, na sobie,
Podobnie jak Eldona, miało płaszcz z gronostajów;
Wielkie łzy, które roniło, a płakało rzewnie,
Spadając zamieniały się w młyńskie kamienie.
A małe dzieci, które
Bawiły się wokół jego nóg,
Myśląc, że każda łza to diament
Pozwalały rozbijać swoje mózgi.
Dzierżąca Biblię, jakby świecę niosła
Pośród cieni nocy
Podobna do Sidmoutha, następna była Hipokryzja
Dosiadająca krokodyla.
I wiele jeszcze Zniszczeń
Brało udział w tej ohydnej maskaradzie,
Wszystkie przystrojone, aż po oczy przystrojone
Podobnie do biskupów, prawników, parów, szpiegów.
Ostatnia przybyła Anarchia, jadąc
Na białym koniu pomazanym krwią;
Blada były, nawet usta miała blade
Jak Śmierć w Apokalipsie.
Głowę przykrywała jej korona króla;
W ręce berło lśniło;
Na jej czole napis widniał –
JESTEM BOGIEM, KRÓLEM, PRAWEM!
Percy Bysshe Shelley
przekład: Piotr Madej