Biedaszyby w Wałbrzychu – Wywiad z Romanem Janiszkiem #22 (2/2005)
Kto myśli, ten już coś ma
Likwidacja Zagłębia Wałbrzyskiego w latach 90-tych pociągnęła za sobą absolutnie nieprzewidziane skutki społeczne. Aby zmniejszyć ich rozmiary, bezrobotni wałbrzyszanie powołali do życia Stowarzyszenie „Biedaszyby”, którego jednym z leaderów jest były ratownik górniczy, obecnie operator-dokumentalista działań biedaszybników – Roman Janiszek (ur. 1961 w Stroniu Śląskim), bohater filmu Tomka Wiszniewskiego „Wszyscy jesteśmy z węgla”, nagrodzonego m. in. w Nowym Yorku w marcu br. Dla „Innego Świata” z Romkiem Janiszkiem rozmawiają Agnieszka Brytan i Lech „Lele” Przychodzki z „Ulicy Wszystkich Świętych”.
„IŚ”: Romku, skąd wziął się pomysł biedaszybów?
R. Janiszek: To jest pytanie trudne, ale z tego, co ja słyszałem, biedaszyby już istniały po wojnie, zaraz po wojnie, kiedy przyjechało tu, na tereny wałbrzyskie dużo polskich Francuzów i ludzi z różnych rejonów kraju i świata. Było to wydobycie, jak się mówi, dla własnych potrzeb, nie dla potrzeb handlowych, bo węgla się nie kupowało wówczas. W pobliżu były pola thorezowskie (należące do kopalni „Thorez” – przyp. red.), bo głównie tam zaczynali kopać. Urabiali dla swoich, wiem o tym z opowieści ludzi starszych. Później była długa, długa przerwa. Ludzie mieli też w ogródkach swoich węgiel, ale to kopali dla siebie, żeby nie kupować na składach, bo to są pieniądze wyrzucone w błoto. W momencie upadku kopalń, które jak wiadomo dobrze żyły i funkcjonowały pełną parą – powstała bieda. Ludzie zaczęli drapać się po głowach i po brodach, co tu robić, żeby coś zarobić. No i przypomnieli sobie, że gdzieś na „Thorezie”, pod rurami, pojawił się węgiel, toteż zaczęli kopać i rozgrzebywać go. Okazało się, że urobek nadaje się do palenia. Najpierw kopali dla siebie, dla kolegów, dla znajomych, dla sąsiadek… Coraz to więcej osób przychodziło. Każdy zaczynał w swojej dziupli grzebać. No i rozeszło się – doszło od 1,5 do 2 czy 2,5 tysiąca ludzi.
„IŚ”: Wałbrzyski węgiel był jednym z najtrudniejszych do wydobycia w Europie…
R. Janiszek: Cały Wałbrzych leży na węglu. Gdzie nie uderzy łopatą czy kilofem, tam węgiel się pojawia. W jednym miejscu pojawia się głębiej, w drugim na mniejszych głębokościach, ale jest. Jeden lepszy, drugi gorszy. I jeszcze kwestia pokładów… Pokłady są pochylone, pionowe, poziome i pod kątem. Od strony „Victorii” – Boguszowa pokłady mamy pod kątem, bardzo dużym, gdzieś w granicach 80 stopni upadów, prawie 90 pionówki. Natomiast pokłady thorezowskie są poziome, o niskim nachyleniu, gdzieś 20, 15, 30 stopni. W dodatku wszędzie metan i dwutlenek węgla. Rejon „Mauzoleum” (dworek myśliwski dawnych niemieckich elit miasta w dzielnicy Podgórze – przyp. red.) to głównie miał i pół-węgiel. Natomiast w rejonie Jedliny – Głuszyc, gdzie były kopalnie w XVII, XVIII wieku (Niemcy mieli swoje prywatne kopalnie, typu „Wilhelm” czy „Dorota”), pokłady są żyłowe, szerokości ulicy i mają od 20 do 300 metrów długości, idą zaś w głąb do 50 metrów, z zawirowaniami geologicznymi. No, oczywiście większość chłopaków i brygad brała pokłady żyłowe. Dochodziła do pewnego momentu, gdzie można było wybierać. Jeżeli już się nie dało wybierać, bo było za głęboko, to szli po prostu pokładem dalej.
„IŚ”: W myśl prawa górniczego biedaszybnicy są przestępcami, wydobywają bowiem dobro państwowe…
R. Janiszek: Tak. W myśl prawa górniczego, geologicznego – wszystko co się znajduje już pół metra pod ziemią, jest mieniem państwowym, paragraf to mówi, nie pamiętam już który, 200-któryś tam, ale na to nikt nie zwraca uwagi, bo węgiel jest za dobry i po prostu wydobycie musi być. Wydawało się jednemu prezydentowi, drugiemu prezydentowi, że w bardzo szybkim czasie pokona armię ludzi. Tak, Kruczkowski (Piotr Kruczkowski, obecny prezydent Wałbrzycha – przyp. red.) pokonał, ale może w 60, może w 70%. Natomiast nie pokonał ich w 100 %. I myślę, że nie pokona z tego względu, że ciągle są nowi. Część weteranów odeszła, część została i ten węgiel wydobywa się dalej. W dzień, w południe, w nocy wywozi się ukradkiem do ludzi, na punkty.
„IŚ”: Na ile oceniasz w tej chwili dzienne wydobycie? Ile dziupli pracuje?
R. Janiszek: Robi plus minus 250 osób, nie więcej. Średnio przypadają 3, 4 osoby na brygadę. Z tym, że na dziuplę przypadają dwie brygady. Jedna robi do południa, jedna na noc. No i wiadomo: podział, wydobycie nie takie jak było. Natomiast wcześniej była brygada na brygadzie, dziupla na dziupli, wydobycie szło w tysiącach ton. Jechało to na całą Polskę, a nawet i na Czechy, choć później była wpadka.
