Religia i Rewolucja – Hakim Bey #17 (2/2002)
Prawdziwe pieniądze i hierarchiczna religia pojawiły się w tym samym tajemniczym momencie gdzieś między wczesnym neolitem i trzecim tysiącleciem p.Chr. w Sumerze lub Egipcie. Co było pierwsze – jajko czy kura? Czy jedno było odpowiedzią na drugie czy też jest aspektem drugiego?
Pieniądz ma niewątpliwie istotny związek z religią, jeśli zważyć, że odkąd się tylko pojawił, okazuje skłonność do duchowych form bytowania – usuwa się ze świata rzeczy, wykracza poza sferę materialną i staje się czymś, co w pełni zasługuje na miano symbolu.
Pieniądze jakie znamy wyłoniły się z wynalazkiem pisma ok. 3100 r. p.Chr. ze skomplikowanego systemu glinianych znaków czy materiałów wymiennych i przyjęły formę pisemnych rachunków kredytowych rytych na glinianych tablicach. Zawsze bez wyjątku te „czeki” dotyczyły długu przynależącego do państwowej świątyni, i wedle teorii mogły być używane w szerszym systemie wymiany jako noty kredytowe „emitowane” przez teokrację. Monety pojawiły się ok. 700 r. p.Chr. w greckiej Azji Mniejszej. Były zrobione z electrum (stop złota i srebra) nie dlatego, że te metale miały wartość towarową, ale dlatego, że były święte – symbolizowały słońce i księżyc. Współczynnik wartości między nimi zawsze wahał się około 14:1 nie dlatego, że ziemia zawiera 14 razy więcej srebra niż złota, ale dlatego, że księżyc zabiera 14 „słońc” (dni) by urosnąć z nowiu do pełni. Monety mogły pochodzić od znaków świątyni symbolizujących obowiązek wierzących udziału w poświęceniu – święte pamiątki, które mogły być później wymienione ponieważ miały „mana”, [2] a nie wartość użytkową. (Ta funkcja mogła pochodzić z handlu epoki kamiennej, gdy używano „ceremonialnych” kamiennych ostrzy siekier w przypominających potlacz [3] rytuałach dystrybucyjnych). Inaczej niż mezopotamskie noty kredytowe monety były opatrzone świętymi wyobrażeniami i były postrzegane jako przedmioty liminalne (z pogranicza świadomości), punkty węzłowe między codzienną rzeczywistością a światem duchów (wyjaśnia to zwyczaj gięcia monet dla nadania im charakteru duchowego, a także rzucania ich do studni, które są ”oczami” innego świata). Dług jako taki – prawdziwa treść wszystkich pieniędzy – jest wysoce „duchową” koncepcją. Jako danina (prymitywny dług) wyraża kapitulację wobec „uznanej władzy” wywłaszczenia maskowaną religijną ideologią – lecz jako „realny dług” osiąga wyjątkową duchową zdolność reprodukowania się jakby był bytem organicznym. Jest nawet jedyną „martwą” substancją w świecie posiadającą tą władzę – „pieniądz rodzi pieniądz”. W tym momencie pieniądze zaczynają przyjmować parodystyczny aspekt vis-a-vis religii – wygląda to tak, jakby pieniądz chciał rywalizować z bogiem, stać się immanentnym duchem w formie czystej metafizyczności, która niemniej „rządzi światem”. Religia musi odnotować tą bluźnierczą istotę pieniądza i wykląć ją jako contra naturam. [4] Pieniądz i religia wchodzą w opozycję – nikt nie może służyć Bogu i Mamonie równocześnie. Ale jak długo religia kontynuuje odgrywanie swej roli jako ideologia separacji (państwo hierarchiczne, wywłaszczenia etc.), tak długo nie może realnie wziąć się za bary z problemem pieniądza. Wciąż i wciąż wewnątrz religii powstają reformatorzy by wypędzić lichwiarzy ze świątyni, i zawsze tamci wracają – po prawdzie dość często lichwiarze stają się Świątynią. (To oczywiście nie jest przypadek, że banki przez długi czas małpowały formy architektury religijnej.) Według Webera [5] to Kalwin ostatecznie rozwiązał ten problem w swym teologicznym usprawiedliwieniu „lichwy” – lecz to tylko przynosi zaszczyt dla prawdziwych protestantów, takich jak ranterzy czy diggerzy, [6] którzy postulowali, że religia powinna raz na zawsze znaleźć się w totalnej opozycji do pieniądza – i przez to rozpocząć Milenium. Zdawało się bardziej prawdopodobne, że Oświecenie powinno przypisać sobie zasługę dla rozwiązania problemu – przez wyrzucenie za burtę religii jako ideologii klasy panującej i zastąpienie jej racjonalizmem (i „klasyczną ekonomią”). Formuła ta nie oddaje sprawiedliwości tym przedstawicielom Oświecenia, którzy nawoływali, by wyrzec się wszystkich ideologii opartych na sile i władzy; nie wyjaśnia też ona, dlaczego religia „oficjalna” nie zaangażowała się w sprzeciw wobec tych ideologii, a przeciwnie, ustawicznie wspierała zarówno Państwo, jak i Kapitał. [7]
