Iran i interwencja USA w Meksyku – wywiad z Noamem Chomskim #37 (2/2012)
Ricardo Lezama rozmawia z Noamem Chomskim
Pierwszego grudnia 2011 roku, Stany Zjednoczone zatwierdziły sprzedaż Zjednoczonym Emiratom Arabskim bomb do niszczenia bunkrów. Prawdopodobnie zostaną one użyte przeciwko Iranowi. Od tego czasu Ehud Barack powtarzał wielokrotnie, że celem Izraela jest uderzenie na instalacje nuklearne Iranu.
Oczywiście ma to być groźba. Bomby do niszczenia bunkrów, nazywane też bombami głębokiej penetracji, są najpotężniejszą bronią w arsenale USA, poza bombami atomowymi. Ich plany powstały za czasów administracji Busha, ale potem jakoś przycichły. Kiedy na scenę wszedł Obama, jednym z jego pierwszych posunięć było przyspieszenie ich produkcji, a teraz są dostarczane szybciej niż to było zaplanowane. Ich raison d’être jest Iran. Nikt nawet nie sugeruje innego powodu. Pierwszych prób dokonano na Diego Garcia - wyspie na Oceanie Indyjskim, której USA używają jako bazy wojskowej do atakowania Azji Środkowej i grożenia Iranowi.
Pojawiają się również doniesienia o działaniu służb specjalnych Izraela w Iranie. Kilku Izraeczyków już złapano. Jak daleko jesteśmy od rozpoczęcia wojny szpiegowskiej z Iranem?
To pytanie pozostaje otwarte. Na ile mogę powiedzieć, izraelscy wojskowi i wywiad nie chcą do tego doprowadzać. Nie z przyczyn moralnych, po prostu uważają, że jest to zbyt niebezpieczne dla Izraela. W Stanach sytuacja wydaje się wyglądać podobnie. Z drugiej strony, przywódcy polityczni w Izraelu są raczej nieprzewidywalni. Kilka dni temu opublikowano wyniki sondażu. Wynika z nich, co ciekawe, że większość mieszkańców Izraela popiera utworzenie na Bliskim Wschodzie strefy bez broni atomowej. Objęłaby ona Iran, jak i Izrael. Otworzyłoby to izraelski arsenał na inspekcje i obserwacje dla międzynarodowych agencji. Izraelskie wojsko nie chce tego, pomysł taki podoba się tylko opinii publicznej. Do tej pory Izrael i USA blokowały podobne rozwiązania.
Przed kilkoma dniami dokonano nalotu na pakistańskich żołnierzy. Czy przywódcy polityczni w USA obawiają się potencjalnej utraty broni atomowej, wymknięcia się jej spod kontroli i wpadnięcia w czyjeś ręce, być może w ręce dawnych sojuszników?
Cóż, jeśli nie wzięli tego pod uwagę, to naprawdę stracili rozum. Nawet amerykański ambasador ich przed tym ostrzegał. Z Wikileaks wiemy, że kontynuowanie przez USA wysoce prowokacyjnej polityki wobec Pakistanu może być bardzo niebezpieczne. Wzrasta prawdopodobieństwo, że broń atomowa, lub jej komponent, wpadną w ręce dżihadystów. W Pakistanie stanowią oni niewielką mniejszość i prawdopodobnie wkręcili się w obsługę systemu broni atomowej. To poważne zagrożenie. To samo dotyczy zabójstwa Osamy ibn Ladena. Zdecydowanie zwiększyło ono zagrożenie. W tym momencie, pakistańska opinia publiczna w ogromnej większości jest wściekła na Stany Zjednoczone. Co stanie się z Pakistanem, będzie miało dużo większe globalne konsekwencje, niż w przypadku Afganistanu.
Duża część naszej wiedzy o operacjach specjalnych pochodzi od byłych agentów. Jednym z nich jest Stan Goff. Zastanawiam się, czy miałeś okazję kiedyś o nim słyszeć?
Na temat tych operacji wycieka dość dużo informacji. Podobno Stany Zjednoczone prowadzą je w tej chwili w dziesiątkach krajów. Ich liczba gwałtownie wzrosła za rządów Obamy. Na ten temat zostało napisanych kilka dobrych prac. Jedna z najlepszych wyszła spod pióra Nicka Turse’a. Przeprowadził on wiele badań na ten temat i zdaje się być wiarygodny. Wydaje się wysoce prawdopodobne, że część z tych tak zwanych „wypadków” w Iranie, była dziełem działań specjalnych wojsk Izraela lub USA.
Moim założeniem była rozmowa na temat Meksyku, więc przeskoczę teraz do tego tematu. Korporacja RAND określiła presję po stronie dostawców najmniej efektywnym podejściem do wojny z narkotykami. Stwierdzili, że w kategoriach kosztów i skuteczności, nawet, jeśli przyjmiemy, iż wojna z narkotykami była uzasadniona, nie jest to słuszna droga. Kiedyś wspomniałeś, że nasi przywódcy albo oszaleli, albo mają ukryte zamiary. Myślisz, iż amerykański Plan Merida, który oficjalnie ma dotyczyć narkotyków, jest wyprzedzającym działaniem przeciw-powstańczym?
Tak zwana wojna z narkotykami trwa od dawna, ale jej współczesną wersję rozpoczął Nixon. Właściwie nie miała wpływu na dostępność narkotyków, czy ich ceny. Co więcej, jak właściwie zauważyłeś, nawet badania rządowe wskazują, że jeśli chcesz na poważnie zająć się problemem narkotyków, odpowiednim podejściem jest zapobieganie i leczenie, a nie represje policyjne, kontrole graniczne i działania poza granicami. Jednak, jeśli spojrzysz na naszą politykę, okazuje się ona być dokładnym przeciwieństwem tego, co, według badań, powinno działać. Na prewencję i leczenie przekazuje się bardzo mało funduszy, chociaż są najbardziej wydajne. Operacje zagraniczne są najmniej skuteczne, a jednocześnie najbardziej kosztowne. A jednak są przeprowadzane cały czas. To samo odnosi się do działań policji i kontroli granicznych.