„IŚ”: Czemu przy tak płytkich złożach III RP nie podjęła się zrobienia tu odkrywki?
R. Janiszek: Odnośnie odkrywki, to jest punkt martwy, dlatego że komuś to było nie na rękę, natomiast tydzień temu słyszałem, jak inż. Kosmaty (kustosz miejscowego Muzeum Techniki – przyp. red.) osobiście powiedział, że błąd popełnili, likwidując całe Zagłębie. Teraz łapią się za głowę, że utracili bogactwo milionów ton, gdzie Wałbrzych mógłby spokojnie żyć, ludzie mogliby spokojnie pracować, nie byłoby biedaszybów, dzieci by nie musiały chodzić na złom, kraść – poszerza się złodziejstwo, z tego co wiem. Ci ludzie, którzy przedtem pracowali na biedaszybach, nie zajmowali się złodziejstwem. Teraz w związku z tym, że część z nich nie robi, wielu chodzi na „włamy”. Finanse, które przynosili wcześniej – były wystarczające. Każdy dawał do gara dziecku, swojej żonie… Coś było. Teraz, obecnie, tego nie ma.
„IŚ”: Czy uważacie w Stowarzyszeniu, iż rozpoczęcie walki z biedaszybnikami było pomysłem kolejnych władz lokalnych czy też prikazem z Warszawy?
R. Janiszek: Nie, to był prikaz wewnętrzny. Stolicy, przypuszczam, było nawet na rękę, że nasze wydobycie szło. Oni interesowali się odbiorem, bo na Warszawę też transporty szły. Lublin bierze. Wrocław bardzo dużo bierze. Multum, każdy zasób by wziął. Mało tego, wałbrzyska koksownia „Victoria”, która produkuje koks w bardzo dużych ilościach – brała, tysiące ton tam szło i to im się opłacało, nam się opłacało – bośmy daleko nie musieli jeździć. Mieliśmy piękny przerób. Każdemu się opłacało. Czyli myśmy udowodnili, że przynosi to zysk. I mam taką cichą nadzieję, że będzie opłacalne, że to jeszcze kiedyś ruszy na pełnych obrotach. Może nie za Kruczkowskiego, może za innego prezydenta, ale ruszy.
„IŚ”: Czesi likwidując swoje kopalnie nie zalewali ich, stosując podsypkę. Tutaj zalano i tym samym podtopiono spory areał miasta.
R. Janiszek: No, niby robili eksperyment na skalę europejską, bo tak ludziom podali. Pierwszy taki na kontynencie. „Kopernika” też zalali (najnowocześniejszy szyb w Europie, łączący wszystkie 3 wałbrzyskie kopalnie – przyp. red.). Według mnie to było błędem. Teraz wyszło na jaw, że to był ten błąd, który spowodował upadek, a zarazem niemożliwość odnowienia kopalń. Ponieważ są zalane, nie da się ich już uruchomić w pełni. Czy szyb „Witold”, którym była zainteresowana Szwecja, potem Szkoci… Szwecja została oszukana przez władze wałbrzyskie. Natomiast zainteresowanie Szkotów padło na Ludwikowice Kłodzkie i kto wie, czy tamta kopalnia, która była po części zalana w związku z wyrzutem i ze śmiercią, nie pamiętam, w 1931 chyba roku, 150 osób (to był jeden z większych wybuchów na dole) – nie ruszy. Tam są potężne pokłady, które zalegają na rejon kłodzki, noworudzki i sięgają aż po Wałbrzych, do granic oczywiście, bo granica jest na jakimś tam pułapie, nie można go przekroczyć, bo wtedy wody naszych kopalń zaleją następne terytorium. Jak będzie, nie wiadomo. Czesi kopią po polskiej stronie i im się opłaca. Nam się nie opłaca, tzn. naszym władzom się nie opłacało. I poszło na bruk ponad 7 tysięcy górników, jak nie więcej, bo i „dół” poszedł i „góra”…
„IŚ”: Z jednej strony wiadomo, że decyzja zamknięcia kopalń Zagłębia była decyzją stricte polityczną i należy ją przypisać głównie działaczom późniejszej Unii Wolności (przecież inicjator całej „afery”, Jan Lityński, pochodzi stąd, z Walimia), a ogólnie ugrupowaniom postsolidarnościowym… Co zrobili w takim razie przeciwnicy, teoretyczni przynajmniej, „Solidarności”, SLD-owcy, którzy byli w regionie bardzo mocni. Czy próbowali doprowadzić do wznowienia wydobycia, mając sporą reprezentację w Sejmie i w Senacie?
R. Janiszek: Tzn. tak, obłowili się kasą, tak ludzie podają i fakty. Z tego, co ja sam wiem, do Austrii, jak rozbierali szyb „Kopernik”, gdzie praktycznie brakło już niewiele, żeby go uruchomić (wtedy naprawdę Wałbrzych chyba byłby jednym z najbogatszych miast w Europie, gdyby się udało, a dużo nie brakowało dyrektorowi Polakowi, który został odsunięty od władzy w najbardziej krytycznym, a zarazem najbardziej przykrym też momencie), był szefem od tych spraw inż. Płonka. On i spółka wywozili złom za śmieszne tysiące dolarów, gdzie to było warte razy n-krotnie. Załóżmy – tu sprzedawali transport za 4 tysiące, tam sprzedawali ten sam złom za 12 tysięcy $. Potężne pieniądze. Pan Płonka i kolesie obłowili się (są na to świadkowie, dokumenty u pewnych ludzi na wysokim szczeblu), postawili sobie dacze czy wille, domy pobudowali, zaplecze – no, przypuszczam, że do końca życia starczy im i ich rodzinie, a ludzi puścili z torbami. Nic nie zrobili, żeby tym, którzy poszli na bruk, pomóc. Śmieszna strefa ekonomiczna, utworzona po wielu latach, niby daje jakieś tam zatrudnienie dla wałbrzyszan, ale to tylko tak, żeby Polska nie umarła, a naród żył na chlebie i mleku.