Pod wpływem Romantyzmu jednakże powstało – zarówno wewnątrz jak i poza „oficjalną” religią – rosnące poczucie duchowości jako alternatywy dla opresywnych aspektów liberalizmu i jego intelektualno-artystycznych sojuszników. Z jednej strony to poczucie prowadziło do konserwatywno-rewolucyjnych form romantycznej reakcji (np. Novalis), [8] lecz z drugiej strony zasiliło także starą heretycką tradycję (która również rozpoczęła się z „powstaniem cywilizacji” jako ruch oporu wobec wywłaszczeń teokracji) – i która odnalazła się w nowym dziwnym sojuszu z racjonalistycznym radykalizmem (rodzącą się „lewicą”). [9] Np. William Blake, [10] lub „Bluźniercze Kaplice” Spence’a i jego towarzyszy reprezentują tą tendencję. Spotkanie duchowości i oporu nie jest jakimś surrealistycznym zderzeniem czy anomalią, która powinna być wygładzona lub wyjaśniona przez „Historię” – to lokuje się w samych korzeniach radykalizmu – i pomimo wojującego ateizmu Marksa czy Bakunina (który sam w sobie był rodzajem zmutowanego mistycyzmu czy „herezji”), duchowość wciąż pozostaje nierozerwalnie zaangażowana w „Dobrą Starą Sprawę”, którą pomogło stworzyć.
Kilka lat temu Regis Debray [11] napisał artykuł wskazujący, że pomimo przepowiedni XIX-wiecznego materializmu religia wciąż przekornie nie odchodzi – że być może nadszedł czas, by Rewolucja doszła do porozumienia z tą tajemniczą upartą siłą. Pochodzący z katolickiej kultury Debray interesował się „teologią wyzwolenia”, która była projekcją starej quasi-herezji „braci ubogich” (franciszkanów) i ponownym odkryciem „ewangelicznego komunizmu”. Gdyby wziął pod uwagę kulturę protestancką mógłby przypomnieć XVII stulecie i szukać jej prawdziwego dziedzictwa. Jako muzułmanin mógłby przywoływać radykalizm szyitów czy izmaelitów, [12] lub antykolonializm XIX-wiecznych neosufistów. [13] Każda religia wciąż i wciąż rodzi swoją wewnętrzną antytezę; każda religia implikuje moralną opozycję wobec władzy; każda religia zawiera słownik oporu (a nie tylko kapitulacji) wobec ucisku. Uogólniając można powiedzieć, że jak dotąd ta „kontr-tradycja” – która jest zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz religii – zawiera „ukrytą treść”. Kwestia Debraya dotyczyła możliwości zrealizowania tego potencjału. Teologia wyzwolenia straciła większość poparcia wewnątrz kościoła kiedy dłużej nie mogła pełnić swej funkcji jako rywal (czy wspólnik?) sowieckiego komunizmu. Jednak część „teologów wyzwolenia” próbowała być szczera – i wciąż trwa (jak w Meksyku). Ponadto w tle tkwi pokrewna tendencja wewnątrz katolicyzmu, wyrażana w niemal scholastycznym anarchizmie Ivana Illicha. Podobne tendencje mogą być zidentyfikowane w prawosławiu (np. Bakunin), protestantyzmie, judaizmie, islamie i (w trochę innym sensie) buddyzmie. Co więcej, większość zachowanych tubylczych form duchowości (np. szamanizm czy afroamerykański synkretyzm) [14] może znaleźć wspólny język z różnymi radykalnymi trendami w „wielkich” religiach w takich kwestiach jak ochrona środowiska czy antykapitalistyczna moralność. Pomimo elementów romantycznej reakcji również różne ruchy New Age i post-New-Age również mogą być włączone do tej prowizorycznej kategorii.
W poprzednim [15] eseju nakreśliliśmy przyczyny dla których wierzymy, że upadek komunizmu pociąga za sobą triumf jego pojedynczego oponenta – kapitalizmu; że zgodnie z globalną propagandą neoliberalną istnieje tylko jeden świat; i że ta polityczna sytuacja jest poważną implikacją dla teorii pieniądza jako wirtualnego bóstwa (autonomicznego, uduchowionego i wszechmocnego) w jedynym kosmosie znaczenia. W tych warunkach wszystko, co było trzecią możliwością (neutralność, wycofanie się, kontrkultura, „Trzeci Świat” etc.) teraz musi się odnaleźć w nowej sytuacji. Nie ma więcej niczego „drugiego” – jak może być coś „trzeciego”? „Alternatywy” są katastroficznie zawężone. Jedyny Świat jest dziś w stanie zmiażdżyć to wszystko, co niegdyś wymknęło się jego ekstatycznemu uściskowi, wykorzystując wahania, z jakimi prowadzona była ekonomiczna wojna z Imperium Zła. Nie ma więcej żadnej trzeciej drogi, żadnego ani-ani. Wszystko co jest odmienne będzie teraz wcielone w identyczność Jedynego Świata – lub, przeciwnie, odkryje się w opozycji do tego świata. Biorąc te dane jako wyjściowe musimy teraz odpowiedzieć, gdzie religia będzie ulokowana na tej nowej mapie „stref” kapitulacji i oporu. Jeśli „rewolucja” została uwolniona od zmory sowieckiego ucisku i teraz znów jest ważną ideą, czy ostatecznie możemy zaoferować prowizoryczną odpowiedź na pytanie Debraya?