Są tylko dwa możliwe wnioski. Albo oszaleli, co możemy odrzucić, albo chodzi im o coś innego. Jeśli chcesz oceniać intencje, to jedną z pierwszych rzeczy będzie przyjrzenie się możliwym konsekwencjom. Jeśli pewne działania mają prawdopodobne konsekwencje i są podejmowane wielokrotnie, możesz założyć, że takie są intencje. W tym wypadku mamy do czynienia z mocno określonymi konsekwencjami. Widzimy je przed nami. W Stanach konsekwencją jest wysoki odsetek więźniów wśród ludzi biednych. W USA istnieje silna korelacja między rasą, a klasą, więc oznacza to, iż więzienia są zalane przez czarnych i -w mniejszym stopniu - Latynosów. Takie są skutki w kraju. Konsekwencje za granicą, w Kolumbii czy Meksyku, to działania przeciw-powstańcze. Dochodzimy więc do przekonywującego wniosku, że celem jest pozbycie się ludzi, zbędnych w gospodarce finansowej i rozwijanie działań, skierowanych przeciwko powstańcom.
Baronowie narkotykowi, którzy radzą sobie w Meksyku, działają z pomocą USA. LA Times podaje przykład człowieka, którego wywiad USA złapał i obiecał mu nietykalność. Nic z tego nie wyszło. Teraz jego obrońcy próbują dowiedzieć się, czy mogą uzyskać dostęp do tajnych dokumentów, żeby wykazać, że współpracował z DEA albo FBI. Czy może być tak, iż włączanie się w wojnę narkotykową jest próbą napędzenia gospodarki narkotykowej?
Słyszałem kiedyś, jak wyjaśniał to jakiś dobry meksykański ekonomista. Oczywiście, dokładne liczby są raczej niedostępne, ze względu na nielegalny charakter całego procederu. Mimo to, oszacował on, że około jedna trzecia meksykańskiej gospodarki opiera się na przemycie narkotyków. Przeprowadzono badania, które opublikowała rok temu La Jornada. Kilka uniwersytetów przeprowadziło badania nad związkiem meksykańskich przedsiębiorstw a przemytem narkotyków. Okazało się, że duża część - jeśli pamiętam, 80% - była powiązana z handlem narkotykami. Być może te liczby są trochę przesadzone, ale myślę, iż nie ma dużych wątpliwości, co do udziału w meksykańskiej gospodarce. Od czasu podpisania NAFTA, meksykańska gospodarka opiera się głównie na przemycie narkotyków, wpłatach zza granicy i ropie.
Mówi się, że głównym towarem eksportowym są ludzie.
Oznacza to wpłaty z zagranicy, które wpływają. Była to przewidywalna konsekwencja NAFTA. Nie jest zbiegiem przypadku fakt, że w tym samym roku, w którym podpisano NAFTA, Clinton zaczął militaryzować granicę. Przedtem to była dość otwarta granica.
W 2009 r. Korporacja RAND opublikowała kilka komentarzy na temat zagrożeń dla USA ze strony Meksyku. Określili przemyt narkotyków, jako jedno z największych zagrożeń. Później jednak podali drugie, również największe zagrożenie: lewicowy nacjonalizm, którego celem jest odzyskanie starego terytorium Meksyku.
Wiesz, jakie są szanse, że jakikolwiek ruch w Meksyku, nieważne czy nacjonalistyczny, czy jakikolwiek inny, może grozić USA odebraniem terytoriów Meksyku przez nie opanowanych (USA siedzi na połowie kraju). Minimalne. Porównaj po prostu siły wojskowe. Nie sądzę, żeby to był poważny problem. Nacjonalizm stanowi zagrożenie, ale nie dlatego, iż miałby podbić USA. Nie widzę tutaj poważnych zagrożeń. Nacjonalizm jest określany w literaturze spraw międzynarodowych często jako zaraźliwy wirus. Więc jeśli jeden region wykona udany ruch w kierunku niezależności, mamy do czynienia z wirusem. Inni mogą się zarazić i próbować zrobić to samo. Wkrótce będziemy mieli wysyp niezależnych państw, które odłączą się spod panowania USA. Nawiasem mówiąc, takiego rozwoju sytuacji obawiano się po wojnie i stosowano środki zaradcze, gdzie się tylko dało.
USA chcą otworzyć bazę wojskową w Australii, co o tym sądzisz?
Pamiętaj, że USA już mają dziesiątki baz wojskowych w Australii. Ta nowa miałaby powstać w Port Darwin na północy. Obama powiedział, że chciałby tam wysłać 2500 marines. Oczywiście miałoby to być groźbą dla Chin - i to nie jedyną. Właśnie trwa duża konfrontacja w Korei Południowej. Istnieje wyspa, Jeju, znana głównie z tego, że jest jedynym rajem, na którym USA i Korea planują zniszczyć dużą część linii brzegowej, pod budowę postawienia dużej bazy marynarki wojennej kilkaset mil morskich od brzegów Chin. Ma też miejsce wiele akcji prowokacyjnych. I USA nie udają, że nie ma w tym niebezpieczeństwa.
Wywiad przeprowadzono w lutym 2012 r. Ricardo Lezama jest studentem Uniwersytetu Kalifornii, w Davis, gdzie studiuje psychologię i lingwistykę.
Tłum.: Maciek