„IŚ”: Strefa – raptem 5 tysięcy ludzi w 4 „podstrefach”, bo to jest rozłożone na kilka miast Zagłębia…
R. Janiszek: …taaak, niby to największa wolna strefa ekonomiczna w Polsce, Kruczkowski się tak szczyci, bo ma w niej swoje udziały, ale tam ludzie pracują praktycznie za darmo, bo jeżeli kierownica do mercedesa kosztuje kilka tys. euro, a tu wyrabiają ją za parę złotych, to skala porównawcza jest kolosalna. Niby coś robią, niby dają to zatrudnienie, ale to są śmiechy, bo ludzie robić gdzieś muszą i łapią się byle czego.
„IŚ”: Aby zamknąć kopalnie – należało wyzerować złoża i znalazł się człowiek, który te złoża wyzerował…
R. Janiszek: Znaleźli się tacy, choćby inż. Biel, co złoża wyzerowali, powiedzieli, że bogactw tu nie ma, a według badań geologicznych kopalin jest u nas plus minus od 50-80 lat pełnego wydobycia. To więcej, jak na Górnym Śląsku. Zresztą jest to jeden z najbardziej wartościowych węgli nie tylko w Polsce, ale i w Europie, poszukiwany nie tylko do przeróbki na koks, ale również do przemysłu farmaceutycznego, do wyrobu asfaltów, do chemii, praktycznie do przeróżnych rzeczy, w których wykorzystuje się węgiel. Węgiel zawiera w sobie wielką ilość pierwiastków, właściwie całą tablicę Mendelejewa, z czego da się wyrabiać przeróżne rzeczy. Tytuł filmu „Wszyscy jesteśmy z węgla” opiera się właśnie o tablicę Mendelejewa, człowiek jest zbudowany w 70% z węgla, jak podaje biologia.
„IŚ”: Skąd ty i ów film…
R. Janiszek: Zaraz powiem… Nie mając pracy, zostałem na lodzie, po zwolnieniach grupowych z kopalń łapałem się tego i owego, praktycznie handlowałem wszystkim, byle przeżyć… No i któregoś pięknego dnia spotkałem swojego kolegę, z którym również robiłem na kopalni – „Misiu”, taka była jego ksywka, nazywa się Andrzej Kuchta, bardzo fantastyczny człowiek, który pracując po kilkanaście godzin na kopalni i nie mając już nic, bo również został zwolniony, przyszedł na biedaszyby w 1999 roku, późno zaczął, bo same biedaszyby już były dużo wcześniej, gdzieś około 7 lat. Myśmy razem zaczęli też w 1999, był grudzień, w Wigilię jakoś 1999/2000, spotkałem go i tak do mnie mówi – Roman, chodź tam do nas, bo ty się znasz na rzemiośle górniczym, zobaczysz jak tam chłopaki robią czy dobrze im to idzie. Ja mówię: „Misiu”, do tego nie wracam, co zacząłem, czyli robiąc na kopalni. Chodź – mówi – zobaczymy. No – ja na to – przejdę się te 100 metrów (to było w rejonie Ludowej, bo „Thorez” i ul. Reja w sumie były pierwsze, gdzie szło pełne wydobycie). No, poszedłem, patrzę, jak oni robią. Faktycznie, zacząłem się śmiać, że kichę odwalają. W ten sposób nie pojadą daleko z pokładami. To pokaż, pokaż, pokaż… No i pokazałem to, tamto… Romek, przyjdź jutro. No to przyszedłem. Jak przyszedłem, tak już minęło 5 lat. Natomiast mój kolega „Misiu”, bardzo przykre to jest, ale po czterech latach, z tego 3,5 ciężkiej harówy, bo robił po 12 godzin na kilofie, dostał paraliżu i wylewu, po prostu z przepracowania. Sparaliżowany – teraz na nowo uczy się chodzić. Naprawdę jest to fantastyczny górnik, godny szacunku, bardzo dokładnie zawsze wykonywał swoje rzemiosło. Tyle powiem, jeszcze na kopalni, ja go uczyłem. Mile „Misia” wspominam, odwiedzam go często. Także ma dwójkę dzieci, w tej chwili jest na śmiesznej rencie, którą mu przyznali, na wpół sparaliżowany, ale to mu też nie wystarcza i chłopak rwie się dalej do biedaszybów, ale niestety, nie jest w stanie nic robić. A z kilofa nie schodził, robił trzy tony dziennie sam. To jest ogrom wysiłku, który wkładał i robił dobry węgiel. Zacząłem na Ludowej z nim, po jakimś okresie czasu zaczęli nas kordonem policji prześladować…
„IŚ”: Represje władzy trwały długo…