Biorąc „religię” jako całość, włączając nawet takie formy jak szamanizm, [16] które przynależą raczej do Społeczeństwa niż do Państwa (w terminologii antropologicznej Clastresa); [17] włączając politeizm, monoteizm i non-teizm; włączając mistycyzm i herezje na równi z ortodoksją, kościoły „reformowane” i „nowe religie” – rozważany tu przedmiot jest w oczywisty sposób nieokreślony i niespójny; nie można jednak otworzyć dyskusji nad nim, ponieważ w efekcie tylko powstanie wieża Babel replik raczej niż odpowiedzi. Lecz „religia” odwołuje się do czegoś – jej wezwanie to pewien zakres barwy w spektrum ludzkiego stawania się – i jako taka może być uznana za ważnego partnera dialogu i przedmiot możliwy do konceptualizacji. To dotyczy zarówno reakcji jak i oporu – a już na pewno obejmuje nie-separujące „połączenia” [łączenie – religio] świadomości z „duchem”, rozumiane jako niezapośredniczone wyobrażane samookreślenie i tworzenie wartości – pierwotny cel wszystkich rytuałów i kultów. W triumfalnym marszu Kapitału – w jego procesualnym momencie, by tak powiedzieć – wszystkie religie mogą być postrzegane jako nicość, tj. jako towar do zapakowania i sprzedania, majątek do złupienia, lub jako opozycja do wyeliminowania. Każda idea (czy ideologia), która nie może być podciągnięta pod „koniec historii” wg Kapitału, musi być zatracona. Religia innymi słowy straciła wszystkie związki z potęgami świata tego ponieważ władza wyemigrowała poza świat – opuściła nawet państwo i osiągnęła czystość apoteozy, jak Bóg „opuszczający Antoniego” w poemacie Kawafisa. [18] Nieliczne państwa (głównie islamskie), w których religia dzierży władzę, jest precyzyjnie ulokowanych we wciąż kurczących się regionach narodowej opozycji wobec Kapitału (razem z takimi potencjalnymi dziwnymi partnerami jak Kuba!). Tak jak inne „trzecie możliwości” religia jest postawiona wobec nowej dychotomii: całkowita kapitulacja lub, przeciwnie, bunt. Tak więc „rewolucyjny potencjał” religii jasno wychodzi na jaw; choć pozostaje niejasne, czy opór może przyjąć formę reakcji czy radykalizmu; a nawet – czy religia nie została już pokonana. Nie wiadomo więc też, czy jej odmowa odejścia jest odmową typową dla wroga, czy odmową typową dla zjawy.
W Rosji i Serbii Cerkiew Prawosławna wydaje się występować przeciw Nowemu Porządkowi Światowemu; w ten sposób znalazła nowego towarzysza w swych starych bolszewickich ciemięzcach. W Czeczenii suficki zakon Naqshbandi [19] kontynuuje swą wielowiekową walkę przeciw rosyjskiemu imperializmowi. W Chiapas widzimy dziwny sojusz „pogan” Maya [20] i radykalnych katolików. Pewne frakcje amerykańskiego protestantyzmu dotarły do punktu paranoi i zbrojnego oporu (lecz nawet paranoicy mają czasem realnych wrogów); podczas gdy duchowość Rdzennych Amerykanów [21] przechodzi małe lecz nadprzyrodzone odrodzenie – nie powstanie Koszul Ducha [22] tym razem, ale racjonalny i głęboki opór przeciw hegemonii monokultury Kapitału. Dalai Lama czasem ukazuje się jako „światowy lider” zdolny mówić prawdę zarówno pozostałościom komunistycznego ucisku jak siłom kapitalistycznej nieludzkości; „Wolny Tybet” może stanowić jakiś rodzaj ogniskowej dla „międzywyznaniowego” bloku małych narodów i grup religijnych połączonych przeciw transcendentnemu socjaldarwinizmowi consensusu. Arktyczny szamanizm może wychynąć jako „ideologia” samostanowienia pewnych nowych syberyjskich republik [23] – a kilka Nowych Religii (jak zachodni neopoganizm czy kulty psychodeliczne) również przynależy przez definicję lub zaniechanie do bieguna opozycji.