R. Janiszek: Pół roku, może 7 miesięcy mieliśmy spokój. Przyszedł okres, kiedy zaczęli się nami interesować, ale to tylko policja przychodziła. Myśmy im zaproponowali, że będziemy po sobie zakopywać wybrane pokłady. Nie pasowało im to. Zaczęli wlepiać kary, nakładać mandaty. Zabronili wjazdu sprzętu ciężkiego, bo nam najprościej było wjechać koparką czy spychem i wybrać pokład ziemi. Tak się robi, metodą odkrywkową. Wybrać pokład tyle, ile się da, potem go zakopać. I nie byłoby żadnych ubytków, praktycznie z drugiej dziupli ziemia byłaby nasypana. Zawsze byłaby jedna dziura wybrana, jedna zasypana. Skoro nie pozwolili, to żeśmy Ludową całą tak zrujnowali, podjechali żeśmy pod ogródki, gdzie w zimie rosły drzewa, natomiast na wiosnę były tylko czubki drzew, bo wszystko się zapadło. Słupki, siatki, drogi – wszystko…. Ludzie mieli do nas potężne pretensje. Ja przeżyłem dwa razy kordon policyjny, przyjechało kilka jednostek z Wałbrzycha. No, otoczyli nas, ganiali nas jak psy po polu. O tym się nie mówiło wcześniej, ale taka była prawda. I przeszedłem na „Thoreza”. Na „Thorezie” było podobnie, więc stamtąd przeskoczyłem na „Krakusa”. „Krakus”- ul. 11. listopada, tam w lasach była cisza, spokój, brygada na brygadzie, bardzo szybko się zaaklimatyzowałem z chłopakami. Nasze dziuple były jedne z lepszych, bo były dobrze zabudowane, fachowo i sięgały 15 metrów. Zazdrościli nam tego chłopaki. Myśmy się wkopali w pokłady stare, w poniemieckie chodniki i żeśmy sobie jechali spokojnie. Tam spędziliśmy rok czasu na jednej dziupli. Gdzie inni dziuple mieli 3 miesiące, one zostały zawalone, a my mogliśmy jedną dziuplę ciągnąć. Niemcy jeszcze przed wojną wydobywali węgiel, a Polacy po wojnie również wydobywali, to było liczone na miliony ton. Kiedy kopalnia „Wałbrzych” się jeszcze paliła, odkrywkami uzupełniano, z pokładów na „Mauzoleum” i częściowo nawet na „Krakusie”. Dowierzchnie były takie szybiki, było ich bardzo dużo. Po roku czasu z „Krakusa” odszedłem, ponieważ przyjeżdżała policja, łamała narzędzia, niszczyła worki, zaczęli nam dokuczać. Miałem ich dość, przeszedłem na „Mauzoleum” i zająłem się miałówką, mieli żeśmy dwie, trzy dziuple swoje. Leciała miałówka i węgiel na starej kopalni uranu, która jak wiadomo istniała na terenach Wałbrzycha, tam żeśmy się wbili w pokłady i był ten żółty węgiel, z pirytem i zasiarczony, który wysoką temperaturę wytwarzał. Ludzie się najpierw śmiali: O, żółty węgiel panowie przywieźli! A to tak nie jest, bo żółty nie znaczy zły. Natomiast później, jak się przekonali, to ten węgiel był rarytasem w stosunku do innych węgli. Palił się tak, że blachy się wyginały w piecach kaflowych, takie piece normalnie nie wytrzymywały temperatury, wiadomo – siarka, wszystkie jej związki tam były… I w „Mauzoleum” rozwinęła się produkcja, podjeżdżały TIR-y, ładowali żeśmy, pięciotonówki, dziesięciotonówki, dwudziestotonówki, nawet trzydziestotonówki przyjeżdżały. Facet zostawiał auto na dwa dni, w dwa dni wóz był załadowany i jechał w Polskę. Pruł się z kasy, myśmy to rozdzielali między 10 brygad, czy tam 15, bo tylu nas na jednego TIR-a robiło i ładowało, bo na TIR-ze było 10 osób i drugich 10 minimum było na dole. Trzeba było te worki donieść i wrzucić na wóz. A na samochodzie było dwóch odbierających, dwóch podających, dwóch przesuwających i dwóch wysypujących, to szło partiami. Nie mam żadnego zdjęcia z tych czasów, akurat TIR-ów nie zrobiłem. W tej chwili, wiadomo, TIR-y już nie przyjeżdżają, bo nasze władze kochane i gliny likwidują transport, likwidują przewoźników – w ten sposób ukrócono po części wywózkę i samą produkcje miału. Samochody rekwirowane są, jako narzędzie przestępstwa, sądy grodzkie przedtem były, wyroki w trybie przyspieszonym – nas traktują jako przestępców, wyroki są takie: od 8 na 3, 6 na 2, 4 na 1. W zawiasach oczywiście, do tego dokładają inne kary, plus kary pieniężne. Rekordzista-kolega przekroczył 15 tys. samych mandatów, Krzysiu miał około 8,5 tysiąca, wczoraj żeśmy rozmawiali… Nie zapłaci, ponieważ nie ma z czego, kopie dalej, a ma dwójkę dzieci na utrzymaniu, coś musi im dać do gara, nie? Chyba, że go zamkną, powiedział, jak państwo da na dzieci, niech zamykają. Wolnoć Tomku w swoim domku. My robimy swoje, rząd nasz swoje, policja swoje, władza miejska swoje, straż miejska swoje, prokuratura swoje i kółko się zamyka. To jest tabu bez końca. Praktycznie te sprawy są śmieszne, bo musieliby zamknąć 2 tysiące ludzi. Każdy ma ten sam paragraf: kradzież mienia państwowego. I ja byłem ostatnio na przesłuchaniach. Dla mnie jest śmieszne to wszystko. Kółko się zamyka, ponieważ władze lokalne synchronizują z pozostałymi władzami, instytucjami i ręka rękę myje. Praktycznie łańcuszek bez końca.
„IŚ”: Dzisiaj mówiłeś, że za pracę na polu sobięcińskim (Sobięcin – jedna z najstarszych dzielnic Wałbrzycha, położona między kopalniami „Thorez” i „Victoria” – przyp. red.) i za złomiarstwo wzięły się dzieci.
R. Janiszek: Tak, to po represjach, które były dosyć ostre na naszym terenie przeprowadzone. Naloty na dziuple, obserwacje z hałd przez lornetki, noktowizory, naloty na same hałdy… W międzyczasie dwa strajki, w tym jeden bardzo poważny, minimum 1,5 tysiąca osób w nim było, jeden z większych strajków, do których tu doszło, gdzie ludzie doprowadzili do tego, że Kruczkowski do nich wyszedł, bo jakby nie wyszedł to, wedle mojego zdania, chłopaki weszliby do Ratusza. Pomimo, że była to manifestacja pokojowa, wystarczyło jedno słowo, ochrona by się na niewiele zdała, po prostu by Kruczkowskiego wynieśli i nie zdziwiłbym się, gdyby go na taczkach wywieźli. Do tego nie doszło, przy drugiej manifestacji przywódców zamknęli, dosłownie przed nocą, kiedy miała się odbyć. Przyjechali, wygarnęli z domów, jak w stanie wojennym, po czym zamknęli na 24. Sprawa przykucia łańcuchami do Ratusza też nie wypaliła, z tego względu, że ktoś sypnął… Też przyjechali po chłopaków i ich zamknęli. Przykucie miało być symbolem walki „Biedaszybów”, wszystko było przygotowane, ale myślę, że jeszcze kiedyś takie coś będzie, gdy przyjdzie okazja. Możemy być pewni, że ktoś to uczyni, bo ten ktoś jest zdolny do tego.
„IŚ”: Jeżeli do pracy w dziuplach biorą się dzieci, to znaczy, że jest bardzo niedobrze…
R. Janiszek: Dzieci w wakacje nie wyjeżdżają poza Wałbrzych, natomiast biorą się za pracę na biedaszybach. No, nie idą na kilof, tylko na roboty lżejsze: wynoszenie (bo są mniejsze) w wiaderkach, sianie węgla, ewentualnie ładowanie lub wynoszenie worków, czy na wózkach wywożenie. Dzieci się pojawiają, dzieci robią, jest to zły znak, bo idą w ślady ojców… Wałbrzych w 70, no może w 60 %, jest miastem ludzi zdegradowanych na kryminalistów, złodziei itd. Nic dziwnego, że w tych warunkach dzieci robią to, co rodzice, pomagają im zarobić na chleb, jest to przykre – ale prawdziwe. Idą również na „włamy”, na złom. Tego złomu już nie ma, praktycznie Wałbrzych został wyrabowany. Są to dzieci różnego pokroju i wieku, od 13-15 lat wzwyż. Aby miał tylko trochę siły do roboty, każdy z tych chłopaków, a wiem, robi nieraz tory w nocy… O takich jest film, który Polsat ze mną kręcił, tytuł tego filmu będzie „Dziki chłopiec” chyba… Pokażą to w programie „Polsat dzieciom”: dzieci na biedaszybach, kradzieże, „włamy” i jeszcze dzieci na śmietniskach… No wiadomo, trzeba wybrać 5 kg puszek chyba w tej chwili – ja nie zbieram chwilowo, ale zbierałem – żeby zarobić te 4 – 5 złotych. Jest to zaledwie chleb, mleko i coś do tego, ale już coś jest. Tak się to odbywa.
„IŚ”: Pod sklepami w Wałbrzychu stoją dzieci, które proszą o każde pieniądze, ponieważ od nich zależy utrzymanie rodziny… Ojciec albo siedzi – albo go nie ma.
J. Janiszek: Owszem, jest już teraz coraz więcej pod sklepami dzieci, które proszą na chleb. Jeżeli nie dostają, to idą kraść, to jest normalne. Te 4 – 5 złotych, jak ludzie nie dadzą, to ukradnie, bo musi jakoś przeżyć, albo on albo młodsze dziecko. Nie jest to lekkie, ale jakoś sobie radzą. Są również zorganizowane grupy łebków, którzy nagminnie, a to w autobusach sam widziałem, zaczynają kraść. Torebkę ukraść to jest nie problem, kiedy kobieta w tłoku jedzie – albo obcina szelki, albo od dołu żyletką ciągnie i co się da, to wyciąga. Myślę, że niedługo policja będzie miała pełne ręce roboty, bo do tego wszystko zmierza. Skoro przedtem policjanci ciągle byli zainteresowani nami, potrafili ściągnąć wszystkie wałbrzyskie jednostki policyjne do jednego busa z węglem, gdzie siedziało raptem 4 ludzi i było może 30 worków węgla, a na to szło około 70 policjantów, to śmiech na sali… A, jeszcze jednostki straży przemysłowej, w naszym języku mówiąc – „czarnuchy” – i nie mogli sobie poradzić! Trwało wszystko 3-4 godziny! Skoro na takie hece dają pieniądze, to znaczy – stać ich na to. Policja jakoś nie zajmuje się innymi, poważnymi rzeczami, tak jak kradzieże w piwnicach. W tym okresie i narkotyki poszły w ruch, na terenie Wałbrzycha coraz więcej jest tego (ja tam mówię to, co słyszę, nie), głównie w środowisku dzieci i młodzieży. Mam córkę, 11 lat, skąd mam wiedzieć, czy czasami nie sięgnie któregoś pięknego dnia i po to? Sięgnąć to nie sztuka, ale później, gdy wciągnie się organizm, wszystko idzie wtedy. Kiedyś dawali to dzieciakom w lizakach, teraz w cukiereczkach podają, no, mają swoje sposoby, aby tylko znaleźć klienta, a potem już wiadomo. Bardzo dużo melin jest alkoholowych, które się znowu rozwijają. Ludzie nie mając pracy, z nudów albo z myślenia piją „wynalazki”, piją w tej chwili źle przerobione alkohole, ostatnio było głośne zatrucie takie, ale w porządku, żyją ludzie! Ze spirytusu drzewnego przerabiają, nie wiem, jak to robią, czy przez bibułkę i chleb, mają swoje sposoby, gonią to jako pełnowartościowy alkohol. Flaszka ich wódki jest tak śmiesznie tania w stosunku do normalnej flaszki, każdy chętnie kupi i się upije. Piją dzieci, teraz piwo w bardzo dużych ilościach, ktoś im je sprzedaje, nalewki i wina… Nie ma zajęcia takiego, jak wówczas, gdy były kopalnie. Były domy kultury, wszystko na pełnych obrotach, klubów sportowych od cholery, sekcje dżudoków, zapasów – znane w skali kraju – sekcja ciężarowców, były kluby szachowe, warcabowe, tańca nowoczesnego, kluby fotograficzne. Organizowano i zajęcia douczania młodzieży darmowe, tego nie ma, nie ma kopalń, bo jakieś palanty podpisały decyzję likwidacyjną, usunęły inż. Polaka, który dążył do utworzenia dzięki „Kopernikowi” nowej kopalni… Gdyby pozwolono „Kopernikowi” ruszyć, przypuszczam, że to wszystko nie miałoby miejsca. Nie byłoby złodziejstwa, nie musielibyśmy iść w nocy na biedaszyby, na złom czy jakiekolwiek, jeszcze gorsze rzeczy, nie tylko my, ale i inni ludzie. Bylibyśmy znani, każdego byłoby stać na godne życie, bo zarobek górnika na terenie Wałbrzycha był kiedyś tak przyzwoity, że każdego stać było na wycieczkę zagraniczną z całą rodziną! Nie mówię o opłatach za mieszkanie. Natomiast teraz przy zarobku 500, 800, 1000 zł góra – kogo stać na wyjazd, czynsz i utrzymanie w pełni rodziny? Jest po prostu dziadostwo.