Islam jest sam w sobie postrzegany jako wróg imperialnego chrześcijaństwa i europejskiego imperializmu niemal od momentu swego poczęcia. W XX w. funkcjonował jako „trzecia droga” przeciwko zarówno komunizmowi jak i kapitalizmowi, i teraz w kontekście nowego Jednego Świata tworzy z natury rzeczy jeden z bardzo niewielu istniejących ruchów masowych, który nie może być wcielony w jedność żadnego tzw. consensusu. Nieszczęśliwie awangarda oporu – „fundamentalizm” – dąży do zredukowania złożoności islamu w sztucznie spójną ideologię – „islamizm”, który najwyraźniej nie przemawia do zwykłego ludzkiego pragnienia różnic i złożoności. Fundamentalizm błądzi już w tym, co dotyczy „empirycznych wolności”, które muszą tworzyć program-minimum nowego oporu; np. jego krytyka „lichwy” jest w oczywisty sposób nieadekwatna dla machinacji MFW i Banku Światowego. „Bramy interpretacji” szariatu [24] muszą być na nowo otwarte – nie zatrzaskiwane na zawsze – i możliwa do zrealizowania alternatywa dla kapitalizmu musi wynurzyć się z wnętrza tradycji. Cokolwiek można by myśleć o Rewolucji Libijskiej 1969, [25] to jest ona przynajmniej próbą połączenia anarchosyndykalizmu z 1968 r. i neosufickiego egalitaryzmu północno-afrykańskich zakonów; próbą stworzenia rewolucyjnego islamu – czegoś podobnego do „szyickiego socjalizmu” Ali Szariatiego [26] w Iranie, który został zdruzgotany przez ulemokrację [27] zanim mógł się wykrystalizować w spójny ruch. Istotą rzeczy jest, że islam nie może być odpychany jako purytański monolit, jak go portretują kapitalistyczne media. Jeśli autentyczna koalicja antykapitalistyczna ujawni się w świecie – to nie może zaistnieć bez islamu. Celem każdej teorii zdolnej do jakiejś sympatii dla islamu jest teraz pobudzanie jego radykalnych i egalitarnych tradycji oraz podważanie jego reakcyjnego i autorytarnego trybu dyskusji. W islamie trwają takie mityczne postacie jak „Zielony Prorok” i ukryty przewodnik mistyków, al-Khezr, który może łatwo stać się swego rodzaju świętym-patronem islamskiego ekologizmu; natomiast historia oferuje takie przykłady jak wielki algierski suficki bojownik o wolność emir Abdul Qadir, którego ostatnim czynem (na wygnaniu w Damaszku) była ochrona syryjskich chrześcijan przed nietolerancją ulemów. Na zewnątrz islamu istnieje potencjał dla „międzywyznaniowych” ruchów odwołujących się do ideałów pokoju, tolerancji i oporu wobec przemocy post-laickiego, post-racjonalistycznego „neoliberalizmu” i jego sojuszników. „Rewolucyjny potencjał” islamu nie jest wciąż jeszcze wykorzystany – lecz jest realny.
Od czasu jak chrześcijaństwo „zrodziło” (w Weberiańskiej terminologii) kapitalizm, jego pozycja wobec obecnej apoteozy kapitalizmu jest z konieczności bardziej problematyczna niż w przypadku islamu. Przez stulecia chrześcijaństwo konstruowało rodzaj fikcyjnego świata dla siebie samych, w którym kilka pozorów wpływu społecznego mogło trwać (choćby tylko w niedzielę) – i nawet niekiedy podtrzymywało przytulną iluzję pewnej relacji z władzą. Jako sojusznik Kapitału (który sprawiał wrażenie życzliwego braku różnic wobec hipotezy wiary) przeciw „bezbożnemu komunizmowi” chrześcijaństwo chroniło iluzję uczestniczenia we władzy – jeszcze nie dalej jak pięć lat temu. [28] Teraz kapitalizm już nie potrzebuje chrześcijaństwa i społeczne poparcie, które dawała ta życzliwość, rychło wyparowało. Królowa Anglii musiała już rozważyć ustąpienie ze stanowiska głowy Kościoła Anglikańskiego, a nie można się spodziewać, że zastąpi ją prezes zarządu jakiegoś kolosalnego międzynarodowego zaibatsu! [29] Pieniądz jest bogiem – Bóg jest w końcu naprawdę martwy, kapitalizm urzeczywistnił parodię Oświeceniowych ideałów. Lecz Jezus jest Bogiem umierającym i zmartwychwstającym – ktoś mógłby powiedzieć, że on już przez to wszystko przeszedł. Nawet Nietzsche podpisał swój ostatni „szalony” list jako „Dionizos i Ukrzyżowany”; w końcu jest to być może jedyna religia, która może „przezwycięży” religię. W łonie chrześcijaństwa ujawnia się (lub trwa od XVII w., jak kwakrzy) [30] miriada sekt poszukujących odrodzenia przez radykalnego mesjasza, który oczyści świątynię i obieca Królestwo ubogim. W Ameryce np. zdaje się niemożliwym wyobrazić sobie prawdziwie skuteczny ruch masowy przeciw kapitalizmowi (jakąś formę „postępowego populizmu”) bez udziału kościołów. Znów teoretyczne zadanie zaczyna się klarować; nie jest nim jakaś wulgarna odmiana „entryzmu” [31] w zorganizowane chrześcijaństwo, by je radykalizować przez konspirację od środka. Celem byłoby raczej pobudzanie szczerego i szerokiego potencjału chrześcijańskiego radykalizmu zarówno od wewnątrz jako szczery wierzący (jakkolwiek „egzystencjalistyczny” [32] w wierze!) czy jako uczciwy sympatyk z zewnątrz. [33]