„IŚ”: Stowarzyszenie „Biedaszyby” powstało po to, abyście się stali stroną w rozmowach z władzami, by 2 tysiące pracujących wówczas przy węglu ludzi miało prawną i oficjalną reprezentację…
R. Janiszek: Tak, zostało utworzone Stowarzyszenie „Biedaszyby”, które legalnie jest zarejestrowane. Kiedy powstało stowarzyszenie, troszeczkę władze nasze miejskie zaczęły się inaczej zapatrywać na to, co robimy, inne instytucje również. Wcześniej potrafili ściągnąć z Wrocławia jednostki specjalne, które wchodziły do dziur, wyciągając nas za włosy, robiąc z nas bydło, uważając nas za śmieci. Uderzyć ich nie mogliśmy, chociaż byliśmy armią ludzi, gdyby tylko padło jedno hasło, a były takie momenty, to zmietlibyśmy tę jednostkę, która przyjeżdżała z Wrocławia, ale za to groziły wyroki i to duże wyroki. Realnie nie mogliśmy zrobić nic. Pomiatali nami niesamowicie, nie wszyscy pamiętają takie interwencje, na Sobięcinie choćby, ja w tym osobiście byłem, było to bardzo przykre, bardzo niemiłe… Władza się szczyciła, że zrobi z nami porządek. Nic z tego, trwało to tydzień czy dwa i wracaliśmy do swoich czynności.
Przetrzymaliśmy zły okres i myślę, że i teraz przetrzymamy. Stowarzyszenie działa, ma stronę internetową: www.biedaszyby.republika.pl. Interesują się stowarzyszeniem nie tylko internauci z Polski, ale również z zagranicy. Dzięki Netowi jesteśmy wszędzie. Otrzymujemy maile z pytaniami, co się nowego tworzy, kiedy wypłyniemy na szersze wody…
„IŚ”: Faktycznie, przynajmniej w oczach opinii publicznej, zaczęto o was mówić dopiero po spotkaniu antyglobalistów w Warszawie, czyli po 29-tym kwietnia 2004 r…
R. Janiszek: Kiedy w Warszawie szykował się zjazd antyglobalistów, myśmy chcieli się tam pokazać z dobrej strony. Wypadliśmy podobno jako jedni z lepszych, szliśmy w pierwszym i w drugim szeregu, z kordonem łańcuchowym. Chodziło o to, żeby z boku ludzie nie wchodzili. Wracając do samego zjazdu – lokalne władze chciały i dążyły za wszelką cenę, żebyśmy nie pojechali do Warszawy. Robiły różne rzeczy, próbowały nas dorwać, a i tak wyjechaliśmy, cztery dni bodajże, nie, nawet pięć dni wcześniej, nieważne czym, nieważne za ile, ale żeśmy dojechali! Dużo osób ruszyło do stolicy, część ludzi nie wyjechała z Wałbrzycha, bo autobusy zostały zatrzymane, te, któreśmy zorganizowali i to jest fakt autentyczny. Górników z Górnego Śląska też zatrzymano przecież kolczatkami pod Częstochową… Po przyjeździe do Warszawy zadzwonił do nas szef wałbrzyskiej policji i był bardzo zdziwiony, że my tam już jesteśmy. Pamiętam jego słowa: Jak żeście tam, kuźwa, dojechali? W jaki sposób, skorośmy drogi obstawili? A ja na to: Nie jest ważne jak, ale jesteśmy! Z policji były 3, 4 telefony pod rząd. W całej manifestacji wykazaliśmy się bardzo intensywnie, również na wszystkich spotkaniach, łącznie z Zamkiem Ujazdowskim, jako jedni z czołowych punktów się pokazaliśmy. Od tego czasu wypłynęliśmy na strony internetowe i zaczęli o nas robić filmy. Natomiast wcześniej? Wiadomo, pracuję na biedaszybach, natomiast zajmuję się wideofilmowaniem, kręceniem wesel, kiedyś nawet pogrzebów i różnych innych imprez, właściwie robiłem wszystko. Więc pomyślałem – może by tak zacząć robić coś z biedaszybów? I zacząłem łazić po dziuplach, kręcić materiały tu, tam… I te biedaszyby, jedne z pierwszych, bo na pierwszych nie byłem. Z początku się wyśmiewali, że ooo, kręcę materiały i do policji donoszę, że to, że tamto. A tak naprawdę nie było, bo ja tam i pracowałem i pracuję, i podoba mi się to środowisko ludzi, bo jest dalsza solidarność górnicza, bo naprawdę solidarność jest i chciałem pokazać, jak to się odbywa, jak te biedaszyby żyją… Niektórych dziupli już nie ma. To już historia. Nie ma już „Krakusa”. Oczywiście są nowe dziury, natomiast starych dziupli nie ma, a ja dalej łażę z kamerą, kręcę. No i zbierałem materiał, zbierałem, zbierałem. Któregoś pięknego dnia na „Krakusie” chodził po biedaszybach jeden z warszawskich reżyserów filmów dokumentalnych, Tomasz Wiszniewski. Z jednej dziupli go pogonili, z drugiej dziupli go pogonili, to on taki załamany szedł, szedł i trafił na mnie. Autentycznie, bo ja akurat ze swojej wyszedłem. Trafił na mnie i mówi, czy