By sprawdzić tą teorię weźmy jakiś przykład – powiedzmy Irlandię (gdzie to piszę). Biorąc pod uwagę, że „Kłopoty” [34] Irlandii wynikają głównie z sekciarstwa, [35] trzeba jasno przyjąć stanowisko antyklerykalne; ateizm powinien być traktowany jako przynajmniej emocjonalnie właściwy. Lecz powinniśmy pamiętać o wrodzonej dwuznaczności irlandzkiej historii: były momenty, kiedy katoliccy duchowni i laikat wspierali opór lub rewolucję, i były momenty kiedy protestanccy pastorzy i laikat wspierali opór lub rewolucję. [36] Hierarchie kościołów generalnie dowodziły swej reakcyjności – lecz hierarchia nie jest tym samym co religia. Po stronie protestanckiej mamy Wolfe’a Tone i Zjednoczonych Irlandczyków [37] – rewolucyjny ruch „międzywyznaniowy”. Nawet dziś w Irlandii Północnej takie możliwości nie są martwe; przezwyciężanie podziałów wyznaniowych jest nie tylko ideałem socjalistycznym ale też chrześcijańskim. [38] Po stronie katolickiej… Kilka lat temu na pogańskim festiwalu na wyspie Ara spotkałem radykalnego duchownego, przyjaciela Ivana Illicha. Gdy zapytałem go: „Jaki właściwie jest twój stosunek do Rzymu?” odparł: „Rzym? Rzym jest wrogiem”. Rzym przestał trzymać za gardło Irlandię w ostatnich kilku latach, powalony antypurytańską rewoltą i wewnętrznymi skandalami. Byłoby niepoprawne, gdybyśmy powiedzieli, że Kościół przeniósł swą władzę na rzecz Państwa, jeśli zarazem nie dodamy, że rządy straciły swą władzę na rzecz Europy, a Europa przeniosła swą władzę na międzynarodowy kapitał. Upadek znaczenia katolicyzmu w Irlandii jest na wyciągnięcie ręki. W ciągu kilku najbliższych lat możemy być świadkami – zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz Kościoła – swego rodzaju odrodzenia „celtyckiego chrześcijaństwa”, sprzeciwiającego się zatruciu środowiska (zarówno fizycznemu jak i symbolicznemu) i dlatego zaangażowanego w walkę antykapitalistyczną. [39] Czy ten ruch doprowadzi do otwartego zerwania z Rzymem i stworzenia niezależnego kościoła – kto wie? [40] Na pewno ten trend będzie obejmował lub przynajmniej wpłynie w równym stopniu na protestantyzm. Taki oparty na szerokiej bazie ruch może łatwo znaleźć swój naturalny polityczny wyraz w socjalizmie czy nawet anarchosocjalizmie i będzie szczególnie użyteczny jako siła przeciw sekciarstwu i władzy kleru. [41] Tak więc nawet w Irlandii możnaby ujrzeć, że religia może mieć rewolucyjną przyszłość.
Spodziewam się, że te idee spotkają się z bardzo małą akceptacją ze strony tradycyjnie ateistycznego anarchizmu czy pozostałości „dialektycznego materializmu”. Oświeceniowy radykalizm długo wypierał się, czego jak czego, ale jakichkolwiek, choćby odległych historycznych korzeni w radykalizmie religijnym. W rezultacie Rewolucja wylała dziecko („niezwyczajną świadomość”) z kąpielą inkwizycji czy purytańskich represji. Oprócz apelu Sorela, że Rewolucja potrzebuje mitu, radykalizm preferował stawiać we wszystkim na „czysty rozum”. Lecz duchowy anarchizm i komunizm (jak sama religia) poniósł porażkę. Przez stanie się antyreligią, radykalizm uciekał się do swoistego mistycyzmu, z kompletnym rytuałem, symboliką i moralnością. Uwaga Bakunina o Bogu – że gdyby istniał trzeba by go zabić – mogłaby jednak uchodzić za najczystszą ortodoksję w buddyzmie zen! Ruch psychodeliczny, który oferował rodzaj „naukowej” (lub przynajmniej doświadczalnej) weryfikacji „niezwyczajnej” świadomości, prowadził do pewnego zbliżenia między duchowością i radykalna praktyką – i trajektoria tego ruchu mogła tylko się zacząć. Jeśli religia „zawsze” działa na rzecz zniewolenia umysłu lub powielania ideologii klasy panującej, to też „zawsze” niesie ze sobą jakieś formy enteogenezy („narodziny boga wewnątrz”) lub wyzwolenia świadomości, jakieś formy utopijnych propozycji lub obietnicy „nieba na ziemi”, i jakieś formy walczącej i pozytywnej akcji na rzecz „społecznej sprawiedliwości” jako Bożego planu stworzenia. Szamanizm jest formą „religii”, która (jak pokazuje Clastres) obecnie instytucjonalizuje duchowość przeciwko hierarchii i separacji – a wszystkie religie posiadają co najmniej szamański ślad.
Każda religia może odwołać się do radykalnej tradycji jakiegoś rodzaju. Taoizm kiedyś stworzył Żółte Turbany [42] – lub, idąc tym śladem, triady, [43] które współpracowały z anarchizmem w rewolucji 1911 r. [44] Judaizm wytworzył „anarchosyjonizm” Martina Bubera [45] i Gersholma Scholema [46] (będący pod głębokim wpływem Gustava Landauera i innych anarchistów 1919 r.), który znalazł swój najbardziej elokwentny i paradoksalny głos w Walterze Benjaminie. Hinduizm zrodził ultraradykalną Bengalską Partię Terrorystyczną [47] – a także M. Gandhiego, jedynego w świecie nowoczesnego teoretyka rewolucji bez przemocy, który odniósł sukces. Oczywiście anarchizm i komunizm nigdy nie dojdzie do porozumienia z religią w sprawach autorytetu i własności, [48] i być może można powiedzieć, że te kwestie pozostaną do rozwiązania „po rewolucji”. Lecz wydaje się jasne, że bez religii nie będzie żadnej radykalnej rewolucji; Stara Lewica i (stara) Nowa Lewica mogą zaledwie walczyć samotnie. Alternatywą dla sojuszu będzie przyglądanie się, jak Reakcja wciąga siły religii i wszczyna rewolucję bez nas. Lubisz to czy nie, jakiś rodzaj „pierwokupu” jest pożądany. [49] Opór żąda słownika, w którym nasza wspólna sprawa może być dyskutowana; stąd te szkicowe propozycje.
Nawet jeśli zarozumiale możemy sklasyfikować wszystko powyższe jako zachwycające porywy, wciąż jeszcze znajdujemy się daleko od jakiegoś jasnego programu działania. Religia nie zamierza „zbawić” nas (może odwrotność jest prawdziwa) – w jakimś przypadku religia napotyka ten sam problem jak każda inna dawna „trzecia pozycja”, włączając wszystkie formy radykalnego antyautorytaryzmu i antykapitalizmu. Nowy totalizm i jego instrumenty okazują się tak wszechobecne, że jakikolwiek projekt o treści rewolucyjnej jest z góry skazany na niepowodzenie; każdy „przekaz” podciąga się bowiem równie łatwo pod „medium”, którym jest sam Kapitał. Oczywiście sytuacja jest beznadziejna – lecz jedynie głupotą byłoby brać to jako powód do rozpaczy, czy do ostatecznej nudy klęski. Nadzieja przeciw nadziei – rewolucyjna nadzieja Blocha [50] – przynależy do „utopii”, która nigdy nie jest całkiem nieobecna nawet kiedy jest najmniej obecna; i przynależy także do sfery religijnej, w której brak nadziei jest ostatecznym grzechem przeciw duchowi świętemu, zdradą boskości wewnątrz, błędem przeciw stawaniu się człowiekiem. „Karmiczna [51] powinność” w sensie Bhagavad-Gity [52] – lub w sensie „rewolucyjnej powinności” – nie jest czymś narzuconym przez Naturę, jak siła ciążenia czy śmierć. To wolny podarunek Ducha, który można zaakceptować lub odrzucić – i obie możliwości są ryzykowne. Odrzucać znaczy ryzykować umieranie bez bycia żywym. Akceptacja jest nawet bardziej niebezpieczną ale daleko bardziej interesującą możliwością. To wersja zakładu Pascala [53] – tym razem nie o nieśmiertelność duszy, ale po prostu o zwykłą egzystencję.