tu jest gdzieś porządna dziupla, w której można z kimś pogadać. Pamiętam jego słowa. Ja mówię: no jest, zapraszam do środka, dziupla – 15 metrów. On się załamał. Pokazałem mu tę dziuplę, chwilę żeśmy pogadali, a on mówi: to ja przyjadę tu jutro. No i przyjechał i siedział z nami cały dzień. Rano o 8-ej, jak zjechał, tak późnym popołudniem żeśmy z tej dziupli go wyciągnęli na linie. On to przeżył, bo żeby cokolwiek mówić o biedaszybach, trzeba tam być. To mu się tak spodobało, że przyjechał z innym tematem. Pyta się, czy ktoś ma jakieś dokumenty, czy to czy to. Ja mówię – no, ja. To, mówi, mam propozycję zrobienia filmu: Wszyscy jesteśmy z węgla. Pojechał do Warszawy przemyślał to, przyjechał ponownie. Dopiero wtedy mi dał propozycję. Ja mówię: no dobra, propozycja jest, to robimy. No i tak żeśmy zrobili ten film, który TV1 15. grudnia emitowała przy 4,5 % oglądalności, to jest około 1,5 miliona Polaków, to bardzo dużo jak na film dokumentalny. Później, w styczniu, puściła to Polonia, gdzieś około 7 czy 8 % – to także bardzo duża oglądalność. Film został zgłoszony na festiwal do Lublina, gdzie zdobyliśmy wyróżnienie, zdobyliśmy za to wyróżnienie śmieszną nagrodę 1000 złotych, nie ukrywam tego, minus podatek, po 400 złotych, będę miał dla dziecka na chleb i na bułki, ale dobre i to – robię, co lubię. Teraz mogę powiedzieć, że zdobyliśmy wyróżnienie w Nowym Yorku, nie wiem jeszcze ile, jak – dopiero się dowiemy. Tylko tyle, że przyszło powiadomienie. Oprócz tego film jest zgłoszony na 9 festiwali: angielski festiwal, francuski festiwal filmów dokumentalnych, praski festiwal, krakowski festiwal… W Warszawie w panoramicznym kinie była projekcja filmowa. A na festiwale zachodnie jest robiony w wersji angielskiej i niemieckiej. Pojechali żeśmy do Berlina na spotkanie syndykalistów, z Tomka filmem, łącznie z moimi fragmentami dokumentów o biedaszybach, przez trzy dni było takie spotkanie konferencyjne, rozmowy. Odsunęliśmy praktycznie wszystkie tematy, Niemcy byli jedynie zainteresowani biedaszybami. Z tego, co teraz wiem (miałem telefon ostatnio z Niemiec), ukaże się niedługo potężny materiał z tej konferencji, dopiero teraz. Niemcy w czasie pięciu lat, nie tylko stacje niemieckie, ale i francuskie, BBC i tam inne nakręcili masę filmów, gdzie pokazali nas od złej strony, czyli od strony pijaków, niedołęgów. Pokazywali butelki, pokazywali nalewki, to jest przykre. Natomiast nie pokazali wielkiej solidarności, nie pokazali wielkiego zaangażowania w pracę. Pokazywali po prostu inną stronę medalu, chcieli nas z początku ośmieszyć. Ja w Berlinie przedstawiłem im to, że człowiek, który pracuje na biedaszybach – jest to człowiek godzien i z pasją. W każdym człowieku tkwi pasja, tkwi zaangażowanie, w każdym jest jakiś talent, dopiero im oczy troszkę przejrzały, oczy otwarły na świat, że zobaczyli problem z drugiej strony i faktycznie zmienili zdanie, bo żeśmy długo, naprawdę długo rozmawiali, do rana praktycznie po tych spotkaniach, że jak biedaszybnicy – to nie znaczy, że od razu ludzie z marginesu tylko, że oni coś w sobie mają, owo coś jest bardzo wartościowe i to są ludzie naprawdę warci świeczki i warci wyciągnięcia ręki do nich. Jest zainteresowanie biedaszybami również w Stanach Zjednoczonych, bo dostałem ostatnio wiadomość również. Oni są bardzo zdziwieni, że jesteśmy niby XXI wiek, a cofamy się do epoki kamienia łupanego, czyli przy pracy kilof, łopata itd. Wiadro, sznurek to są podstawowe nasze narzędzia pracy, worek na plecy i nasze siły, chęci i nasza energia w rękach. Zawsze mówiłem, że żeby kopać na biedaszybach, to trzeba myśleć. Kto myśli, ten już coś ma. Było parę ofiar śmiertelnych, w tym trzy ofiary, które mogły przeżyć. Władze nasze kochane, policyjne, zabroniły nam odkopywania ludzi, a ci ludzie mogli żyć. Natomiast trzy ofiary były na własną prośbę. Zginęli, bo chcieli zginąć. Nie powinni tam wchodzić, nie powinni tego robić bez zabudówki. Jest to przykre, 6 ofiar na Dolnym Śląsku na biedaszybach, ale w skali Górnego Śląska, gdzie zginęło ostatnimi czasy ponad 100, chyba 20 osób w ciągu roku, to do Wałbrzycha się doczepiają, natomiast na Górnym Śląsku patrzą – jaki będzie efekt.