By użyć religijnej metafory (której jak dotąd staramy się tak bardzo uniknąć) nowe milenium zaczyna się pięć lat przed końcem stulecia, kiedy Jeden Świat nastał się i przepędził wszelkie rozdwojenie. Z judeochrześcijańsko-islamskiej perspektywy jest to jednak fałszywe milenium Antychrysta; który objawił się nie jako „osoba” (to być może wyjątek w świecie archetypów) lecz jako tożsamość bezosobowa, siła contra naturam – entropia upozorowana jako życie. W tym ujęciu panowanie niesprawiedliwości musi być i będzie zakwestionowane w prawdziwym milenium, przez przyjście mesjasza. Lecz mesjasz również nie jest w tym świecie pojedynczą osobą – jest to raczej zbiorowość, w której każda indywidualność się spełnia i w ten sposób (znowu metaforycznie lub w wyobraźni) staje się nieśmiertelną. „Lud-mesjasz” nie wstępuje w homogeniczną identyczność ani w piekielną separację entropicznego kapitalizmu, lecz w różnorodność i obecność rewolucji – w walkę, „świętą wojnę”. Na samym tym fundamencie możemy zacząć pracę nad teorią pojednania pozytywnych sił religii i sprawy oporu. To co tutaj oferujemy to po prostu początek początku.
Hakim Bey
PRZYPISY:
1. Tak zupełnie nie na temat – a propos tłumaczenia Tymczasowej Strefy Autonomicznej. Na str. 58 wymienione są różne grupy „odszczepieńców”, stanowiących współczesne „plemiona” Ameryki – oprócz np. hippisów czy czarnych nacjonalistów także „arianie” (czyli chrześcijanie odmawiający boskości Jezusowi). Tymczasem w oryginale jest „aryan” – Aryjczycy. Bey miał na myśli białych separatystów pokroju Aryan Nations, ale politycznie poprawnemu tłumaczowi nie przyszło do głowy, że anarchista Bey stawia w jednym szeregu z „pozytywnymi” społecznościami także przebrzydłych rasistów.
2. W wierzeniach ludów Oceanii bezosobowa nadnaturalna siła wyrażająca się w działaniu duchów
3. ceremonialna biesiada indiańska wydawana dla popisywania się zamożnością; gospodarz niszczy lub rozdaje część swego majątku
4. niezgodną z naturą
5. Max Weber, niemiecki socjolog, sformułował teorię zgodnie z którą protestantyzm stworzył warunki dla rozwoju kapitalizmu
6. radykalne sekty protestanckie w XVII-wiecznej Anglii. Zob. A. Tokarczyk, Protestantyzm, Warszawa 1980
7. Mimo to Bey dostrzega – odmiennie niż wielu jego towarzyszy – że religia nie jest częścią kapitalizmu, establishmentu, Systemu.
8. XVIII-wieczny poeta niemiecki odwołujący się do średniowiecznych tradycji mistycznych
9. trochę dziwi mnie to rozróżnienie – czy reakcja nie jest oporem? Ta dychotomia wydaje się być fałszywa.
10. VIII-wieczny poeta angielski, propagujący ezoteryczną wersję chrześcijaństwa. Zob. J. Tomkowski, Mistyka i herezja, Wrocław 1993
11. francuski niezależny intelektualista lewicowy, sławny m.in. jako towarzysz „Che” Guevary
12. sekta szyicka, nadająca islamowi wymiar ezoteryczny przez m.in. alegoryczną interpretację Koranu. Zob. np. J. Bielawski, Islam, Warszawa 1980
13. mistyczna sekta muzułmańska
14. tu Bey zbyt daleko posuwa się w uogólnieniach – np. prawicowa dyktatura Duvaliera na Haiti odwoływała się właśnie do religii voo doo. O religiach synkretycznych zob. np. G.J. Kaczyński, Czarny chrystianizm, Warszawa 1994
15. Chodzi o tekst „For and Against Interpretation” ze zbioru Millenium
16. o szamanizmie zob. np. N. Drury, Szamanizm, Poznań 1994; P. Vitebsky, Szaman, Warszawa 1996
17. Pierre Clastres, antropolog, badacz ludów indiańskich, autor m.in. Society against the State
18. Konstantyn P. Kawafis (1863-1933), jeden z najsłynniejszych poetów greckich
19. zob. J. Sierakowska-Dyndo, Granice wyobraźni politycznej Afgańczyków, Warszawa 1998
20. Majowie – lud indiański starożytnego pochodzenia, zamieszkujący Jukatan
21. potocznie zwanych Indianami
22. w „koszule ducha”, które miały chronić przed kulami, ubierali się wyznawcy indiańskiej religii Tańca Ducha. W rzeczywistości jednak nie wzniecili oni powstania – Siedzący Byk (słynny pogromca gen. Custera) nawrócił się na tą religię kilkanaście lat po powstaniu. Zob. np. J. Gąssowski, Indianie Ameryki Północnej, Warszawa 1996
23. zob. E. Nowicka (red.), Wielka Syberia małych narodów, Kraków 2000
24. muzułmańskie prawo religijne
25. Muammara Kadafiego. Zob. rozdział „Socjalizm muzułmański w Libijskiej Dżamahiriji” w: T. Fryzeł, Arabska myśl socjalistyczna, Warszawa 1985
26. teoretyk szyickiego ruchu oporu przeciw władzy szacha w Iranie, twórca doktryny „tawhid” (islamskiego socjalizmu). Zob. W. Giełżyński, Rewolucja w imię Allacha, Warszawa 1977
27. władza ulemów (ulema – duchowny muzułmański)
28. rzecz pisana w 1996 r.
29. japoński termin na określenie wielkich koncernów prywatno-państwowych
30. pacyfistyczna sekta protestancka, powstała w XVII w. w Anglii
31. taktyka polityczna trockistów, polegająca na przenikaniu do innych organizacji w celu rewolucjonizowania ich od wewnątrz
32. egzystencjalizm to kierunek filozoficzny reprezentowany m.in. przez J.P. Sartre’a i A. Camusa; trudno dociec, co Bey miał na myśli przywołując go w tym miejscu (może wolność i odpowiedzialność jednostki?).
33. Zauważmy – sam Bey na chrześcijaństwo patrzy z zewnątrz.
34. angielskie „Troubles” – określenie na konflikt katolicko-protestancki w Irlandii Północnej od 1969 r. Zob. np. W. Gruszka, Konflikt w Irlandii Północnej, Warszawa 1977; W. Konarski, Nieprzejednani, Warszawa 1991
35. Bey używa słowa „sectarianism” w znaczeniu „nienawiść religijna”
36. Generalnie sympatie katolików są bardziej lewicowe niż protestantów. Praktycznie cały ruch irlandzki – od SDLP przez Sinne Fein do IRSP – sytuuje się na lewo od centrum. Protestanci głosują na ogół na partie prawicowe (Ulster Unionist Party) lub skrajnie prawicowe (Democratic Unionist Party), choć działa też lewicowa Progressive Unionist Party.
37. United Irishmen – organizacja dążąca pod wpływem Rewolucji Francuskie do stworzenia niezależnej republiki irlandzkiej, w 1798 r. wznieciła nieudane powstanie.
38. Ekumenizm!
39. Można powiedzieć przez analogię, że polskim odpowiednikiem „celtyckiego chrześcijaństwa” byłby słowiański ryt Cyryla i Metodego (praktykowany przez pewien czas w USA – zob. F. Kmietowicz, Gdy Kraków był Trzecim Rzymem, Białystok 1994)
40. Bey nie widzi tu, że stworzenie kolejnego Kościoła tylko pogłębi ten „sectarianism”, bo wielu uczciwych, prostych katolików przywiązanych jest właśnie do TEGO kościoła, do Rzymu, do papieża. Lepiej byłoby radykalizować katolicyzm w ramach Kościoła (jak czyni to choćby „teologia wyzwolenia”), bez wdawania się w schizmy i herezje. Równie dobrze można by w Ulsterze propagować – jako alternatywę dla katolicyzmu i protestantyzmu – prawosławie.
41. Z tym, że taki ruch już w Irlandii istnieje od 1974 r. To Irlandzka Republikańska Partia Socjalistyczna – skrajnie lewicowe ugrupowanie niepodległościowe, uważające się za ponadwyznaniowe.
42. Chłopski ruch powstańczy przeciw dynastii Han w II w.
43. tajne stowarzyszenia chińskie, wyrosłe z bractw religijnych, obecnie na ogół związane ze zorganizowaną przestępczością
44. rewolucja republikańska, która obaliła mandżurską dynastię Ts’in
45. żydowski filozof religii (1878-1965), sympatyk syjonizmu wzywający do współpracy z Arabami, odnowiciel mistycznej tradycji chasydyzmu. O chasydyzmie zob. M.-A. Ouaknin, Chasydzi, Warszawa 2002
46. właściwie Gershom G. Scholem (1897-1982), badacz judaizmu, zajmował się przede wszystkim kabalistyką
47. Beyowi chodzi zapewne o grupy takie jak Bande Mataram i Anushilan Samiti, zwalczające terrorem brytyjskie panowanie na przełomie XIX/XX w.
48. a dlaczego? Przecież cały esej naszpikowany jest przykładami grup religijnych mających takie samo stanowisko wobec władzy czy własności jak anarchiści i komuniści.
49. Jak widzimy, Beyowi idzie o pozyskanie dla obozu Rewolucji religii (a także – w innym szkicu – nacjonalizmu), nie zaś o syntezę Rewolucji i Reakcji.
50. Ernest Bloch (zm. 1977), filozof niemiecki, marksistowski rewizjonista, podejmujący dialog z religią. Zob. L. Kołakowski, Ernest Bloch – marksizm jako gnoza futurystyczna, w: Główne nurty marksizmu, Londyn 1988
51. w teologii hinduistycznej zasada, że złe i dobre czyny w teraźniejszości rodzą złe i dobre skutki w przyszłości. Zob. A. Tokarczyk, Hinduizm, Warszawa 1986
52. święta księga hinduizmu, część Mahabharaty
53. zakład Blaise’a Pascala (XVII-wiecznego matematyka i filozofa francuskiego) odnoszący się do nieśmiertelności duszy: „jeśli (uznając ją) przegrasz – nie tracisz nic; jeśli wygrasz – zyskujesz wszystko”.