„IŚ”: Kiedy w kopalni „Wałbrzych” był ostatni duży wybuch, zginęło przecież 18 osób. I nie uczyniono zeń wielkiej tragedii…
R. Janiszek: Nie było tragedii, natomiast teraz – wielka tragedia, wielkie bum… Pan prezydent, ja go rozumiem, owszem, że powiedział, iż nie dopuści już do żadnego wypadku, dzięki mu za to, tylko żeby dał nam wolną rękę i pozwolił porządnie zabudować dziuple, wtedy nie będzie wypadków. Ja mu to gwarantuję w 99 %. Zostawiam 1%, ponieważ przypadki chodzą po ludziach, a gdybyśmy mieli naprawdę pełną swobodę ruchów, to dziuple, daję na to słowo, byłyby porządnie zabudowane. Od momentu utworzenia Komitetu, potem Stowarzyszenia „Biedaszyby”, powstała ekipa, która chodziła po dziuplach i kontrolowała zabudowy wszystkich dziur, czego nawet wszyscy nie wiedzą. Kontrolowała przez prawie cały rok. Gdyby dziuple były porządnie zabudowane, nie byłoby nieszczęść. Nie byłoby pośpiechu, nie byłoby wariactwa, nie byłoby, że o – zaraz przyjadą, zabiorą nam narzędzia, wlepią karę, mandat to, tamto itd., itd. Ja rozumiem naszą władzę kochaną, będę teraz 12-go na spotkaniu, na rozmowie z panem prezydentem, która jest przełożona ponownie, miała być po świętach, niestety pan prezydent wyjechał. Na którejś konferencji w Książu władze nasze powiedziały, że dobrze byłoby zapomnieć o górnictwie i o biedaszybach. Padło takie zdanie! Ja się mocno postawiłem – jak można zapomnieć wielosetletnią tradycję górnictwa wałbrzyskiego, gdzie była Lisia Sztolnia, gdzie było ponad 60 kopalń na terenie Wałbrzycha, ponad 50 sztolni wybitych, 2 potężne uzdrowiska, jedno na Starym Zdroju, którego niestety nie ma już. Było ono jednym z największych praktycznie w Polsce. Drugie w Szczawnie Zdroju – ono się uratowało… Biały Kamień, tętniący życiem. Kolej panoramiczna, widokowa, której niestety nie ma. Jej podkłady i infrastruktura zostały rozebrane. Nie ma znaku, a szkoda, bo to można było uratować. Powiedziałem również o skansenie biedaszybów. Wyśmiali mnie. Wyśmiali mnie wielokrotnie. Powiedzieli, że tu się nie da utworzyć skansenu. Dobrze, że mamy muzeum, które jakoś jeszcze funkcjonuje. Do tego muzeum kopalnictwa wałbrzyskiego, które znajduje się na byłej kopalni „Julia” (czyli na „Thorezie”), przyjeżdżają ludzie, którzy chcą jeszcze coś zobaczyć – jest niewiele, ale gdyby połączyć skansen i muzeum, byłoby to piękne. Ale potrzebne są środki, pomoc ludzi i – niestety – zgoda władz. A władze nasze kochane powiedziały jasno, że nie chcą słyszeć o biedaszybach, o kopalni, to wszystko powinno nie istnieć. Tymczasem z dziada-pradziada przekazywane są pamiątki, medale górnicze, jest obchodzona Barbórka (kontynuujemy tę tradycję na biedaszybach), niekiedy ludzie w domu po cichutku odprawiają tę Barbórkę, niczym zakazane święto i tego się nie da zapomnieć. Niedawno byłem przekonany, że górnictwo już upadło, jednak dalej są akademie, są spotkania i mało tego – Francuzi tu przyjeżdżali, bo jest towarzystwo polsko-francuskie, działające na bardzo szerokim froncie i jak powiedział były dyrektor Polak – ta wymiana, ta więź, stała się tak potężna, że było wszystko – nasi jeździli do Francyji, Francyja przyjeżdżała tutaj. Była wymiana, była współpraca, wspólnie wdrażano pomysły racjonalizatorskie, teraz tego nie ma. Ale wierzę, że ślad po kopalniach nie zaginie. W środowisku napisano wiele wierszy, wiele poematów, na Barbórkę powstawały tzw. karczmy piwne, które mają prawie stuletnią tradycję w Wałbrzychu (myśmy wrócili do nich z końcem lat 60-tych), już i o biedaszybach są tworzone wiersze, jakie niedługo zostaną puszczone na Internecie. Z tego, co wiem, padła propozycja utworzenia pomnika górników Zagłębia, już jest projekt i myślę, że to wypali. Przy al. Wyzwolenia postawią ten pomnik, natomiast nasza propozycja wzniesienia pomnika biedaszybów – chwilowo ucichła. (Pomnik biedaszybów, wg koncepcji Stanisława Białowąsa i Romana Janiszka projektuje sam Jerzy Jakubów! – przyp. red.).
OD REDAKCJI: Tekst jest fragmentem przygotowywanej przez Agnieszkę Brytan i „Lele” Przychodzkiego (we współpracy z Romanem Janiszkiem) książki o Zagłębiu Wałbrzyskim i ludziach biedaszybów, która w wersji PDF ukaże się na stronie internetowej „Innego Świata”.